Miałam dziś w planach wyrazić swoje zdanie, powiedzieć coś ostro i dobitnie, pouczyć. Po prostu wtrącić swoje cztery litery w ramach społecznej dyskusji na ten i owy temat.
Już otwierałam usta, kiedy zupełnie niespodziewanie zaatakowała mnie piękna złota jesień.
Słońce tak dawało po głowie, że byłam zmuszona przymrużyć oko na wszystko.
Już w marcu złożyłam podanie o dokładnie taką jesień i ogromnie się cieszę, że Ministerstwo Pogody pozytywnie rozpatrzyło moją prośbę (oczywiście dziękowałam za to z góry, jednak nie oszukujmy się, była to kurtuazja, może nawet kokieteria, i proszę! Opłaciło się).
W swoim podaniu dokładnie wyłuszczyłam co chcę żeby nastąpiło. Że złote tańczące liście, że ciepły południowy wiatr kołyszący te liście, że morze słońca, deszczu tylko tyle ile niezbędne, że dużo niebieskiego nieba żeby pasowało do liści i ogólnie kolory! Prosiłam o jesień tak ciepłą i kolorową, jak przewiduje konstytucja. Nie sądziłam w ogóle, że w konstytucji jest mowa o tak wysokiej temperaturze jesienią!!
Zależało mi na tym żeby móc nosić puchaty sweter do zwiewnej spódnicy, gołe nogi do płaszcza i głowę bez czapki. Chodziło o właśnie takie drobiazgi!
Oczywiście, sugerowałam jesień bez wirusów, bo przecież każda grypa jest taka świńska, jednak pisząc to czułam, że przeginam, że Ministerstwu Zdrowia to się nie opłaci.
Tydzień temu o tej porze mój dom pełen był zarazków i chorych dzieci. Uznałam, że nadeszła apokalipsa, że czas zejść do piwnicy, rozpakować zapasy i płakać.
Jak dobrze, że nie mam piwnicy, bo siedziałabym tam teraz, a tu taka ładna jesień.
Niemniej miałam doła, czułam się strasznie stara i bezużyteczna, internet mnie pogrążył – okazało się, że tylu ludzi jest pięknych i mądrych, że zaczęłam zastanawiać się czemu jeszcze nie wytykają mnie palcami. Dzieci kaszlały niemiłosiernie, było zimno i ciemno. Pasmo nieszczęść i niepowodzeń. Mentalnie sięgnęłam dna, niewątpliwie.
No i wtedy, kiedy już powoli zaczęłam meblować to swoje dno, przypomniało mi się, że kiedyś na Discovery mówili, że statystycznie rzecz biorąc, jeśli długo było źle to musi być lepiej. Sama matematyka, rachunek prawdopodobieństwa. Ledwo to pomyślałam, usłyszałam dzwonek do drzwi!
Oto kurier przyniósł mi zegarek! Ku pokrzepieniu serca. Natychmiast poczułam się ładniejsza, zrozumiałam, że ten zegarek potrzebuje mojego nadgarstka.
Potem było już tylko lepiej, a do tej pory wątpiłam w matematykę, głupia!
Mówię Wam, nic tylko brać tę jesień garściami.
sweter – Unisono
spódnica – Front Row Shop
płaszcz – Sheinside
szpilki – Shoelook
torba – Paulina Schaedel
zegarek – Daniel Wellington (na hasło missferreira dostaniecie na stronie sklepu 15% zniżki na zakupy)
łańcuszek – Apart