Każda panna młoda skrycie marzy o pięknej pogodzie w dniu zaślubin.
Niby nie to jest najważniejsze, ale kto chce być porwanym sprzed ołtarza przez wiatr?
Czy pobłogosławiony deszczowym kropidłem?
Chyba nikt.
Kiedy więc ostatniej październikowej soboty 1948 roku, pogoda postanowiła utkać na Bieczem niebo ze szlachetnego błękitu, Stasi – młodziutkiej pannie młodej, ulżyło.
Myśl o pokonaniu glinianej drogi z domu do kościoła w strugach deszczu, była nieznośna.
Spojrzała na drzwi szafy. Tam na wieszaku, dostojnie mieniła się w słońcu suknia ślubna. Skromna, ale z bajecznie długim welonem…
Uszyta przez słynną na całą okolicę krawcową, matkę chrzestna Stasi. A obok sandały na obcasie.
Stasia z wdzięcznością pomyślała o październiku, który w swojej łaskawości pozwolił jej iść do ołtarza w sandałach.
– Przecież mógł spaść nawet pierwszy śnieg – przemknęło przez głowę Stasi, aż uśmiechnęła się do tej absurdalnej myśli.
Październik jednak bywa okrutny. Gdyby spadł śnieg to w czym poszłaby do ślubu? W czasach, kiedy tak trudno o cokolwiek! Przecież miała tylko jedna parę białych wyjściowych skarpetek na potańcówki…
– Ale dziś aura jest łaskawa dla panny młodej – Stasia pożegnała pogodowe rozterki.
Zza zamkniętych drzwi dał się słyszeć szum przygotowań, urywki rozmów, jakieś szybkie kroki, nagły śmiech. Cała ta lekko nerwowa muzyka ostatniej chwili przed.
Kto mógł pomagał w organizacji przyjęcia weselnego, zaplanowanego w pobliskim warsztacie – tam po ceremonii zaślubin miała udać się młoda para a wraz nimi goście weselni.
– Ciekawe co teraz robi Cesiu? – myśl o narzeczonym była przyjemna. Stasia znała Czesława z sąsiedztwa. Pracowity, zaradny, nie jest zamożny, ale będzie dobry dla Stasi – tak mówili jej rodzice i tak nauczyła się o nim myśleć Stasia.
Ona – dwudziestoletnia blondynka o niebieskich oczach, w wolnych chwilach uwielbiająca haftować. On dwudziestopięcioletni ciemnooki brunet z talentem plastycznym do rysowania zwierząt.
Dziś mieli złożyć sobie przysięgę małżeńską. Na miłość musieli dopiero zapracować. Oboje to wiedzieli.
***
Nadszedł ten moment. Mama i chrzestna pomagają Stasi założyć suknię ślubną.
Jeszcze wianek i welon. Stasia widzi, jak spracowane dłonie mamy drżą. W jej jasnych oczach szklą się łzy.
Niesforny kosmyk Stasi, wymyka się spod wianka, mama delikatnie odsuwa go z twarzy córki.
Przez moment patrzą sobie w oczy. Nic nie mówią, przełykają ten dziwnie słodki smutek. Ukradkiem ocierają łzy.
Tymczasem nieśmiałe październikowe słońce toczy się po Pogórzu Karpackim. Topi się w rzece Ropie i przez wąskie gotyckie okna wtłacza światło do kościoła pod wezwaniem Bożego Ciała w Bieczu.
Tam Stasia i Czesiu zostaną mężem i żoną.
Panna młoda do ślubu idzie piechotą, na nogach ma sandały, w dłoniach trzyma bukiet białych chryzantem.
Idzie ostrożnie, żeby nie zniszczyć obcasów o wyboisty bruk. Wiatr tańczy z jej welonem.
Kiedy wchodzi do kościoła widzi narzeczonego, czekającego na nią przy ołtarzu. Kątem oka dostrzega gości. Łagodny wzrok przyszłego męża koi jej emocje. Stasia jest spokojna.
Rzęsisty sznur łez rozsypie się po jej twarzy, dopiero kiedy założy mężowi obrączkę. Wie, że Czesław pożyczył ją od kolegi, po ślubie będzie musiał obrączkę oddać.
„Nie jest zamożny, ale będzie dobry dla Stasi” – Czesław za punkt honoru stawia sobie zorganizowanie obrączek ślubnych, ale złota jest niewiele, jest drogie. Starcza go tylko dla przyszłej żony.
Stasia całe życie nosi ukochaną obrączkę. Czesław nie może się zmusić do noszenia swojej – taka, której nie było na ślubie to nie to samo – mówi.
A miłość? Przyszła. Powoli. Nie wybuchła nagłym gwałtownym żarem. Ale paliła się przez 63 lata.
Czasem gniewnym i smutnym płomieniem. Innym razem w sposób łagodny i sielski.
Stasia odchodzi pierwsza, w zimny grudniowy dzień, kiedy świat drzemie pod śniegową pierzyną. Małżonkowie trzymają się wtedy za ręce. Tym razem żadne z nich nie ma obrączki. Czesław – bo nie ma w zwyczaju jej nosić, Stasia – bo choroba nie oszczędziła jej dłoni.
Nie zdąży na ślub ukochanej wnuczki Karoliny.
Kiedy pół roku później Karolina staje na ślubnym kobiercu, na palcu u jej lewej dłoni połyskuje pierścionek – piękny, stary z liniowym kamieniem.
Ten sam, który Czesław wręczył Stasi, prosząc ją o rękę.
biżuteria na zdjęciach – Apart
sukienka – reserved
okulary – Ray Ban
Zdjęcia robione aparatem Olympus PEN E-PL 7
Dziękujemy za uprzejmość restauracji Zaczarowana Dorożka w Lublinie, która udostępniła nam miejsce do sesji.
Któregoś dnia koleżanka opowiedziała mi historię swojego pierścionka zaręczynowego. O tym jak na jej oczach zniknął w czeluściach odpływu, kiedy myła ręce. Kilka tygodni później rozstali się z narzeczonym, do planowanego ślubu nigdy nie doszło.
Oczywiście pierścionek, któremu przyszło tak marnie skończyć, raczej nie miał na to wpływu, ale zwiastował coś złego. Zasiał niepokój.
Kiedy usłyszałam tę historię, pomyślałam, że można by to opisać. A zaraz potem przyszło mi do głowy, że takich historii z pewnością jest więcej, że można zebrać je w cykl krótkich opowiadań na blogu.
Natychmiast napisałam do firmy Apart, z którą mam przyjemność współpracować od lat, pytając czy zechcieliby objąć mój projekt patronatem. Mój pomysł został przyjęty z entuzjazmem.
Oto więc jest – pierwsze z opowiadań w cyklu „Magic Moments”, nawiązujące do jednej z kolekcji biżuterii Apart. Bo biżuteria to rzadko jedynie błyskotka. Najczęściej symbolizuje ważny moment.
I takich własnie historii, gdzie biżuteria jest tłem do międzyludzkich relacji, szukam.
Może Wy, Drodzy Czytelnicy, macie takie historie w swoich rodzinach? Warte opisania i utrwalenia. Chętnie opiszę je na blogu.
Jeśli tak, to piszcie na adres missferreira@onet.pl.
34 komentarze
Piękna historia <3
Biecz jest piękny.
Piękna historia super zdjęcia.
Jeśli się nie obrazisz to dorzucilabym odrobinkę konstruktywnej krytyki.
Osobiście razi mnie skakanie pomiędzy czasem teraźniejszym i przeszłym w tym opowiadaniu. Uważam że lepiej by się je czytało gdyby było napisane w jednym czasie.
Dziękuję Aniu za uwagę – jest dla mnie cenna. Przyznam, że długo sie zastanawiałam czy zamienić czas na jeden – jestem więc świadoma tej mieszanki i chyba faktycznie na przyszłość zdecyduję się na jeden czas 🙂
Pozdrawiam ciepło!
Poza literówkami właśnie mieszanie czasów przeszkadzało mi w odbiorze tego opowiadania.
Teraz też to widzę, dzięki za uwagę!
Tak, teraz też to już widzę 🙂
Następnym razem będę pamiętać, dziękuję!
Uwielbiam czytać Twoje posty Saro, masz genialne poczucie humoru i dystans do siebie. Sporo uwag krytycznych do opowiadania( faktycznie mieszanie czasów przeszkadza, a i nadużywanie „Stasi” też troszkę razi…), sama pisałaś, że masz tremę i prosisz o dobre przyjęcie. Może to właśnie trema i stres spowodowały, że, o ironio, czytało się to gorzej od większości Twoich zwykłych postów. Coś na zasadzie- „Lepsze jest wrogiem dobrego”. Wydaje mi się, że naprawdę niepotrzebnie się stresujesz, „spinasz”…pisz jak zwykle- wtedy będzie IDEALNIE.
Coś pięknego! Saro, pisz więcej, wychodzi Ci to znakomicie 🙂
Ja tydzień w czwartek po swoim sobotnim ślubie, myjąc ręce w łazience kulowskiej w CN na parterze (ech ta polonistyka…), strąciłam mój pierścionek zaręczynowy, który potoczył się prosto do… kratki ściekowej. Myślałam, że strzelę sobie w głowę. Godzina 15, kratka wbetonowana, miałam w torebce łyżkę, próbowałam ruszyć go przez kratkę, woda zmętniała. Niewiele myśląc pobiegłam na portiernię, pan mówi, że o tej godzinie nie ma już nikogo, kto może pomóc. Ale jak powiedziałam, o co chodzi, to poszedł ze mną, wyrwał kratkę, poruszał wodą, w której nic nie było widać, ja już załamana, a on mówi, że jest! I że to ostatnia chwila, bo był już prawie w odpływie, a odpływ cieniutki, nic by nie zrobił. Radość milion! Od razu poleciałam do Bananka po czekoladki dla tego pana 🙂
A ponadto opowiadanie super, moi dziadkowie byli razem 63 lata również,wzięli ślub w 1949 roku, doczekali się piątki dzieci, z tego, co opowiadała babcia, to też nie było to wielkie uczucie, tylko wszystko przyszło z czasem.
Saro, jak Ty pieknie piszesz. Dziekuje!
Znakomite opowiadanie Saro! Piękna historia.
O matko.Piękne, głębokie, lekkie od prawdy. Wyje?ja mam na imie Karolina a moja babcia to Stasia. Oboje( babcia i dziadek) nie zdązyli…Mozliwe ze i ja nie zdaze. Ale ja nie chce zdażyc…jakos nie jara mnie ślub-chodz to niebywale piękne. Pierscionek ,,zapodziałam,, gdzies…Ale nie rozpaczam ,przyjdzie czas to go znajde. Mezczyzna ciagle u boku ten sam -9 lat razem. Z miłosci i przyjazni tej cudowna 6 letnia corka. Dziękuję Saro, to co napisałaś jest PIEKNE????
<3
Piękne! Aż się wzruszyłam, czytając tę historię.
Pomysł na taki cykl wspaniały! Będę czekać na kolejne opowieści. 🙂
Saro, pisz! Piękne opowiadanie, wzruszające a do tego cudowne zdjęcia. Nie mogę się już doczekać kolejnej historii.
Przypadkiem przeczytałam tego posta i okazało się ze wspominasz o Biecz z którego pochodzę. Ale zbieg okolicznosci. A opowiadanie super. Pozdrawiam 🙂
Nie obraź się, ale nie pisz więcej opowiadań. Skoki w czasie- nie wiadomo o co chodzi. Co 3 słowo to „Stasia”- okropnie się to czyta. Przecież można imię zastąpić chociażby słowem „dziewczyna”, „kobieta”, narzeczona” czy czasem po prostu podmiot pominąć. Lubię czytać Twojego bloga, bardzo mi się podoba, często do niego wracam, do tej pory uważałam, że masz talent do pisania, ale TO się czyta ciężko, ledwo dałam radę doczytać do końca…
Dziękuję za uwagi – wezmę sobie do serca podczas pisania kolejnego opowiadania.
Natomiast sugestii jakobym miała przestać pisać, bo opowiadanie które napisałam nagle obnażyło brak rzekomego talentu, nie mogę sobie wziąć do serca i zastosować się do niej. Zamiast tego wolę popracować nad błędami.
Więc teraz moja rada – „nie pisz więcej” i „do tej pory myślałam że masz talent” można zastąpić chociażby „popracuj nad”. Twój komentarz też ciężko mi się czytało.
Masz rację, nie powinnam sugerować abyś zakończyła pisanie, pisać każdy może. Miałam na myśli po prostu, że jako autorkę bloga Cię uwielbiałam i sama często myślałam, że mogłabyś zająć się pisaniem, choć myślałam raczej o artykułach w gazetach, a ta opowieść obnażyła Twoje słabe punkty, nad którymi pewnie można pracować. Natomiast co do uwagi, że mój komentarz się ciężko czytało – być może 🙂 Tyle, że ja nie jestem autorką bloga, nie piszę publicznie, nie zajmuję się tym zawodowo, nie zarabiam pisaniem, więc pisać ładnie nie muszę. Ty, jako „pisarka”- też nie musisz, nikt Cię do tego nie zmusi, ale wydaje mi się, że wypadałoby. Tym bardziej, że pewnie zanim ten post opublikowałaś, przeczytałaś go wiele razy. Ja nad komentarzem nie rozmyślałam.
Podsumowując, będę wracać na Twojego bloga, bo go lubię, posty piszesz ciekawe, zabawne i interesujące. Do tego jesteś piękną kobietą i świetnie się ubierasz. Ale nie zmienia to mojego zdania, iż uważam, że autorką opowiadań jesteś kiepską, co nie oznacza, że lepszą być nie możesz.
Pozdrawiam
Wiecej takich opowiesci. Prosimy!!!
Co za wredny babol
lubię takie historie prawdziwe, chętnie je tu poczytam 🙂
Skąd u Karoliny zaręczynowy pierścionek Stasi? Przecież na lewej ręce w dniu ślubu powinna mieć swój własny zaręczynowy pierścionek? Bo chyba jej przyszły mąż nie oświadczył się jej z pierścionkiem należącym do jej własnej babci…?
Ja mam obok obrączki zaręczynowy pierścionek mojej babci. Żadna kobieta w rodzinie mojego męża nie przekazała mu biżuterii, którą mogłabym nosić. Moja babcia chciała, żebym nosiła jej pierścionek, co jest wielkim wyróżnieniem, bo wnucząt ma troje. Tak że może powinnam mieć własny, ale mam babciny i to jest lepsza wersja.
Hisotia jest przepiękna, ale skąd u Karoliny pierścionek zaręczynowy należący do jej własnej babci?
Przeczytałam raz jeszcze i to jest naprawdę słabe Saro.. Jak nie Twoje. Rano podczas lektury z trudem zaliczałam kolejne akapity ale myślałam, że z to z niewyspania. Niestety teraz jest jeszcze gorzej. Moderujesz komentarze więc nie musisz mojego umieszczać na forum, piszę tylko dlatego, że uwielbiam Cię w wydaniu dotychczasowym i nie chciałabym, żebyś to zmieniła na to coś, co jest powyżej.To zły kierunek.
Opowiadanie najtrudniej napisać. Jest krótkie wiec dobór słów musi być przemyślany. Sama historia sprawia wrażenie trochę naciąganej… ale tylko gdy nie doczyta sie do końca. Tak przecież bywało ze małżeństwa były aranżowane szczególnie w czasach wojny i powojennych. Z różnych powodów tak było. Mnie osobiście ta historia wzrusza. Jest w niej coś bardzo osobistego… dziękuje. A trema związana z opublikowaniem opowiadania jest zupełnie niepotrzebna. Saro nie dajesz sobie prawa to tego żeby pisać? Niepotrzebnie o tym mówisz, ze masz treme. To tylko podsyca niepotrzebna dyskusje. Dziewczyno. Poprostu pisz. Ściskam ;))
Piękne wzruszające historie :)!!! Zaczynasz od opowiadań, skończysz na powieściach :)!!! Uwielbiam Ciebie czytać :)!!!
I do tego piękna jak zawsze :)!!!
Saro…poruszayłaś moje serce…Pięknie to opisałaś…miałam gęsią skórkę 🙂
A ja nie moglam oderwac wzroku od Ciebie Saro, przepieknie wygladasz cudna sceneria!! I bizuteria sliczna!!
Mieszkam koł☺o Biecza 😉 Pozdrawiam pieknie
Sara popłakałam się przez Ciebie. Wciąż czekam na Twoją książkę.