Co ty robisz, że jesteś taka chuda? – słyszę regularnie.
Nic specjalnego – odpowiadam wtedy, a to nieprawda!
Przemyślałam to sobie dokładnie – i dziś dzielę się z Wami moim przepisem na chudość.
Zanim tłum krzyknie „ależ to geny!”, pozwólcie że powrócimy do przeszłości, kiedy to byłam beztroskim pączkiem w maśle, nieskalanym genem chudości.
#onegdaj
Jest takie zdjęcie z czasów mojego niemowlęctwa – jestem na nim opasłym zawodnikiem sumo niezidentyfikowanej płci. Wyglądam, jakbym właśnie w ramach przystawki oszamała własnych rodziców i czekała na coś treściwszego.
Uważny widz dostrzeże jednak, że spod zwałów niemowlęcego tłuszczu próbuje wydostać się aniemiczna kobieta – to moja mama, żyje i ma się niedobrze (faktycznie gdybym ją wtedy oszamała to miałby mi prawo burczeć w brzuchu).
Oto właśnie przerosło ją ukochane niemowlę, które teraz okupuje jej wątłe uda i domaga się strawy.
Czasy, kiedy spokojnie mogłam zostać muzą Rubensa, przypadają na mój pobyt w Londynie – byłam wówczas kiełkującą dwudziestką.
W takiej właśnie dziewczynie – utkanej z barokowych falban sadła, zakochał się mój mąż.
Trzeba Wam wiedzieć, że miałam wtedy serce rozpłatane klingą nieszczęśliwej miłości.
Angielskie przysmaki czyniły moje brzemię lżejszym, a ciało cięższym.
Tak oto przybrałam wagę godną dorodnej foki, nawiasem mówiąc – ważyłam więcej niż w którejkolwiek ciąży 😀
#miłość
W mężu zakochałam się tak bardzo, że nie tylko zapomniałam o złamanym sercu, ale zaczęłam żywić się niskokaloryczną energią płynącą z miłości.
Już po miesiącu byłam zaledwie cieniem dorodnej foki – opuściłam swój tłuszczowy kokon, stając się całkiem apetycznym motylem.
Więc nie wiem, czy u każdego się to sprawdzi, ale w moim przypadku miłość okazała się wybornym środkiem odchudzającym i ja ze swojego punktu widzenia mogę ją zarekomendować.
#ilość dzieci
Spokojnie mogę powiedzieć, że w walce o szczupłą sylwetkę kluczowe jest posiadanie potomstwa.
I tu działa zasada – ilość dzieci jest odwrotnie proporcjonalna do ilości kilogramów na wadze.
Na ten przykład – czarno na białym, jak tłuste oko na rosołowej tafli – kiedy byłam dorodną foką?
Kiedy dzieci nie miałam.
Teraz mam trójkę i orbituję wokół wagi z początków liceum, przypadek?
Dzieci są jak liposukcja bezigłowa – wysysają z człowieka wiele, w tym tłuszcz.
A już taki noworodek to całkiem! On nie je mleka, on się żywi ludzkim sadłem!
#zapomnij o jedzeniu
Pójdziecie do pierwszego lepszego dietetyka i on Wam powie – pamiętaj o regularnych posiłkach!
To jest chyba jakiś spisek koncernów dietetycznych!.
Ja Wam mówię – chcesz schudnąć? Zapomnij o jedzeniu. Przestań jeść. Nie jedz.
To chyba jest oczywiste, że tyjemy od jedzenia, a nie od niejedzenia.
No tak na chłopski rozum – regularnie jesz, regularnie tyjesz.
Ha? Głupio Wam teraz dietetycy?
I znowu, chciałabym tę tezę poprzeć wiarygodnym badaniem na mojej własnej osobie.
Ja o jedzeniu często po prostu zapominam.
Wieczorem czuję głód wierzgający w żołądku, resztką sił dopadam jakieś zmurszałe jabłko i pałaszuję zapamiętale.
Po całym dniu niejedzenia, mój żołądek jest tak ściśnięty, że takie byle jabłko jest dla niego jak arbuz!
I po prostu nic więcej nie wcisnę.
#podziel się posiłkiem
Nie ma chudości bez szczodrości.
I nikt nie jest tak szczodry, jak rodzic wobec dziecka.
Rodzic Szczodry.
Rodzic nie odmówi dziecku ostatniego kęsa z własnego talerza. Ani pierwszego kęsa, ani sumy kęsów składających się na całą porcję.
A kiedy ktoś zje za Ciebie Twoją porcję, to ty nic nie zjesz.
A jak wiadomo – najbardziej chudnie się od niejedzenia.
#najedz się widokiem
Za to odkrycie oczekuję jakiegoś kulinarnego Nobla – otóż Drodzy Czytelnicy: patrzenie na nawet najbardziej kaloryczne jedzenie NIE TUCZY.
Na przykład – robię naleśniki, ściślej – stos naleśników, bo moje dzieci muszą uzupełniać zapasy niespożytej energii.
Nagle nie ma ani jednego. Dla mnie nie starczyło, ale widokiem się najadłam – wyglądały pysznie.
Tak jak wczorajsze frytki i przedwczorajsze brownie.
Uczta dla oczu panie! Jestem potem tak syta, że już nic nie wcisnę.
#nie jedz w samotności
Moją podstawową przyprawą w kuchni jest towarzystwo drugiej osoby.
Bez tego NIC mi nigdy nie smakuje.
Kiedy jestem sama, jem żeby przetrwać.
Źdźbło trawy stanowi moje dzienne paliwo.
Jedzenie nieokraszone ludzkim towarzystwem, całkiem traci smak.
#kto zjada ostatki, ten chudy
To oczywiste, że na ten przykład taki naleśnik z nutellą tuczy. Akurat tu nie będę z dietetykami polemizować.
Ale już takie truchło naleśnika, takie szczątki – do gołego placka obdarte z czekoladowego mięsa – właściwie nie tuczą.
Dieta skrawkowo-resztkowa jest bardzo efektywna.
Dieta to tylko część sukcesu, równie ważna jest aktywność fizyczna!
#sumienne wykonywanie obowiązków domowych
Piorę, odkurzam, gotuję, zamiatam, wycieram kurze – wszystko to w imię szczupłej sylwetki.
#taniec
W szczególności pasodoble z mopem!
oraz
#trener personalny
Kiedy w zimną październikową noc przybłąkał się do nas pies, nie sądziłam że tak naprawdę przyjmuję pod dach trenera personalnego.
Ja mam treningi rozpisane tak – trzy spacery dziennie, z czego dwa krótkie po kilkanaście minut i jeden długi – godzinny.
W moim przypadku ten przepis na szczupłotę ciała sprawdza się doskonale – mogę zatem śmiało założyć, że jest on uniwersalny.
Zamierzam tę dietę opatentować jako „Dieta mgr Ferreiry”.
Korzystajcie póki dostęp do niej jest darmowy!
36 komentarzy
Idę jesc póki nie mam dzieci 😉 Schludne po porodzie ^^
Otóż to!
„Moją podstawową przyprawą w kuchni jest towarzystwo drugiej osoby.” – urzekło mnie to zdanie 🙂
?Dzięki za porady, sumiennie skorzystam w przyszłości ?
Ja jem prawie nic i tyję. Powiecie, że oszukuję, ale to moje ciało oszukuje – ma taka gównianą magiczną sztuczkę – insulinooporność. Człowiek nie je dużo, a tyje. Nic nie je, a na widok lub myśl o jedzeniu ma wyrzut insuliny. Serio!!! Czasem sobie myślę, że mogłabym być komandosem; rzucasz takiego na pustynię bez żarcia i jeszcze przytyje. Mogłabym być komandosem, gdybym nie miała choroby hashimoto i insulinooporności. Bo póki co, to zamiast walczyć zdycham. Mam dzieci (2, na 3-cie zdrowia nie wystarczyło… albo odwagi, bo mam chęć – je mieć, bo robić to nie bardzo – wracamy do hashimoto), mam pracę, nie mam czasu na jedzenie i naprawdę nic nie działa. Dieta prawie nic nie działa, dieta resztkowa nie działa, zdrowa dieta 5 posiłków nie działa (jest najbardziej masakryczna), chodakowska nie działa (nie uwierzycie – bywa gorzej, ćwiczenia = stres = kortyzol = tycie). Jestem otłuszczającym się coraz bardziej, wierzgającym jeszcze (coraz słabiej) glutem. Nie mam siły… Co ja bym dała za to, żeby działały na mnie prawa zwykłe biologii i fizyki…
Zamiast tak marudzić to poczytaj trochę o diecie przy Twoich dolegliwościach, bo od gderania nikt jeszcze nie schudł. Insulinoodporność i hashimoto to nie koniec świata, wiem co mówię, bo też mi doskwierają problemy cukrowo -hormonalne. I można nawet schudnąć i nie chodzic wiecznie głodną. Dobre tłuszcze, brak cukru i glutenu i kilka prostych zasad i kilogramy znikają. Da się, tylko trzeba chcieć. Powodzenia
Dokładnie. Działamy, nie marudzimy! #teamhashimoto
Mój wpis na charakter żartobliwy.
Mogę sobie tylko wyobrazić, że jest Ci ciężko. Trzymam kciuki!
We wszystkim masz rację. Pozdrawiam Was serdecznie Kochani.
Ja to się tak napycham miłością, że to od niej utyłam, ot co!
Ja to się tak napycham miłością, że to od niej utyłam, ot co!
Dawno się tak nie uśmiałam!
Swietny post, Ja niestety chyba już dożywotnio zostanę rozrośniętą foką… hihi! 😉
Grunt to czuć się dobrze w swoim ciele!
Stosuję tą dietę od lat… 4 ;)!!!
Pozdrawiam serdecznie 🙂
Dziewczyno Ty jestes genialna!!! To w jaki sposob piszesz, tak apetycznie. Jestem glodna kazdego Twojego slowa pisanego. Ciagle mi malo. Dlatego czekam na ksiazke by sie choc troche nasycić.
Och, jak mi miło!
Już piszę kolejną notkę!
Święta prawda! Ja po dwójce dzieci ważę mniej niż w liceum choć i tam jakoś bardzo obfita nie byłam. Czasu nie mam na nic- i jak Ty zwykle najadam się patrzeniem a potem to już tylko szybko sprzątam póki trolle się nie awanturują. I tak cały dzień co zdążę się napatrzeć to nigdy już nie zdążę zjeść; )
Haha u mnie z miłością było na odwrót 😀
Dziewczyny, ja nie wiem jak to jest ale jako dwudziestka byłam foką, teraz jako bezdzietna trzydziestka+ wyglądam lepiej niż kilkanaście lat temu. Przypadek?
Nie sądzę!
Ja chce Twoją książkę ! 😀
To ile ta dorodna foka niegdyś ważyła? Powiedz Saro ,może i dla mnie jest nadzieja,pliss?
Kiedy poznałam męża ważyłam 65 kilogramów, ale mam tylko 165cm wzrostu, teraz ważę ok 50 🙂
To ja bym chciała ważyć te 65 kg przy wzroście 168 ,taką foka chcę być a jestem chyba orka?
Chodzi o to, żeby czuć sie dobrze w swoim ciele. Poza tym waga wadze nierówna. Ja wyglądałam i czułam się z tymi 65 kg źle 🙂
Tylko na diecie skrawkowo resztkowej da się ujechac cale życie? z ta ilością dzieci to się nie zgodze to nie jest norma,moja sąsiadka ma 4 i jest dwa razy taka jak ty,kiedyś widziałam cię na zdj z mamą, jesteście bardzo podobne również z sylwetki, coś jednak się dziedziczy, inni się mogą natyrac i jeść sałatę i tak nie zeszcxupleja
Najlepiej nie brać tego wpisu na poważnie 🙂
tak Saro sama prawda, co prawda ja jestem malusia bo tylko 157 cm, ale na studiach ważyłam 54 co przy moim wzroście bylo sporo dla mnie, tzn źle się czuła, ale wtedy była dieta piwna hyhyhyhy, teraz mam dwóch synów, waga iście maturalna 45kg, zaznaczam tylko że porcjami dorównuje mojemu mężowi i jem jak przysłowiowy chłop , I likkkeee itt!! 😉
Masz całkowitą rację, to od jedzenia się tyje, wystarczy dziubać, jak wróbelek i już fruniemy. Sprawdziłam na sobie. Ale potem dokonałam jeszcze lepszego odkrycia : a czy ja jestem celebrytką, modelką, albo Ferreirą, czy mi płacą za wygląd? Dzięki Bogu , nie. Zaczęłam jeść normalnie i jestem normalna i tak mi zdecydowanie lepiej. Jeszcze jedno – coś za coś, chude mają tzw. wyostrzone rysy twarzy, a to nie jest fajne.
W popularnej literaturze dietetycznej zupełnie nie wspomina się o temperaturze spożywanych posiłków! Definicja kalorii dawniej definiowana była jako ilość ciepła potrzebna do podgrzania, pod ciśnieniem 1 atmosfery, 1 g czystej chemicznie wody o 1 °C od temperatury 14,5 do 15,5 °C.
https://pl.wikipedia.org/wiki/Kaloria
Niewątpliwie z takiej definicji temperatura powinna mieć też znaczenie w kuracji odchudzającej.
A skoro tak to moim zdaniem brakuje w dietetyce popularnej czyli ogólnodostępnej np. ilościowych zestawiań typu: filiżanka gorącej kawy w odniesieniu do kalorycznego zamiennika w postaci „letniego” kotleta. Być może specjalne komercyjne algorytmy diety odchudzającej ( tzw. kuracje odpłatne ), zawierają w swoim zamkniętym programie też takie specjalne zestawienia. Ale w epoce domowych komputerów dokładne wyliczenie kalorii w codziennej dietetyce z uwzględnieniem temperatury posiłków nie powinno już być dla nikogo problemem.
Należy jednak pamiętać że w procesach trawiennych, poza odpowiednimi sokami trawiennymi i przyprawami które cokolwiek stymulują ich wytwarzanie, istotna rolę powinna mieć też temperatura spożywanych posiłków, szczególnie dla potraw tłustych, które w temperaturach niższych od ciepłoty naszego ciała może się niebezpiecznie gromadzić i tworzyć tzw. złogi. Wszystko z umiarem.
Hahaha Wspanialy Wpis! Tak fajny, ze az musialam napisac komentarz.
Wlasnie Cie odkrylam i chyba sie zaprzyjaznimy na dluzej.
Szkoda ze tylko jednostronnie… ale i tak, taka relacja bedzie mnie cieszyc.
Pozdrawiam bardzo,
Ew kochajaca zycie, moje malenstwa i mode tak jak TY 🙂
xoxo
Ewo ja po pierwszym przeczytanym wpisie zostałam tu na zawsze! Saro piszesz jak wirtuoz. Czytam Twoje posty z wielką przyjemnością.
Trochę to smutne, że namawiasz kobiety do niejedzenia 🙁 A gdzie wartości odżywcze? Teraz połowa Twoich obserwatorek ma anemię i boryka się z bólami głowy, ah szkoda…zaczynając czytanie byłam przekonana, że będzie to coś mega ciekawego.
Hej, ale wiesz, że to jest tylko i wyłącznie ironiczny wpis?
Niestety tak tego nie odebrałam.
Ironia w tym wpisie jest tak oczywista, że aż opadły mi trochę ręce.
Od zdjecia po każde jedno zdanie! „Pójdziecie do pierwszego lepszego dietetyka i on Wam powie – pamiętaj o regularnych posiłkach!
To jest chyba jakiś spisek koncernów dietetycznych!.
Ja Wam mówię – chcesz schudnąć? Zapomnij o jedzeniu. Przestań jeść. Nie jedz.
To chyba jest oczywiste, że tyjemy od jedzenia, a nie od niejedzenia.
No tak na chłopski rozum – regularnie jesz, regularnie tyjesz.
Ha? Głupio Wam teraz dietetycy?”
Przecież to żart.