Zawsze, kiedy pytam Was, o czym chcielibyście czytać na moim blogu, odpowiadacie – niech wróci cykl książkobranie!
I nie mam pojęcia, jak to jest, że choć książki są moim ulubionym ze światów, tak trudno mi o nich pisać. Sama też nie czytam raczej recenzji, nie bardzo interesuje mnie, co o książkach myślą inni, czyjaś opinia nie jest w stanie wpłynąć na moją.
Zastanawiam się, z czego to wynika i chyba mam jakiś trop. Dla mnie obcowanie z książką to coś bardzo intymnego i osobistego. Nie znoszę, kiedy ktoś zagląda mi przez ramię, żeby ukraść wzrokiem choćby słowo z MOJEJ lektury. Jeśli zdarza mi się czytać w środkach komunikacji publicznej, zasłaniam tytuł, siadam tak, żeby nikt nie mógł zajrzeć do mojej książki.
A kiedy bywam świadkiem takiej książkowej kradzieży – gdy jedna osoba czyta, a druga wykrada jej zdania, mam ochotę krzyczeć: ludzie złodziej! ZŁODZIEJ!
Dziś jednak wracam z wpisem książkowym i naprawdę postaram się więcej o książkach pisać.
Chciałam na początku podzielić się Wami moją opinią o czytniku Kindle, który mam już od kilku lat. Może ktoś z Was rozważa zakup i pomogę w podjęciu decyzji.
Uwielbiam czytnik, co nie zmienia faktu, że papierowa książka będzie dla mnie zawsze żywą literaturą, którą mogę powąchać, przytulić, zwyczajnie dotknąć. Mam książki pokiereszowane łzami i ołówkiem. Są jak moje powierniczki.
Jeśli rozważacie zakup czytnika, to pamiętajcie, że nie wyklucza to przecież czytania na papierze.
Dla mnie czytnik to sposób na to, jak czytać zdecydowanie więcej oraz niesamowita wygoda. Jakbym miała ze sobą całą wielką bibliotekę, która waży kilkadziesiąt deko.
W Brazylii pożerałam książkę za książką, nie byłabym w stanie tego zrobić bez Kindla. Musiałabym zabrać ze sobą osobną walizkę.
Czytnik to też łatwość w dostępie do książek – kupujesz ebooka i masz go natychmiast.
Z Kindlem mam poczucie, że świat literatury stoi przede mną otworem w każdej chwili.
Wyeliminował też pewien wstydliwy problem łóżkowy, który mieliśmy – otóż ja kocham zasypiać czytając, a mój mąż nienawidzi najmniejszej lampki nocnej. Teraz on smacznie śpi, a ja spokojnie oddaje się lekturze.
Wydaje mi się, że w Brazylii czytniki nie są jeszcze tak popularne, jak w Europie. Kiedy więc tłumaczyłam ciekawskim, że mam w tym małym prostokąciku setki książek, kiwali głowami z niedowierzaniem.
Wtedy przypomniał mi się „Powrót gwiazd” Stanisława Lema i ten fragment:
Książki to były kryształki z utrwaloną treścią. Czytać można je było przy pomocy optonu. Był nawet podobny do książki, ale o jednej, jedynej stronicy między okładkami. Za dotknięciem pojawiały się na niej kolejne karty tekstu.
Jeśli rozważacie więc zakup kryształka z utrwaloną treścią, bardzo polecam. Pamiętajcie, że mając czytnik, wcale nie musicie się wyrzekać tradycyjnych książek.
Tymczasem trzy książki, które czytałam ostatnio. Możecie przeczytać je na papierze, na czytniku, a pewnie nawet posłuchać w formie audiobooka.
W każdym razie dziś trzy propozycje, po które moim zdaniem bardzo warto sięgnąć.
Z zimną krwią Truman Capote
W 1959 roku w stanie Kansas w Ameryce dochodzi do potwornej zbrodni, w wyniku której zostaje zamordowana cała rodzina.
Truman Capote przeczytał o masakrze w gazetach i już w kilka dni po tragicznych wydarzeniach był na miejscu, gdzie zbierał na ten temat materiały. Opisana przez niego historia morderstwa rodziny Clutterów ukazywała się w odcinkach w gazecie The New Yorker. W 1966 została zaś wydana w formie książki.
Capote przedstawia prawdziwe wydarzenia, jednak wyraźnie czuć, że nie jest to typowy reportaż, ale historia filtrowana przez wyobraźnię pisarza. Kiedy fabuła wciąga jak najciekawszy film grozy, trudno uzmysłowić sobie, że czytamy o prawdziwych ludziach i potwornej tragedii.
Z powodu tej książki Truman Capote przez niektórych jest nazywany ojcem literatury non-fiction.
Z ciekawostek – kiedy pisarz zbierał materiały do swojej powieści, był w dużej zażyłości z jednym z morderców. Zarzucano mu, że manipulował faktami, żeby usprawiedliwić odrażający czyn, jakiego dopuścił się zabójca. Coś w tym jest, bo czytając, niewątpliwie miałam dla niego dużo współczucia.
Dlatego do dziś krytycy spierają się, czy „Z zimną krwią” można uznać za literaturę faktu.
Jest tam zdecydowanie dużo autora, którego zgodnie z założeniami tradycyjnej szkoły reportażu, nie powinno być w ogóle.
Dla mnie jednak była to dla mnie czytelnicza uczta. Bardzo polecam.
Ted Bundy. Bestia obok mnie Ann Rule
Pozostajemy w klimacie zbrodni. To książka, która w Polsce została wydana w 2021 roku, ale jej pierwsze anglojęzyczne wydanie pochodzi z… 1980. Na przestrzeni lat była wznawiana, a nawet uzupełniana o historie kolejnych kobiet, które przeżyły spotkanie z człowiekiem, który przez lata terroryzował Stany Zjednoczone.
Ta opowieść jest niesamowita nie dlatego, że czytamy o odrażającym seryjnym mordercy.
Kiedy w Stanach zaczęły ginąć kobiety, Ann Rule pracowała jako dziennikarka kryminalna. Postanowiła zbierać na ich temat informacje i spisywać je.
O swoich postępach na bieżąco informowała swojego przyjaciela. Miłego, troskliwego, czułego i zawsze chętnego do pomocy… Teda Bundyego.
Niewiarygodna historia, gdyby była fikcją, uznalibyśmy ją za owoc wybujałej wyobraźni pisarki. Wnikliwe studium osobowości. Książkę połyka się w kilka wieczorów mimo jej objętości.
Autorce zarzucano, że próbowała wybielić Bundyego.
Nie zgadzam się z tym. Myślę, że psychika ludzka jest tak skonstruowana, że nie godzimy się na to, że bliski nam człowiek może być potworem.
Autorka nawet zadaje w pewnym momencie czytelnikowi pytanie: wyobraź sobie, że twój najlepszy przyjaciel, człowiek, któremu ufasz, okazuje się seryjnym mordercą. Co robisz?
Warto przeczytać.
Trylogia 1Q84 Hakuri Murakami
Ta książka to dla mnie nauczka, że nie ma co czytać opisów fabuły ani przywiązywać się do gatunku, ale czasem trzeba brać książkę w ciemno i czytać.
Fantastyka to zdecydowanie nie moja bajka, ale tę trylogię połykałam wielkimi haustami.
Nie wiem czemu, w jakiś sposób kojarzyła mi się z „Zamkiem” Franza Kafki, choć trudno te powieści w jakikolwiek sposób porównać. Może chodzi o podobieństwo do Trylogii samotności Kafki? Dzielę się z Wami tą refleksją, choć jest zupełnie irracjonalna.
Zresztą irracjonalna jest też historia snuta przez Murakamiego. To pisarz o bezwstydnie bujnej wyobraźni i doskonałym wręcz piórze.
Nie potrafiłam się z tej historii wyrwać, co jest o tyle niesamowite, że jej bohater piszę książkę i przenosi się do opisywanego przez siebie świata.
Czytając ją miałam więc wrażenie, że częścią siebie jestem ciągle w tamtym świecie. Efekt matrioszki. Fantastyczny zabieg autora.
Jeśli nie znacie jeszcze Murakamiego, polecam. Ja dopiero zaczęłam tę przygodę i czuję, że będzie dobrze.
Wynotowałam też jeden cytat, który wyjątkowo przylgnął mi do serca:
„To rzeczywisty świat, gdyby go z wierzchu naciąć, popłynęłaby krew”.
To tyle ode mnie.
Dajcie KONIECZNIE znać, co Wy czytaliście dobrego, chętnie dorzucę coś do mojej wirtualnej biblioteki.
3 komentarze
Czytałam książkę o Tedzie i rzeczywiście, mimo objętości, błyskawicznie się ją czyta! Wartka akcja i przejmujący obraz człowieka, który miał dwie twarze… i na dobra sprawę, żadnej z nich nie chciałabym poznać.
Gdyby nie czytnik pewnie nie pożerałabym tylu książek (na raz). Wspaniałe jest to, że tak jak napisałaś – kupujesz, i od razu masz. A później przy papierze, czekaj na kuriera 🙂
niedawno przeczytałam „W ciemnej dolinie. Rodzinna tragedia i tajemnica schizofrenii”. Ciężki, ale bardzo ciekawy reportaż od którego nie sposób się oderwać
Dzięki, Saro, za podpowiedź. Zamówiłam tę o Tedzie Bundym i jeszcze jedną, o której usłyszałam w tv: „Jak nakarmić dyktatora” Witolda Szabłowskiego. Zapowiada się niezwykle ciekawie. To fragment opisu z Google Books: „Witold Szabłowski kilka lat podróżował po świecie, by znaleźć kucharzy Saddama Husajna, Fidela Castro oraz innych satrapów. Zacięcie dążył do zebrania informacji, co jadali oni w najważniejszych momentach swojej dyktatury. Wszystko skrupulatnie notował, zarówno opowieści, jak i przepisy”.
A propos Trumana Capote’a i jego książki „Z zimną krwią”: jako kinomaniaczka pewnie wiesz, ale gdyby jednak nie, to tylko nieśmiało dopowiem, że są dwa świetne filmy na podstawie książki (tzn. filmów powstało więcej, ale te dwa obejrzałam i bardzo polecam): „Capote” z 2005 roku (w roli głównej Philip Seymour Hoffman) i „Bez skrupułów” z 2006 z Toby Jonesem i Danielem Craigiem.