Dzisiejszy dzień ma w sobie coś z katharsis.
Wczoraj obejrzałam „Zieloną milę”, zwyłam się niemiłosiernie. Doceniłam swoje nieperfekcyjne życie tak bogato ukwiecone wirusami i wrzaskami.
W nocy wyjątkowo pozwoliłam Zbyniowi i Ąfelkowi spać ze mną w łóżku. Trzymałam je za małe tłuste łapki pokryte flamastrowymi tatuażami i przeklinałam w duchu Stephena Kinga za uśmiercenie dwóch małych dziewczynek…
Przez okno, bezlitośnie zdradzające obecność w domu tych łobuzerskich łapek, wpada dziś do naszego małego niedoskonałego domku słońce.
Łapki pojechały do dziadków brudzić ich okna i wrzeszczeć do ich uszu.
Siedzę i dziwię się jak dobrze smakuje cisza. Sączę słodką herbatę jak najlepszy trunek…
Świat bez dziadków byłby taki głośny!
Jak dobrze, że jesteście.
Błogo.
Błogo.
Błogo.
Ściskam!
Sara
sukienka – Sheinside
płaszcz – Chopin (podobny TU i TU)
botki – DEA Shop
torba – Venezia