NASZE WIELKIE BRAZYLIJSKIE WAKACJE!

Autor: Miss Ferreira

Moi Kochani Czytelnicy!
Czas to dziwaczny twór. Z jednej strony mam wrażenie, że dopiero się z Wami żegnałam. Jakbym urwała pisane zdanie w połowie, poszła zrobić kawę, a w tym czasie minęły niemal dwa miesiące. Z drugiej strony Brazylia wydaje mi się odległym majakiem. Jak zimowa błoga drzemka.
Tymczasem spoglądam na wciąż opaloną nogę, uwikłaną w wełnianą skarpetę. Dłonie nieśmiało błąkające się po klawiaturze też umorusane brazylijskim słońcem. No i 500 zdjęć, które wywołałam po powrocie.
To wszystko nie może kłamać. Jeszcze dwa tygodnie temu byłam tysiące kilometrów stąd.
W miejscu, które momentami do złudzenia przypomina raj z moich wyobrażeń. A jednak nie jest rajem, nie jest nawet blisko.
Cała nasza brazylijska wyprawa to opowieść o tym, że nie ma miejsc, światów, rzeczywistości idealnych.
Wiem, że to banał. Często, kiedy piszę, towarzyszy mi myślenie „matko, co za oczywistość, czy w ogóle powinnam to pisać?”. Czasem wyrzucam te frazesy z mojej wirtualnej kartki. Ale tak jak życie składa się w głównej mierze z nudnych powtarzalnych chwil, których nigdy nawet nie zapamiętamy, tak banały bywają jego esencją, o której zapominamy, albo właśnie wrzucamy do wora „frazesy”.
Nie ma miejsc idealnych! Pff, wszak każdy to wie.
Wiemy to i jednocześnie marzymy o miejscach, światach, rzeczywistościach lepszych niż te, w których przyszło nam żyć.
A to jest źródłem frustracji, zgorzknienia, niezadowolenia.

Kiedy wspomniałam na Instagramie, że Brazylijczycy ujmują mnie swoją życzliwością, posypały się dziesiątki wiadomości „bo oni mają słońce”.
Rozbawiło mnie to oczywiście, bo zaraz przypomniały mi się nasze polskie skwaszone gęby, kiedy przychodzą pierwsze gorące dni i zasłyszane niegdyś na przystanku autobusowym legendarne już słowa młodego chłopaka „jebane słońce napierdala z nieba”.
Trawa Brazylii jest faktycznie zieleńsza. Zwłaszcza ta grudniowa, gdy lato dopiero się mości i codziennie pada ciepły rzęsisty deszcz.
Kiedy jesteś na wakacjach i obserwujesz wszystko przez szkiełko kolejnej caipirinhi na plaży, możesz ulec złudzeniu, że oto znalazłeś idealny zakątek.
Tymczasem trzeba wsłuchać się w rozmowy ludzi, rozejrzeć, zobaczyć miejsca, których nikt nie poleca turystom, żeby dostrzec, że to kraj, w którym po prostu życie jest ciężkie.
Szara rzeczywistość Brazylijczyków może i jest słoneczna, ale wyobrażam sobie, że bywa dużo bardziej nieznośna niż nasza.

Jadąc do Brazylii, byłam przekonana, że przez naszą swojską inflację oraz przez to, że waluta brazylijska, czyli real, jest słabsza, niż nasza (1 real to w przeliczeniu ok. 70 groszy) na miejscu będzie tanio i błogo.
Och, jak się zdziwiłam.
Oczywiście byliśmy w turystycznym miejscu w sezonie, natomiast należy pamiętać, że mieszkają tam tubylcy, dla których drożyzna to codzienność. Zresztą przez ostatnie dwa tygodnie podróżowaliśmy, odwiedzając miejsca, gdzie próżno szukać turystów, a i tak za kilogram zwykłego sera (w Brazylii nie ma takiego wyboru jak w Polsce) płaciliśmy 50 reali, czyli 35 złotych.
Szokiem były dla mnie ceny egzotycznych warzyw i owoców, które w większości nie różnią się od naszych. To paranoja, że Brazylijczyk za banana płaci tyle, co Polak, choć ten banan musi przepłynąć cały świat, żeby znaleźć się u nas.
Pokonały nas ceny mięsa, alkoholu, pieczywa, zwykłej mąki, cukru, masła, makaronu czy oleju. A przecież mąka czy pieczywo to produkty pierwszej potrzeby.
Nie wspominam nawet o najprostszych środkach do pielęgnacji jak szampon czy dezodorant, bo to w ogóle zahacza o kosmos.
To wszystko złożyło się na obraz brazylijskiej drożyzny, gdzie średnio ludzie zarabiają 1600 reali, czyli około 1100 zł.
Nie mam pojęcia, jak funkcjonują.
Skrajna bieda, z której Brazylia słynie, jest na wyciągnięcie dłoni. Pod mostami mieszkają ludzie w prowizorycznych domkach z kartonów. Pomiędzy tymi kruchymi chatkami z papieru suszy się pranie, a dzieci grają w piłkę. Nad ich głowami latają prywatne helikoptery bogaczy, którzy w ten sposób unikają nieznośnych brazylijski korków, które są codziennością wielu ludzi.
Można długo wymieniać, ile rzeczy w Brazylii zupełnie kuleje. System zdrowotny, szkolnictwo infrastruktura drogowa, polityka rządowa (gdzie od lat wybiera się ludzi, którzy ukradną najmniej), system podatkowy.
A jednak stać Brazylijczyków na zwykły uśmiech. Nie mam pojęcia skąd w nich ta bezinteresowna życzliwość. Chyba wychodzą z założenia, że w przeciwieństwie do niemal wszystkiego, uśmiech nic nie kosztuje.

Kiedy podczas wyjazdu zadzwoniliśmy do moich Rodziców, Mama zapytała dzieci, co im się najbardziej w Brazylii podoba. Wtedy Sofija wyrwała się do odpowiedzi:
Babciu! Tu wszyscy się znają! To znaczy, nie znają się tak naprawdę, ale są tak mili, jakby się znali.
Sofia mogła wymienić wszystko. Od ciepłego oceanu po nadprogramowe porcje lodów, ale najbardziej ujęła ją brazylijska życzliwość.

Kochani, ja wiem, że ten rok nie wita nas najlepiej, że nasze polskie problemy się mnożą, wszystkim przybywa trosk.
Ale do licha, weźmy od Brazylijczyków ten życzliwy uśmiech. Niech ludzie myślą, że tu wszyscy się znają!

Podobne posty

5 komentarzy

Anna 25 stycznia, 2022 - 6:40 pm

Czekałam na ten wpis, ale wciąż czekam na jeszcze więcej z tego „raju” 🙂 Piękny wpis i zdjęcia!

Odpowiedź
Anna Gawinek 25 stycznia, 2022 - 7:23 pm

Wszędzie dobrze gdzie nas nie ma, a nie ma na świecie doskonałych miejsc💁‍♀️

Odpowiedź
Ula 25 stycznia, 2022 - 10:48 pm

Ależ cudownie tam być i mieć takie fantastyczne wspomnienia! Uśmiecham się szeroko 🙂

Odpowiedź
Miluś 25 stycznia, 2022 - 11:24 pm

Trawa jest zawsze bardziej zielona tam gdzie nas nie ma.. wiem coś o tym, mieszkałam w kilku miejscach .. 🙂

Odpowiedź
Pani ka 29 stycznia, 2022 - 1:40 pm

Taka figura z trójką dzieci? 😮 no wyglądasz fenomenalnie! widoki też wspaniałe, nie byłam, ale mam nadzieję, że bedzie mi dane się tam wybrać 😀

Odpowiedź

Napisz komentarz