W Ferrainowie wszystko po staremu. Życie spokojnie płynie pod prąd.
Piszę do Was znad kieliszka czerwonego wina oraz znad morza ciszy, która rozpanoszyła się zachłannie po domu, zaraz po tym, kiedy moje słodkie maleństwa zatrzasnęły drzwi za swoim dwudziestym sikaniem, siedemnastym piciem wody oraz setnym buziakiem na dobranoc.
Co więcej, mój małżonek okupuje któryś koniec świata. Słomianowdowię się więc tu z Wami. Została mi kropla wina na dnie kieliszka, cisza, senność i klawiatura.
Z pokoju Lolka dochodzi mnie sumienne pochrapywanie – Pisklęty z trudem zaciąga się tlenem. W pokoju dziewczynek ktoś kicha i przez sen staje w obronie swojego mienia, krzycząc „zostaw, to moje!”
Kolejne kilkanaście godzin życia możemy odhaczyć. Jak zwykle nie wytrzymałam i nawrzeszczałam na nich, żeby nie wrzeszczeli, bo nie po to nich wrzeszczę, żeby nie wrzeszczeli, żeby oni potem wrzeszczeli!! Zostawiam te ich odrętwiałe gęby sam na sam z matczynymi wykrzyknikami. Z podkulonymi ogonami bezszelestnie wracają do swoich pokoi i wtem JEBUDUB! ktoś zamyka drzwi! Raban budzi mojego wewnętrznego Cerbera. Zanim pozwolę mu wyskoczyć z łazienki, łapię za smycz i zakładam kaganiec. Pięć wdechów na minutę – podobno to uspakaja.
Pamiętaj Matko, dla ciebie to tylko rozlane mleko (no dobra, cały dom ubabrany szlamem), a dla nich to wspomnienia z dzieciństwa.
Dom się odmaluje, wstawi się nowe framugi, a co się nawrzeszczało to się nie odwrzeszczy. Cerber wraca do budy. Jeszcze jedna minuta uspokajających wdechów.
Dobra wracam.
Dzieci! Wiecie co zrobimy? Masę solną! Ulepimy aniołki, serduszka i… framugi, żartowałam, same aniołki i serduszka!
Ich oczy, kiedy mówię, że zrobimy coś razem… Boże, jakbym była Supermenem. Bo jestem. Teraz. Za chwilę przecież zobaczą we mnie Cerbera… Nieważne.
Babramy się w tej masie solnej. Moja kuchnia niczym kopalnia soli w Wieliczce. Na stole koślawią się upiorne aniołki, kulfonią się niezdarne serca, niezgrabią się pokraczne stworki…
Mamo! Zobacz, piękny?! To bałwan Olaf!! – krzyczy Lolek pokazując mi bezkształtną masę. – Jest wyjątkowy, masz prawdziwy talent mój mały Picasso! Lolek płonie z dumy. Komplement od matki – więcej niż Nobel, Oscar i Grammy.
Z masy solnej lepimy wspomnienia na resztę życia. Utrwalamy je w piekarniku i malujemy na kolorowo.
A potem sprzątam. Robię porządki po kolejnym dniu, który możemy wykreślić z życia. Będą mi o nim przypominać kulfony z masy solnej panoszące się w mojej kuchni…
Czas spać. W moim kieliszku też już tylko wspomnienie po winie.
Jutro nie będę wrzeszczeć.
Dla mnie to tylko rozlane mleko. Dla nich dzieciństwo.