Usłyszałam ostatnio w radiu, że podobno 40% prezentów, które dostajemy na Święta, to prezenty nietrafione. Co więcej – udajemy, że się z nich bardzo cieszymy, a w duchu je przeklinamy.
Uśmiechnęłam się pod nosem, przypominając sobie pewne święta, kiedy to pod choinką znalazłam herbatę i błękitny cień do powiek. Ja, która herbatę pijam od święta właśnie i każdy kto mnie zna, żartem pyta: „to co Sara, może herbatki?”. Oraz ja, która uważam, że błękit w kosmetykach powinien być srogo zakazany, bo nagminnie widzę, krzywdę jaką sobie nim wyrządzają bogu ducha winne kobiety.
Oczywiście, zgodnie ze statystyką – bardzo się z prezentu ucieszyłam, a w duchu siarczyście go sklęłam. Herbatę mam do dziś, pewnie już zakwitła.
Legendarna jest już historia pewnego obrazu, którzy moi znajomi dostali również w prezencie. Otóż mieli w rodzinie samozwańczego artystę malarza, który chyba w ramach jakiejś zemsty, postanowił sportretować niektórych członków rodziny. Któregoś dnia wręczył znajomym ukończone dzieło w pretensjonalnej barokowej oprawie. Z obrazu zaś wdzięczyła się do wszystkich moja znajoma, która spod pędzla artysty wyszła cała sromotnie pokiereszowana. Znajoma bardzo wiarygodnie się uradowała i dokonano uroczystego obrzędu umieszczenia obrazu na ścianie w centralnym miejscu domu.
Kiedy tylko artysta malarz wyjechał, gospodyni czym prędzej zdjęła ze ściany swoje koszmarne alter ego, straszące sardonicznym uśmiechem i ukryła je na strychu. Głęboko na dnie szafy!
Dzieło wracało na ścianę zawsze z okazji wizyty artysty malarza.
Wydawać by się mogło, że nietrafiony podarunek, to może być sprawka tylko osoby, która nas nie zna.
Otóż bynajmniej. Na ten przykład ja i mąż – życiowo tak zgodni, nie potrafimy kupić sobie nawzajem prezentu.
W zeszłym roku obdarowałam Pana Ferreirę torbą do pracy i bluzą sportową. Wracałam do domu rozradowana i lekka jak piórko – oto po dziewięciu latach małżeństwa kupiłam mu prezent, którego jestem na 100% pewna! Za który dam sobie rękę uciąć. I co? Jak mawiał klasyk – teraz bym ręki nie miała! Już od progu zrobiło mi się zimno, bo mąż na wiadomość, że wdarłam się do jego marzeń i zrealizowałam jedno, zrobił dwa kroki w tył i sceptyczną minę, która całkowicie podcięła moje skrzydła pewności. Podarunek przyjął z rezerwą i właściwą sobie radością, która często ma formę srogiej miny. Rozerwał papier. I w tym momencie obiecałam sobie, że to był ostatni raz, kiedy dałam pod zastaw rękę.
– Przepraszam cię kochanie, ale nie podoba mi się – krótko i boleśnie złamał moje serce, a mi zaszkliły się oczy. – No chyba nie chcesz, żebym kłamał? – rozczulił się nade mną.
– Szczerze mówiąc, to wolałabym, żebyś kłamał i udawał, że ci się podoba!! – wrzasnęłam, popisowo zatrzaskując się w łazience.
Moja znajoma ma szkatułkę z biżuterią. Mieszkają w niej wszystkie nietrafione prezenty od męża, która dostała przez lata. To już niemal tradycja u nich. Dostaje pudełeczko. Przez moment łudzi się, że będzie tam co, o czym cichutko marzyła. Tymczasem znajduje kolejny wytworny pierścionek w starodawnym stylu… Nosi go przez kilka dni, żeby uśpić czujność męża, po czym odsyła do szkatułki.
Zapytacie może, czemu nie powie mężowi prawdy. Otóż nie chce sprawiać mu przykrości. Ponoć on cieszy się jak dziecko za każdym razem, kiedy wręcza jej biżuterię. Ona tak wspaniale udaje, że się cieszy. On się tak cieszy, że ona tak się cieszy. Tak się razem cieszą, że kto tę radość przerwie, jest bezdusznym draniem.
Zresztą, która z nas nie dostała od męża niechcianej biżuterii, niech pierwsza rzuci w nią pierścionkiem! A mojego marnotrawnego męża odeślę do niej na nauki.
Kiedyś kupiłam przyjaciółce na urodziny łańcuszek – tak zwaną „celebrytkę”. Zaczęła piszczeć i przebierać nogami, tak po dziewczyńsku, jak my kobiety robimy, kiedy dostajemy coś o czym marzyłyśmy. Założyłam jej ten łańcuszek na szyję, stanęła przed lustrem i westchnęła: – Och, żeby ten mój K. wiedział, co mi się podoba, tak jak wiesz ty – po czym złapała mnie za rękę, zaświeciły jej się oczy i szepnęła – a może doradzisz mu w sprawie pierścionka zaręczynowego?! Jak ja się boje, że on kupi coś brzydkiego i będę musiała udawać!
Ostatecznie dostała ładny pierścionek zaręczynowy. K. może nie stanął na wysokości zadania, ale też nie upadł. Powiedzmy, że wzbił się ponad niziny swojego kiepskiego biżuteryjnego gustu.
– Nie jest taki piękny jak łańcuszek od ciebie, ale może być – powiedziała M., chwaląc się pierścionkiem.
Innym znowu razem odwiedzili nas M. i W.
W. już od progu chwaliła się swoim nowym naszyjnikiem. Prosty i wyjątkowy. Bardzo delikatnie połyskiwał na jej szyi. Widoczny właściwie tylko pod światło. – Coś pięknego – powiedziałam, przyglądając się z bliska jej nowej błyskotce.
– Nie no, nie mów, że ty też uważasz ten łańcuszek za wyjątkowy – wtrącił swoje cztery litery jej zdziwiony mąż. – No pewnie, że tak uważam! To jest tak piękne, że nie mogę oczu oderwać!
– Niepojęte, zobacz Majkel – zwrócił się do mojego męża – zobacz za czym one tak świrują, ja kompletnie tego nie rozumiem.
– Pokażcie to – poprosił Pan Ferreira i wzrokiem wyzutym z zachwytu obejrzał biżuterię – Wieeem stary o czym mówisz. Też tego nie rozumiem. Sara lubi dokładnie to samo. Najlepiej, żeby nie było widać.
– No właśnie, po co biżuteria której nie widać? – zapytał zirytowany M.
– My ją widzimy!! – wykrzyknęłyśmy jednogłośnie.
Jaką biżuterię lubią kobiety?
Co prawda badania prowadziłam na niewielkiej grupie kobiet. Ale jeśli gust Waszej kobiety jest dla Was niezbadanym siedmiomilowym lasem pełnym pułapek, to na szelki wypadek warto kupić coś delikatnego.
Bo nawet jeśli Wasza wybranka preferuje ciężkie klejnoty, to po pierwsze na pewno już to zauważyliście, a po drugie – minimalistyczna błyskotka po prostu zgubi się w tym tłumie.
W drugą natomiast stronę ten trik nie przejdzie. Kobieta, która lubi minimalistyczną, lekką biżuterię, nie założy szmaragdowego diademu. No chyba, że po prostu chcecie sprawić jej złotą kulę u nogi.
Mówi się, że kobiety lubią diamenty, ale mówi się też, że szukamy księcia na karym koniu. Cóż, to nie do końca prawda.
Biżuteria nie powinna konkurować z kobietą. Ot, cały sekret.
Wpis ten dedykuję wszystkim panom, szukającym wyjścia ze stumilowego lasu pułapek. Oraz paniom, których szkatułki nie pomieszczą więcej chybionych prezentów.
PS Wyobraźcie sobie, że podczas kiedy pisałam ten tekst, zadzwonił do mnie spanikowany kumpel, pytając: „Sarenko jestem w sklepie i już się pogubiłem! Nie wiem, co wybrać dla O.! Są takie wisiorki, bardzo ładne kolorowe, ze świecącymi kamyczkami, i takie całkiem zwyczajne kółeczka na łańcuszku, i nie wiem co jej się będzie podobało!”
– Zwyczajne kółeczko – odpowiedziałam zdecydowanie.
– No właśnie. Tak czułem, ale kolorowe są takie bardziej… – zawahał się.
– Nie kupuj nic „bardziej”. Kup to „mniej” – przerwałam mu, oczami wyobraźni widząc O., przystrojoną, jak choinka w kolorowe kamyczki, brr!
– No też mi się tak wydaje,tylko to kółeczko, to takie zwyczajne, wiesz. Bardzo proste.
– I dobrze. Dziewczyny takie lubią.
– O. też mi zawsze takie pokazuje… – zamyślił się.
Jeden dobry uczynek dziennie. Dzięki mnie O. nie pochłonie wesoła otchłań kolorowych kamyczków. Strach myśleć, co by się wydarzyło, gdyby jej mąż nie zadzwonił.
1. Złoty naszyjnik listek | 2. Złoty naszyjnik z kółeczkiem | 3. Złota zawieszka półksięzyc
1. Kolczyki kółeczka | 2. Kolczyki listki | 3. Kolczyki półksiężyce | 4. Kolczyki trójkąty | 5. Kolczyki gwiazdki | 6. Kolczyki wiszące
Pierścionek nr 1 | Pierścionek nr 2 | Pierścionek nr 3 | Pierścionek nr 4 | Pierścionek nr 5 | Pierścionek nr 6 |
*Tekst i zdjęcia powstały dla bloga firmy Apart, ale pomyślałam, że Wam tez może się przydać.
18 komentarzy
A ja właśnie dziś w Aparcie wykorzystałam otrzymany bon na Elixę. Bransoletka z połączenia odcieni srebra i złota gadała do mnie od jakiegoś czasu. I tak ją spychałam pod rachunek za prąd, buty dla dziecka, zapasy do spiżarki. Aż pomyślałam: jeśli nie dziś, to kiedy? Wróciłam do dom z radosnym: M. kipiłeś mi coś pocchoinkę! I wyciągnęłam dumnie torebeczkę. „Tak?” Zdziwił się uprzejmie. Z zachwytu nie skakał, ale i nie protestował. A mnie, owszem, dopadły wyrzuty sumienia. Ale tylko maleńkie. Bo z jaką ja ją radością będę mosić!!! Od lat sobie obiecywałam taką. I w końcu jest!
Dziwne ze dwoje ludzi nie potrafi ze sobą normalnie,szczeze pogadać(bo sprawi przykrość)a jej nie jest przykro jak dostaje co roku tylko cos do szkatuły a nie do użytku?po prostu powiedzieć ze wolaby cos innego a może facet pomyśli i zakuma…
stonowana i delikatna biżuteria jest zdecydowanie najlepsza. Nie lubię przesady, rzadko noszę a jeśli już to naprawdę coś małego. cudowne propozycje!
Cudny tekst, taki troche o mnie i moim Mezu ?
Ja chyba jestem najgorszym człowiekiem ever, ale „pozbywam się” niechcianych prezentów – rozdaję dalej, wyrzucam, jeśli już w ostateczności muszę, sprzedaję jak mi się chce. Nie ma nic gorszego niż niechciany prezent… oczywiście robię to po tym, jak już się ucieszę 😉 czy ktoś mnie zna na tyle, że sprawia mi udane prezenty? Nie, włączając w to mnie!
Na niechciane prezenty mówimy z M. „głośniki”. Jak byliśmy jeszcze na studiach i mieszkaliśmy w innych miastach oglądaliśmy razem taką śliczną niebieską sukienkę w H&M (jeszcze raz, na studiach i wieki temu 😉 i kilka dni później M. zadzwonił zadowolony: Wysłałem Ci niespodziankę! Paczka utknęła na poczcie, więc zaraz po zajęciach biegnę na tę pocztę, żeby odebrać paczkę i jeszcze w autobusie otwieram, licząc na niebieską sukienkę… a tam głośniki. 😉
Lepiej dać niechcianemu prezentowi drugie życie, niż wyrzucić go na śmietnik. Chociaż… Czasami inaczej się nie da.
A gdzie znajdę pierścionki ze zdjęcia głównego? Najpiękniejsze! 🙂
Dzięki Tobie nabieram przekonania do złotej biżuterii. A myślałam, że nigdy nigdy nigdy nie nałożę nic złotego! 😉
Mój mąż już teraz całkiem trafia w mój gust biżuteryjny. Pierścionek zaręczynowy nie był do końca trafiony, ale znaliśmy się 6 tygodni więc mu wybaczyłam 😉 Z kolei zrozumienie istoty tego pierścionka przyszło po pierwszych świętach u jego rodziny, kiedy od teściowej w podarunku dostałam szkatułkę na biżuterię…Szkoda, że nikt jeszcze nie wymyślił takiej szkatułki na nietrafione szkatułki, bo to jaskrawo seledynowe dzieło należałoby bardzo dokładnie w takiej schować.. a tak leży bardzo ukryte na dnie kartonu w schowku i czeka tam na zapomnienie.. 😉
A ja kupuję/wybieram dla siebie biżuterię z mężem, nie muszę mieć niespodzianki, wystarczy mi że to od niego ale wybrać muszę sama ?
Tak, tak, tak! U nas jest to samo 🙂 I nie pomaga nawet szczera rozmowa, bo już to ćwiczyłam. Musiałbym chyba zaprowadzić za rękę i pokazać palcem, ale to się kłoci z wyobrażeniem obdarowującego o prezentach.
Wszystko, co pokazujesz przytuliłabym i nosiła na zmianę (choć rzadko zmieniam biżuterię :))
Kiedyś też lubiłam takie bardziej, a teraz takie mniej. Bo mniej nie znaczy nudniej!
A ze mnie to kobieta problematyczna jest – nie lubię biżuterii. Ani złotej, ani srebrnej, ani platynowej, ani plastikowej. Mężczyzna mój więc stając z tak poważnym problemem twarzą w twarz, zachował się jak prawdziwy mężczyzna i zrobił mi biżuterię z…. poroża jelenia 😉 Toż to przecież ani złoto, ani srebro, ani platyna i plastik też nie 😉
P.S. Saro, mam ostatnio silną jesienno-zimową chandrę. Taki dołek z powodu braku słońca i niezmiennie Twoje posty ratują mnie w kryzysowych sytuacjach :)) Bardzo Ci za to dziękuję :*
Listeczki na łańcuszku są przeurocze :)!!!
No to akurat z tym problemu nie mam. Ja też uważam, że biżuteria nie powinna zasłaniać kobiety 🙂
A nie wiem czemu wszyscy dookoła uwielbiają „kamienie młyńskie”
[…] Na koniec jeszcze trochę konkretów, dla tych z Panów, którzy chcą pójść jednak w stronę prezentów. Książka, którą przeglądam na zdjęciach to „Biel. Notatki z Afryki” Marcina Kydryńskiego – piękna, intymna, z niezwykłymi zdjęciami (kupisz np. tutaj). Kubek, który trzymam w ręku to bolesławiecka porcelana „made in Poland”, razem z dobrą herbatą może być estetycznym i użytkowym prezentem (kupisz np. tutaj). Zazwyczaj dobrym wyborem jest też biżuteria, im subtelniejsza tym lepiel. Dlaczego? Możecie przeczytać tutaj. […]
skąd pierścionek na zdjęciu głównym(nie gwiazdka)
To dopiero historia! Powiedziałbym nawet że nieco przerażająco, ale mile mi się to czytało. 🙂
Dziewczyny, możecie we mnie rzucać wszystkimi brzydkimi pierścionkami świata, ale mój Kuba potrafi kupować biżuterię. Znamy się 3 lata, kupił mi już kilka rzeczy i są naprawdę takie, jakie sama bym wybrała. Proste, eleganckie, ponadczasowe.
Zapraszam na szkolenie. Tylko potem się nie zdziwcie jak na Mikołajki dostaniecie malinowego powerbanka zamiast kolczyków. Bo przecież kolczyki już macie, a powerbanka nie- jest praktyczny, w dodatku malinowy, to ładny. Tak, to jest ukryta wada.