Miałam ciężki tydzień. Dopadł mnie ten znerwicowany świąteczny czas pt „Sprzedaj duszę Świętemu Mikołajowi.” Zamiast worka prezentów, worek mejli: „na wczoraj, na już, asap, natychmiast, najlepiej do końca dnia”.
Niechcący dałam się w to wciągnąć. W piątek o 15, kiedy opiekowałam się siostrzenicą dostałam kolejnego. Najważniejszego z ważnych. Asapowego króla. Zaczęłam odpisywać, kiedy K. jęknęła.
Skarciło mnie niemowlę. Poszłam po rozum do głowy.
Czy świat się zawali, jeśli odpowiem w poniedziałek? Na boga jest piątek. Godzina 15! Powiedzmy, że wyszłam z pracy!
Nie odpisałam. Świerzbiły mnie ręce, ale nie odpisałam.
Nastawiłam budzik w poniedziałek na 6.00 rano, żeby odpisać, zanim ten ktoś przyjdzie do biura i zobaczy moje milczenie. Nie wstałam. O ósmej znowu uderzyła mnie ta myśl „a co jeśli nie odpiszę? Świat się zawali? Nie zawali się. Prawdopodobnie wstanę i ziemia nadal będzie krążyć wokół słońca. Czym jest mój mejl wobec nieskończoności wszechświata?
Wstałam dopiero o 10.00, przeziębiona i dręczona gorączką. Ostrożnie otworzyłam laptopa, zupełnie jakby miał z niego wyskoczyć jakiś świąteczny elf i wpierdolić mi rózgą.
O dziwo nic się wydarzyło. Skrzynkę mejlową zastałam w dokładnie takim stanie, w jakim zostawiłam ją w piątek. Żadnych dodatkowych pytań. Ponagleń. Pretensji.
„Przepraszam, że odpisuję dopiero teraz…” – zaczęłam mejla, po czym uderzyłam się zdrowo w łeb. Znowu. Naprawdę dziewczyno?! Przepraszasz, bo ktoś czekał na twoją odpowiedź w sumie jakieś cztery godziny robocze?!
Skasowałam przeprosiny i odpisałam. Po prostu. Świat się nie zawalił. W międzyczasie wszechświat trochę się rozciągnął, czyniąc mojego mejla śmiesznie małym i zupełnie nieważnym.
Jechałam ostatnio samochodem. Na moich oczach na skrzyżowaniu wpadały na siebie z impetem dwa samochody. Stłuczka. Poharatała tylko samochody i ludzkie nerwy.
Moja pierwsza myśl: kurde, a co jeśli ona jechała na jakieś ważne spotkanie, a on się śpieszył do lekarza? Co teraz będzie?! No co?
No Nic – odezwał się jakiś głos. Ona nie przyjdzie na spotkanie. On nie pójdzie do lekarza. Świat się nie zawali. Wszechświat nie zwolni.
Po raz pierwszy niepokój uderzył mnie z taka siłą, kiedy kupiliśmy dom. Podpisałam cyrograf z bankiem. Na wieczność. „A co jeśli?” to pytanie krążyło jak sęp nad truchłem mojego spokoju. Zupełnie poległam na tym ringu. Leżałam, brocząc strachem o jutro.
Jeśli stracimy pracę?
Jeśli stracimy zdrowie?
A co jeśli…
Zadzwoniłam do brata z płaczem. Pamiętam jak dziś. Siedziałam na schodach, moje łzy kapały na dębowe, świeżo woskowane trepy. Wpatrywałam się w ogołocone z liści brzozy za oknem i wyłam. Wyłam.
Brat mnie wysłuchał i ciepłym spokojnym głosem powiedział: „Wiesz Sarenko, że wszystko o co się tak martwisz, prawdopodobnie nigdy się nie wydarzy?”
Poranek w sklepie. Spotykam sąsiada. Jest zmęczony, ziewa zaciągając się tlenem:
– Przepraszam cię, najchętniej wróciłbym do łóżka – tłumaczy mi lekko zażenowany – jestem padnięty.
– To wróć do łóżka! – odpalam.
– Nie no coś ty, nie mogę.
– A coś się stanie jeśli po prostu wyłączysz telefon i prześpisz się godzinę?
– Nie sądzę, raczej nie. Właściwie to na pewno nic się nie stanie, bo w sumie co? – dodaje w zamyśleniu.
– No właśnie. Świat się nie zawali – uśmiecham się, sama próbuje w to uwierzyć.
Kupuję pięć bułek i trzy banany, kiedy kątem oka widzę sąsiada wychodzącego ze sklepu. Na odchodnym rzuca:
– Wiesz czytałem gdzieś, że podobno 70% tego czego boimy się w życiu najbardziej, nigdy się nie wydarzy! Więc chyba masz rację.
Czasem myślę, że źle sobie ten świat zorganizowaliśmy. Wiem, pewnie nie dało się lepiej.
Zapieprzamy jak szaleni, żeby mieć. A potem mamy. Im więcej mamy, tym większy w nas niepokój.
Bywa, że doskonale rozumiem tych, którzy wypieli dupę na cywilizację. Zaszyli się gdzieś w alaskańskiej głuszy. Z DALA OD WSZYSTKIEGO. Od cywilizacji migającej powiadomieniami, jak światła w Las Vegas. Od niemożności ucieczki. Od niepokoju o jutro.
Zwolnij. Świat się nie zawali. Wszechświat nie przestanie się rozciągać. Prawdopodobnie wszystko czego się boisz nigdy się nie wydarzy.
10 komentarzy
Kochana,ten wpis jest tym czego mi trzeba od kilku dni,a nieśmiało gdzieś w zakamarkach mojej głowy kiełkowało.
Wczoraj rozmawiałam ze znajomym i mówię, że na jutro wypisałam urlop – spytał (a raczej stwierdził) „A po co Ci wolne? Masz coś do załatwienia.”- No i ja nie miałam! Wzięłam wolne, bo mogłam. Nic do załatwienia, od tak żeby odpocząć. Do momentu przeczytania Twojego tekstu o godz.10 w kuchni przy kawie, miałam przez to wyrzuty sumienia. Wzięłam wolne BEZ POWODU. Świat się nie zawalił, wszechświat nie zwolnił. Dziękuje Ci za ten wspaniały tekst! :*
Dziękuje za ten wpis,bardzo go dziś potrzebowałam. Jestem z córka sama, ciagle gdzieś pędzę, żyje w wiecznym niedoczasie, popędzam, pospieszam dziecko, isc szybciej, ubierać się szybciej, myć się szybciej… Chcialabym ale nie umiem zwolnić,co za czasy.
Jak zwyklr w punkt! Jak Ty to robisz? 🙂
Bardzo potrzebny wpis – zwłaszcza w nadchodzącym okresie …
Bardzo mądre słowa i bardzo potrzebne naszej przeciążonej psychice. Każdego dnia należy je sobie przypominać a będzie nam się żyło o wiele lżej i szczęśliwiej. A pierwszy powiedział je Mark Twain „Spędziłem większość życia, martwiąc się o rzeczy, które nigdy się nie wydarzyły.” Pilnujmy więc, żeby nigdy nie przyszło nam tak powiedzieć. Pozdrawiam
I low ju 🙂
Haha… ja to lubię sobie wymyślać problemy. Jestem okropną panikarą i większość decyzji / niecodziennych wydarzeń muszę okupić strachem i nerwami.
I po co mi to?!!! Zazwyczaj sprawy toczą się po mojej myśli :).
Dziękuję. Od dłuższego czasu słyszę jak wszyscy zewsząd mówią mi ciągle „musisz”. I te wszystkie „muszę” ciążą mi już strasznie. Potrzebowałam przeczytać, że nic nie muszę, nie w tej chwili i nie zawsze. Jestem tylko człowiekiem i męczę się nie tylko fizycznie, ale i psychicznie i powinnam pamiętać, żeby dać odpocząć zarówno zmęczonym mięśniom jak i umysłowi. Pozdrawiam 🙂
[…] wiedzę innego rozwiązania. Nie miałabym szans odłożyć gotówki na ten dom. Nie znoszę tego uczucia niepokoju, o którym ostatnio pisałam. Dom to finansowa studnia bez dna. Dopiero po roku mieszkania […]