Siedzę przed komputerem. Przede mną bieli się czysta kartka dokumentu Open Office.
Długo nie pisałam. Głowa i palce nie przewodzą liter. Zabawne jak szybko moje ciało przywykło do niepisania.
Styczeń był dla mnie brutalny. Działy się rzeczy dziwne. Takie, które o poranku wydają się ponurym nocnym mamidłem, lecz nagle nabierają rzeczywistych kształtów i wiesz, że musisz wziąć je pod rękę i po prostu iść dalej.
Stałam się bohaterką jakieś frasobliwej opowieści. Z duszą na ramieniu przewracałam kolejne strony.
Czytelnicy pytali „co się dzieje, gdzie jesteś, kiedy nowe wpisy?” Przez moment czułam w serduchu ciepło, po chwili karciłam się w myślach za zaniedbywanie obowiązków.
Odkryłam, że nie jestem stanie pisać w stresie.
Z rozrzewnieniem przyglądałam się starym poczciwym problemom – pogodzie zatrzaśniętej w ołowianej klatce, błotem przed domem połykającym człowieka aż po kostki, anginie dręczącej gardło syna, biegowi wstecznemu, który wskakuje z oporem i ciągle na parkingach robi ze mnie blondynkę za kierownicą, dziwnym pismom z urzędu, które ktoś pisze chyba tylko po to, żeby słowa takie jak upraszać, nadmieniać, niemożność mogły istnieć w pokracznym szyku zdania, a nawet cellulitowi prześwitującemu spod skóry.
Nie martwcie się o mnie. Nie piszę Wam tego, żeby się skarżyć, czy wzbudzić plotki. To, co mi nie daje spać, dla kogoś może być codziennością, z którą spokojnie sypia.
Więc czemu o tym piszę? Bo pytacie.
Poza tym chciałam do Was pomachać zza tej ściany płaczu, jaką dziś jest moja szyba i powiedzieć, że mi styczeń też nie wyszedł.
Ale hej, mamy jeszcze prawie cały rok, nie?
PS W notatniku gęsta lista tematów do wpisów. Wracam <3
9 komentarzy
Nie wiem dlaczego Ci smutno, ale chciałabym Cię ciepło przytulić. Należysz do osób, które odbierają świat z całym bogactwem kolorów, zapachów i dźwięków. To błogosławieństwo i kara jednocześnie. Ale takie osoby sprawiają, że życie nie jest letnie i płaskie. Czasami jest tak piękne, że brak tchu, a czasami tak boli, że po przebudzeniu myślimy jeszcze przez chwilę, że to nie może być prawda, że jest tak źle, że to był tylko sen-mara, ale teraz już na szczęście będzie dobrze. Ale to nie sen. Nowy dzień nie przynosi ulgi. Czasami tak jest. To też minie Saro. To też kiedyś minie. Ściskam.
Ściskam mocno.
Dziękuję Eva, ile Ty już lat na tego bloga zaglądasz?! 😀
Saro, chyba „śledzę” Cię jeszcze od czasów Twoich pierwszych stylizacji na szafa.pl :).
I niezmiennie Ci kibicuje, wracam regularnie. Choć kibicuję to może niefortunne określenie, podglądam…bardziej i równocześnie życzę najlepiej. To jedno z niewielu miejsc w sieci, w którym chce się być. Uwielbiam za spokój i tę codzienną zwyczajność, o której piszesz w dzisiejszym poście. Jesteś dobrym człowiekiem i to widać tu na blogu i w tym co piszesz, jak piszesz.
:*
Mnie również nie wyszedł, wróciła moja nerwica lękowa, wróciła w sumie na moje życzenie bo się bałam, że wróci więc miałam lęk przed lękiem, tyrałam jak szalona w listopadzie i grudniu i nakręcałam moją spiralę stresu, bezsenność mnie wykańczała a brak apetytu sprawił, że wyglądam jak patyk z wielki łbem. Ale opanowałam się, zatrzymałam, wróciłam do medykamentów, wróciłam do spotkań z moją super terapeutką, która mi pokazuje jak cenić siebie i być dobrą dla siebie. Idzie nowe, idzie wiosna, dni są dłuższe, jest więcej światła! Będzie dobrze
Och, to przykre. Tulę wirtualnie z całej siły <3
trzymaj się Zuzanna, każde z Twoich słów mogłabym napisać sama. jeśli chcesz pogadać – zostawiam e-mail
Ojej, ja w stuczniu miałam takiego pecha, że hej! Ale idę dalej, bo jakie jest inne wyjście? Pozdrawiam!!!