MOJE SPOSOBY NA STRES I NIEPOKÓJ

Autor: Miss Ferreira

W ostatnim czasie, w przeciągu właściwie kilku tygodni, zaobserwowałam w komentarzach jakiś dziwaczny trend. Mianowicie nie możesz się poskarżyć, wyżalić, powiedzieć otwarcie, że jest ci smutno, bo zawsze odezwą się głosy w stylu „rzeczywiście tragedia, ludzie tracą biznesy życia, a ty masz czelność narzekać!”.
Kiedy napisałam o licealistach, że bardzo mi ich żal, bo po roku siedzenia w domu, odwołano im także studniówkę, co samo w sobie nie jest katastrofą, ale ukoronowaniem (o ironio) ich ciężkiej sytuacji, głosy z nich kpiące, bo inni mają gorzej, wręcz przeważały. Część była tak chamska, że musiałam je kasować.
Pojawia się też zawsze mój absolutny faworyt tej kategorii, mianowicie „ludzie przeżyli wojnę, a ty narzekasz”. Zastanawiam się, ile lat musi minąć, żeby ten durny tekst przestał być jakimś praargumentem w dyskusji, no bo rzeczywiście, co tu odpowiedzieć? Faktycznie ludzie przeszli przez horror wojny i prawdopodobnie nic gorszego mi się nie przytrafi.
Ale czy naprawdę trzeba przeżyć koszmar, żeby móc pozwolić sobie na smutek?
I dlaczego ten smutek tak często odbierany jest jako słabość? Zaraz ktoś powie „bierz się w garść”.
Tymczasem smutek jest częścią bycia człowiekiem. Czymś naturalnym i w ogóle potrzebnym.
Czytam ostatnio książkę Natalii De Barbaro Czuła przewodniczka. Opisuje w nim krótki film pt. Nie martw się, niedługo będzie tak jak kiedyś autorstwa choreografki Ramony Nagabczyńskiej, zrealizowany w ramach projektu Kwarantanna warszawskiego teatru Studio. Film przedstawia jedynie twarz Nagabczyńskiej, a jej zadaniem jest uśmiechanie się, kiedy na ekranie pojawiają się napisy, w których ludzie mówią, że żałują, czego nie zrobili. Film trwa sześć minut. Ludzie się skarżą, a ona uśmiecha się od ucha do ucha. W pewnym momencie jest to nieznośne i wywołuje bunt oglądającej osoby.
Niepozwalanie sobie na smutek i odbieranie go jako słabość to robienie sobie krzywdy.
A odmawianie tego prawa komuś, bo inni mają gorzej, wydaje mi po prostu okrutne.

Od roku żyjemy w nowej rzeczywistości. Jedni z nas radzą sobie z tym lepiej, do tych osób zapewne należę ja, ale mi jest łatwo mówić, bo mamy pracę i jesteśmy zdrowi, inni radzą sobie z tym gorzej, niektórzy w ogóle.
Kiedyś niepokój towarzyszył mi z rzadka. Doświadczyłam go, kiedy wzięliśmy kredyt, a mnie dręczyły wizje, że nie możemy go spłacić.
Teraz jest moim stałym kompanem.
Bo sytuacja, w której nie wiemy, co przyniesie jutro i co więcej, nie mamy na to wpływu, jest źródłem stresu.
Czego się boję? Najbardziej tego, w jakim kierunku to zmierza? Jak udźwigną to moje dzieci i jaka przyszłość je czeka? Czy ta epidemia to początek kolejnych? Czy będziemy musieli nauczyć się żyć w nowej rzeczywistości? Co z moimi Rodzicami, którzy najprawdopodobniej w tym roku nie zrobią wesel? Ta lista jest dłuższa, ale tu stawiam kropkę.
A dziś opowiem Wam o tym, co robię, żeby nad niepokojem zapanować. Bo chociaż jest o wiele racjonalniejszy niż ten sprzed czterech lat, kiedy braliśmy kredyt, to nie zamienia się w paniczny strach o jutro.

Ograniczyłam wiadomości
Wiele lat temu, kiedy jeszcze telewizor stał na honorowym miejscu w salonie, zaczynałam dzień od odpalenia kanałów informacyjnych. Byłam podminowana, zanim w ogóle zjadłam śniadanie. Pozostałą część dnia nakręcałam się kolejnymi potwornymi wiadomościami ze świata.
A kiedy mój mąż wracał z pracy, już byłam solidnym kłębkiem nerwów.
Moje niezdrowe przywiązanie z kanałów informacyjnych, skończyło się, kiedy zrezygnowaliśmy z telewizji. Wróciło rok temu z początkiem pandemii. Byłam przyklejona do telefonu. Kiedy rano otwierałam oczy, najpierw sprawdzałam, ile jest nowych przypadków zachorowań, ile testów, ile osób umarło. Na kawę do kuchni schodziłam już przybita. Podczas jej picia wertowałam kolejne portale. Kiedy siadałam do pracy, nie miałam pojęcia, po co to robię, przecież świat się walił.
W końcu się opamiętałam. Zaczęłam szukać miejsc w sieci, które przynosiły jakieś dobre treści. Wtedy też postanowiłam, że mój blog będzie takim miejscem. Że wbrew pandemii, będę pisać o błahostkach.
A potem przyszedł październik i Strajki Kobiet. Pisałam Wam już, że jeżeli kiedykolwiek byłam bliska załamania, to właśnie wtedy. Całą tę sytuację przeżyłam bardzo, zaangażowałam w nią wszystkie swoje siły i po raz pierwszy w życiu dotknął mnie ogromy hejt w sieci, kiedy ludzie nazywali mnie po prostu morderczynią.
Uznałam, że moja rodzina i przyjaciele nie zasługują na znerwicowaną wersję mnie i przede wszystkim ja sama nie zasługuję na taką wersję siebie. Odcięłam się od WSZYSTKICH informacji.
Od kilku miesięcy sporadycznie czytam cokolwiek. Ktoś powie „ignorantka!”.
Uwierzcie mi, w dzisiejszym świecie, przenikniętym zasięgiem wifi i lte, wszystko i tak do nas dotrze.
A zatem wiem, że jest szczepionka, ale na przykład nie wiedziałam długo nic o trzeciej fali.
Wiedza o niej wniosła do mojego życia tylko niepokój.
Ostatnio zadzwoniła do mnie znajoma. Już po jej głosie wyczułam, że ledwo panuje nad nerwami. Czytała o wszystkim. O mutacji wirusa, młodych ludziach umierających w męczarniach, starszych ludziach umierających w samotności, rodzinie, która zginęła w tragicznym wypadku, teoriach, że to spisek oraz teoriach spiski obalających, dziwnych składach szczepionki i ludziach, których niemal zabiła.
W końcu pytam ją, po co ty to wszystko czytasz? Właściwie nie wie, na głos zastanawia się po co?
– Chyba żeby się wykończyć – sama dochodzi do konkluzji.

Szukam miejsc w internecie, które nie karmią mojego niepokoju
Bardziej niż kiedykolwiek potrzebuję porcji dobrych informacji, lub takich, które nie mają związku z wiadomym tematem, albo podają informacje w sposób, który nie wywołuje panicznego strachu.
Dlatego wolę Outriders Brief niż Onet, którego nagłówki brzmią, jakby wymyślał je Tarantino.
I bardzo się cieszę, kiedy piszecie mi, że taki spokój znajdujecie na moim blogu.

Pomogłam trochę organizmowi
O olejku CBD usłyszałam najpierw od znajomego, który miał ogromne problemy ze snem.
Nie zainteresowało mnie to szczególnie, bo ja sypiam dobrze. Okazało się jednak, że olejek CBD nie tylko wspomaga sen, ale w ogóle działa kojąco na organizm, pomaga się skupić i przynosi ulgę w stresie, a nawet w bólu. Dopiero to przekonało mnie, że może warto go wypróbować. Poczytałam trochę o olejku, bo najbardziej interesowało mnie, czy będę się czuła po nim zamulona i czy nie ma działania odurzającego.
Okazało się, że olejek CBD to ekstrakt z kwiatów konopi siewnych. Nie ma żadnych sztucznych dodatków i żadnej chemii. Nie ma w nim substancji psychoaktywnych ani uzależniających. Oznacza to, że można go brać przez jakiś czas i bezpiecznie odstawić, kiedy poczujemy się lepiej.
Ważne jest, żeby olejek przyjmować regularnie, jeśli będzie się go brało od przypadku do przypadku, nie spełni swojego zadania.
Zaczęłam przyjmować go dwa razy dziennie rano i przed snem. Przyjmuję dawkę zalecaną dla mnie, czyli pół pipetki (moc mojego olejku to 550g).
Czy olejek mi pomógł? Na tyle, że poleciłam go już niektórym przyjaciołom, którzy mają problemy ze snem, albo trudno im zapanować nad stresem.
Co ciekawe ja nie mam problemów ze snem, ale jeśli już się obudzę, to po mnie. Wystarczy, że obudzi mnie jedno z dzieci, bo miało zły sen i mogę godzinami przewracać z boku na bok i nic. To jednak nie problem. Najgorsze, że w tej bezsenności zawsze przychodzą złe myśli.
Jak to jest, niech ktoś mi wytłumaczy? Dlaczego z głębi umysłu wypełza tylko robactwo, czemu nie mogą to być pachnące łąki?
Niespodziewanie okazało się, że kiedy teraz coś mnie obudzi nocą, w ogóle nie mam problemów, żeby zapaść od nowa w głęboki sen.
Niepokój i stres. Oczywiście to nie jest tak, że przestałam odczuwać te emocje, ale są zdecydowanie delikatniejsze. Kiedy koleżanka zapytała mnie o działanie olejku, powiedziałam jej, że na wiele rzeczy mam teraz wywalone. I tak bym to opisała, choć nie brzmi to poetycko.
Powiem Wam, że nawet bałagan, który doprowadzał mnie do szału, nie robi na mnie wrażenia.
I od miesiąca, czyli od kiedy zaczęłam stosować olejek Kanaste, w naszym domu jest dużo większy bałagan niż zwykle 😀
Poranne skupienie. Zdecydowanie łatwiej zabrać mi się rano do pracy. Siadam, piszę, odpowiadam na mejle. Olejek pomógł mi w walce z prokrastynacją.
Polecam go przyjaciołom, więc polecam i Wam.
Uporałam się z niepokojem, czuję się bardziej wyluzowana, mogę wyjść na spacer, albo pójść spać, kiedy w kuchni jest bajzel.
Pamiętajcie jednak, że to nie jest lek, który wyleczy Was, jeśli czujecie, że nie radzicie sobie z psychiką. Wtedy udajcie się po pomoc do specjalistów albo poproście najbliższych, żeby Wam pomogli.
Bardzo ważne, żebyście mieli to na uwadze.
Jeśli macie ochotę wypróbować olejek Kanaste, to mam dla Was kod rabatowy. Z hasłem FERREIRA macie 20% zniżki na pierwsze zakupy w sklepie Kanaste.

kanaste

Wiem, co mnie uspokaja i staram się wygospodarować na to czas
Co mnie uspokaja? Gotowanie. Wiecie jaką część tygodnia uwielbiam najbardziej? Piątek po pracy (zaskoczenie!), kiedy mogę odpalić ukochaną muzykę, butelkę wina i zacząć gotować.
Przed czasami pandemii piątki oznaczały, że w drodze są już weekendowi goście.
Uwielbiam też… sprzątać. Bardzo mnie to wycisza. Włączam audiobooka lub podcast i pucuję dom.
Sprzątamy całą rodziną w poniedziałki i muszę Wam powiedzieć, że polubiłam przez to poniedziałki.
Spacery z psem. Nie będę się o tym rozpisywać, bo wszyscy, którzy czytają tego bloga, wiedzą, że mogłabym zostać oficjalną ambasadorką polskich pól. Dzień bez spaceru to dzień stracony, a kiedy mąż mnie pyta „ty znowu na spacer”, odpowiadam tylko, że to moja terapia.
I powiem Wam na koniec, że im większy niepokój, ty więcej dobrego jedzenia, tym czystszy dom, tym dłuższy spacer. Na początku pandemii gotowałam non stop, dom lśnił, a z psem chodziłam na 15-kilometrowe spacery.
Dziś nadaję do Was z kina, w którym schowałam się przed dziećmi, jest tu, delikatnie mówiąc niezły bałagan. Zaraz 15.00 i ani szansy na obiad, mam nadzieję, że wyrwę, choć 30 minut na spacer.
Jest dobrze!
Muszę mieć też serial, który wyłącza moje myślenie i sprawia, że życie wydaje się słodkie.
Na początku roku odkryliśmy Modern Family i to jest moje codzienna antysmutkowa dawka szczęścia.

Zadaję sobie pytanie, czym się tak naprawdę martwię?
To w czasach kiedy kupiliśmy dom i budziłam się w nocy, przerażona kwotą kredytu, znalazłam sposób na część zmartwień.
Zadaję sobie wtedy bardzo ważne pytania. Pierwsze – co mnie tak naprawdę martwi? I drugie – czy mogę coś z tym zrobić?
I będę z Wami szczera, często okazuje się, że za tym pierwszym pytaniem jest jakiś nieprzyjemny obowiązek do spełnienia, który odkładam w nieskończoność. A właściwie wystarczyłoby to załatwić.
Dosłownie kilka dni temu miałam taką sytuację. Musiałam rozliczyć rachunek za wodę w mieszkaniu, które swego czasu wynajmowaliśmy, a nawet ostatnie dwa lata mieliśmy pół-dzikich lokatorów (to temat na inny wpis). Cała ta sytuacja kosztowała mnie tyle nerwów, że teraz uciekam od tego tematu, jak tylko mogę. Żeby tę wodę rozliczyć, należało skontaktować się ze wszystkimi mieszkańcami domu. W końcu postanowiłam – jutro rano się tym zajmę!
Zadzwoniłam do wszystkich. Każdy był miły i chętny do współpracy. Taka pierdoła, a poczułam, jak zrzucam z siebie tonowy balast.
Często też, kiedy zadaję sobie pytanie, czym tak naprawdę się martwię, okazuje się, że pierdołą. Na dodatek taką, na którą zupełnie nie mam wpływu.
Oto przykładowa rozmowa w moim umyśle:
– Martwię się, bo chyba jeden z krzewów nie wytrzymał mrozów i umarł.
– No tak, szkoda, bo to był ładny krzew.
– Wielka szkoda.
– Czy ja wiem, czy wielka. Ostatecznie to tylko krzew.
– No nie wiem, tyle go podlewałam, wyrywałam chwasty, a jak pięknie kwitł.
– No dobrze, ale czy masz na to jakikolwiek wpływ?
– Nie mam.
– Czyli jest sens się martwić?
– Właściwie to nie.
– No! To jeden problem rozwiązany, kolejny proszę!

A z takich bieżących zmartwień, to żałuję, że moje drugie już urodziny przypadają na szczyt pandemii. W zeszłym roku obiecałam sobie, że w 2021 zrobię imprezę, na którą zaproszę całą wieś i wójta!
Chciałabym też zobaczyć moją przyjaciółkę, która jest w pierwszej ciąży i niedługo rodzi.
Rodzeństwo też chciałabym zobaczyć, wszystkich naraz razem z Rodzicami.
Jak widzicie, nie są to wielkie problemy, ale czasem wystarczające powody do smutku.

*Wpis powstał we współpracy z Kanaste

Podobne posty

9 komentarzy

Pola - odpoczywalnia 30 marca, 2021 - 4:13 pm

Mam bardzo podobne przemyślenia Sara. I sposoby też bardzo podobne:) spacery – bardzo bardzo! Ja jeszcze lubię stres wyskakać z Chodakowską, albo wyoddychać jogą.
I mam fazę na piękne filmy z akcją na południu Europy. Że słońcem, uroczym i miasteczkami, dobrym winem i kwitnący życiem społecznym.
Ściskam!

Odpowiedź
Zarobiona 31 marca, 2021 - 7:42 am

Piątek po pracy? To Ty pracujesz?

Odpowiedź
Miss Ferreira 7 kwietnia, 2021 - 10:09 am

Cóż za wysublimowana złośliwość, mam nadzieję, że Ci chociaż ulżyło.

Odpowiedź
Laura 11 kwietnia, 2021 - 6:55 am

Nie sądzę, jeśli ktoś musi dowalać innym to raczej nigdy nie ma prawdziwej ulgi…

Odpowiedź
Ala 13 kwietnia, 2021 - 10:38 pm

Jak to, Sara, nie harujesz w kopalni i masz czelność nazywać się osobą pracującą???

Matko, gdyby ludzie na żywo byli równie „wspaniali” jak w sieci, to ta społeczna izolacja byłaby największym wybawieniem.

Odpowiedź
Burgundowy Kangur 4 kwietnia, 2021 - 3:12 am

Wydaje mi się, że czasami ludzie chcą ,,umniejszyć” nasz smutek, bo wydaje im się, że to nam pomoże. I zaczynają mówić, że trzeba się wziąć w garść, że inni mają gorzej, że to wcale nie jest problem. Niestety to nie pomaga, nawet jeśli jest powiedziane w dobrej wierze, zamiast złośliwie. Moim zdaniem lepiej jest sobie pozwolić na bycie smutnym, na taką chwilową ,,żałobę” nad tym swoim smutkiem, przepracować to i wtedy pójść dalej. Nie lubię, kiedy ludzie umniejszają to, co akurat mnie smuci. Czuję, że jest to wtedy jednoznaczne z lekceważeniem tego, co czuję. Poza tym, każdy ma inne sytuacje, które w jego rozumowaniu urastają do rangi tragedii. Jeden będzie dobrze sobie radzić ze stresem i chamskimi komentarzami, ale bardzo źle zareaguje na swoją chorobę i chwilową niemoc. Z kolei drugi uzna, że z chorobą sobie poradzi, ale złośliwe komentarze będą dla niego tragedią nei do przeskoczenia.

Odpowiedź
JAK ODNOWIĆ STARY FOTEL? – Miss Ferreira 8 kwietnia, 2021 - 6:34 am

[…] zwykle zachęcam Was do takich zabaw. W ostatnim tekście, kiedy pisałam o moich sposobach na stres, zupełnie zapomniałam napisać, że uspokaja mnie przede wszystkim odnawianie mebli i drobne […]

Odpowiedź
Monika 21 kwietnia, 2021 - 7:28 pm

Po jakim czasie czułaś różnicę? Stosuje 9 dzień olej póki co nie widzę żadnej…mam dawkę 1100

Odpowiedź
Miss Ferreira 23 kwietnia, 2021 - 6:33 am

Kurcze, od razu, mój mąż też… Dziwne, bo masz mocną dawkę. Jeśli nic nie czujesz, napisz do nich, dają „gwarancję szczęścia” i zwrócą Ci pieniądze.
Może się zdarzyć, że CBD nie działa, ale chyba bardzo rzadko z tego, co czytałam.
A szkoda 🙁

Odpowiedź

Skomentuj Ala Cofnij odpowiedź