Rozmyślaliście kiedyś o tym, jakie chwyty marketingowe mają na Was wpływ?
Ja na ten przykład mam przyjaciółkę, która jest zupełnie uległa wobec niemal każdej obniżki cen powyżej 70%.
Jest w stanie kupić coś bezużytecznego czy wręcz brzydkiego.
„To było przecenione o 80%!” – woła głosem dziarskiego akwizytora, pokazując mi jakieś konfekcyjne dziwactwo. I kiedy pytam ją na jaką okoliczność zamierza to założyć, odpowiada, że już okoliczność to się znajdzie, skoro kosztowało tysiąc a ona szczęściara jedna na milion kupiła za dwieście! Słownie DWIEŚCIE. Normalnie zaoszczędziła 800złotych! Jak szła do sklepu to grosza nie miała, a teraz ma 800zł! OSIEMSET!
Chwila nieuwagi i ktoś nie daj bóg sprzątnąłby jej sprzed nosa taką okazję! A to tak wisiało gdzieś nieporadnie na uboczu, z pozoru niepozorne i kiedy ona to wzięła do rąk to życie natychmiast w to tchnęła! Nietypowe owszem, nie spotka się takiego na ulicy, nietuzinkowe, ot co! Ale jak to jest w dotyku! Jak człowiek dotknie, to od razu czuć, że to jest mięsiste jak samo tysiąc złotych. Pomacaj sama! Zobacz!
Tak peroruje moja przyjaciółka, stojąc przed lustrem z konfekcyjną osobliwością za ułamek ceny i dorabia do groteskowej szmaty ideologię.
Na mnie wielkie promocje nie robią już wrażenia. Telewizji nie oglądamy dobre dwa lata, więc reklamy telewizyjne też nie mają ze mną szans. Radia nie słucham, bo przerzuciłam się na audiobooki. Zostają jeszcze reklamy internetowe, które zapewne mają na mnie największy wpływ i oczywiście bannery! Moje ukochane bilbordy reklamowe, których nienawidzę tak bardzo, że zadaję sobie trud ich zapamiętywania i niekupowania za karę wszystkiego co reklamują
Podobnie jest teraz w okresie przedwyborczym, kiedy na płotach kwitnie to koszmarne dziadostwo o nieznośnie wyretuszowanych twarzach. I ja sobie te twarze i nazwiska zapamiętuję cichutko, żeby wiedzieć na kogo nie głosować.
Ale! Mam pewną słabość. Słabość, która wynika zapewne z natychmiastowości mojej natury i faktu, że nie lubię czekać. Gdzieś ostatnio mignął mi taki artykuł w zacnym piśmie, że najwięcej w życiu osiągają ci, którzy umieją czekać. Cóż, najwyraźniej za wiele nie osiągnę.
Kiedy postanawiam ściąć włosy, chwytam za telefon i z lekką rozpaczą przyjmuję wiadomość, że wizyta za 30 minut nie jest możliwa. Kiedy sięgam po przepis kulinarny to najlepiej żeby wykonanie zajmowało max 20 minut. Przesyłki zawsze wybieram najszybsze. I restauracje, w których nie trzeba czekać za długo. Kiedy robimy zdjęcia na bloga, wracam do domu i natychmiast zaczynam je selekcjonować. Nawet chodzę tak szybko, że kiedy spotykam człowieka, który dorównuje mi tempem, czuję że jest moją pokrewną duszą.
Zresztą co tu dużo mówić ja nawet za mąż wyszłam po kilku miesiącach znajomości.
Kiedy wpadam na jakiś pomysł muszę go zrealizować tu, teraz, szybko! Nie ma się czym chwalić, ale nie lubię czekać na efekty.
I tak właśnie Kochani Czytelnicy dbam o sylwetkę.
Nie dla mnie wyzwania. Powiem więcej, kiedy czytam „czy podejmiesz wyzwanie” od razu krzyczę „nie!! Tylko nie wyzwanie!”
Kiedy Ewa Chodakowska przed morderczym treningiem realnie ostrzega „padniesz ze zmęczenia, ale będzie warto” to ja wolę od razu paść ze zmęczenia.
Dlatego właśnie jestem bardzo podatna na hasła w stylu „płaski brzuch w siedem dni! Zrzuć trzy kilo w trzy dni! Szczupłe uda dzięki jednemu prostemu ćwiczeniu”
Dacie wiarę? Ja! Racjonalistka. Oaza zdrowego rozsądku, a tak mnie można podejść!
Ja oczywiście wiem, że to bujdy na resorach, ale myślę sobie „a co mi tam! Spróbuję”.
A ponieważ mimo wszystko bardzo lubię żyć zdrowo i być w dobrej formie, to znalazłam złoty środek. O sylwetkę dbam „mimochodem”. Oznacza to, że wszelka aktywność fizyczna wpisuje się naturalnie w mój plan dnia. Kiedy mieszkałam w mieście wszędzie chodziłam piechotą – 20.000 kroków to była moja dzienna norma. Teraz chodzę na spacery z moim trenerem personalnym, czyli psem – codziennie trasa 5-10km w zależności od tego ile mam czasu.
Mimochodem, między pisaniem a wywieszaniem prania robię „deskę” albo 20 pompek.
Zamiast windy (zawsze wszędzie) schody.
Co do diety – nie trzymam się żadnej rygorystycznie, bo jeść uwielbiam, ale mam zdrowe nawyki. Mnóstwo warzyw (jak wiecie od rukoli jestem wręcz uzależniona), małe porcje, lekka kolacja. Bardzo rzadko jadam słodycze, nie słodzę, unikam też nabiału, który uwielbiam, ale szkodzi mi na wszelkie możliwe sposoby – wielki brzuch, problemy z cerą, ogólne zmęczenie.
Co jakiś czas na Waszą prośbę aktualizuję moją ulubioną listę ćwiczeń w YouTuba i mam wrażenie, że z roku na rok treningi są coraz krótsze 😀
No ale co ja poradzę, że wolę wykonać 10 treningów po 5 minut niż jeden 50 minutowy? No co?
Moim najświeższym odkryciem jest Lucy. Lucy umie mnie podejść jak nikt inny, a jej popularność wskazuje, że nie tylko ja mam słabość to treningów w stylu „wąska talia w siedem dni”.
Pytacie mnie jak często ćwiczę. Od wiosny niemal codziennie, ale mój trening to w w zasadzie ok 15 minut, a samopoczucie mam o niebo lepsze.
Ten trening to mój osobisty hit. Polecam wszystkim przyjaciółkom. Lucy obiecuje, że jeśli nie będziecie się obżerać, to w siedem dni stracicie brzuch. I ja jej wierzę!
Ważne – moja odwieczna zasada to wyciszanie dźwięku i odpalanie audobooka na czas ćwiczeń. Bardzo polecam.
Ten trening na łaski brzuch też bardzo przypadł mi do gustu.
A na pupę wciąż nikt nie wymyślił nic lepszego i mniej bolesnego niż Mel B. Nawet Lucy.
13 komentarzy
Saro, to jak sobie radzilas, kiedy dzieci były malutkie i wykonanie nawet prania tu i teraz jest zazwyczaj niemożliwe? Ja jestem obecnie w takiej sytuacji i szału dostaje, to chyba najgorsze w macierzyństwie;)
Kasiu, ale pytasz w kontekście ćwiczeń, czy w ogóle jak sobie dawałam radę?
Tak ogólnie, wiadomo, że każde dziecko jest inne i mamy są inne, ale mnie doprowadza do szału, że jednej prostej życiowej czynności nie mogę zrobić od początku do końca od razu, tylko np wieszanie prania trwa pół dnia xD a mam podobnie jak Ty, że lubię mieć zrobione od razu. Dodam, że dzieci to chłopcy -niespełna dwa lata i drugi cztery miesiące.
Jak ja to rozumiem. Ostatnio moim marzeniem jest wysprzatac dom na raz bez przerw na karmienie przewijanie zabawe. Też chłopcy 2.5roku i drugi 5mcy
To minie 😉 Mnie pomogło posegregowanie rzeczy wedle czasu jaki zajmują. Te powyżej 15-20 min zawsze odkładałam na najdłuższą drzemkę. Te poniżej robiłam gdzieś „w międzyczasie”. Plank albo przysiady albo tabata zajmują miejsce w „poniżej 5 minut” 😉
Pamiętaj, że dzieci rosną. Nie będą wiecznie takie małe i absorbujące. Z czasem będzie coraz lepiej. Mi jedynie takie myślenie pomaga. Inaczej bym zwariowała. Teraz nie mam często czasu i siły ćwiczyć, ale wiem ze może za rok, no może dwa będę juz miała czas. A może nawet będę miała super towarzystwo podczas ćwiczeń.
Post trafił idealnie, bo ostatnio odpuściłam sobie ćwiczenia. Też wolę 10 treningów po 5 minut, niż jeden długi 😀
Schody, zawsze schody ! Piątka ! ;D
Mel B jest cudowna,a Ty figurę masz piękną !
U mnie sprawdza się dobrze jazda na rowerze do pracy. Też jest jakby mimochodem. Lucy napewno sprawdzę, również jestem fanką szybkich efektów,a Twoje zdjęcia są takie przekonywujące:)
Właśnie „wpadłam” na Pani konto na Instagramie! „Przeleciałam” większość postów, właśnie przeczesuję bloga. Dlaczego dopiero teraz? Ja nie wiem, ale wiem jedno – będę stałym gościem, bo sposób, w jaki Pani pisze i Pani poczucie humoru, to tak jakbym czytała w swoich myślach. Z tą różnicą, że bloga nie mam ? Co do wpisu – ja też nie cierpię czekać, ma być tu i teraz, a z ćwiczeniami to już szkoda mówić ? Najlepiej, żeby tak wieczorem pomachać trochę nóżką, a rano obudzić się z wyrzeźbionym brzuchem, tyłeczkiem krągłym. A tym czasem zamiast tego sączę winko, może jednak rano chociaż biceps urośnie od podtrzymywania kieliszka ? Pozdrawiam serdecznie!
Dziękuję, jak miło! No cieszę się, że w końcu mnie znalazłaś w tym internetowym oceanie.
Daj znać, jak biceps, jeśli ćwiczenie okaże się efektywne, też zacznę!
[…] ostatnio pisałam o tym, w jaki sposób dbam o figurę, przeważyły komentarze w stylu „wszystko fajnie, ale to geny”. Zazwyczaj z tym nie […]
Chyba kluczem jest odpowiednie podejście, znalezienie czegoś, co się sprawdza u nas osobiście. Na przykład ja już od dawna zrezygnowałam z wyrzeczeń, jem to co lubię, ale z umiarem i oczywiście jestem aktywna fizycznie. Nie wyobrażam sobie dnia bez treningów, jazdy na rowerze czy choćby spaceru.