Sukienka, którą mam dziś na sobie jest dowodem na dwie teorie konfekcyjne.
Po pierwsze – należy podążać za konfekcyjnymi marzeniami.
I po drugie – próżno szukać u facetów konfekcyjnego zrozumienia.
Już wszystko tłumaczę.
Odnośnie teorii numer jeden. Ta sukienka może mi się przyśniła, może gdzieś widziałam podobną. Doprawdy nie wiem. Niemniej zapragnęłam mieć właśnie taką, takusieńką sukienkę.
Ponieważ rzadko miewam konfekcyjne zachcianki, postanowiłam za wszelką cenę (ale bez przesady, tak do 150zł) odnaleźć ją.
Niestety. Widywałam podobne. Ale żadna nie była tą jedyną.
Powoli zaczęłam wracać do rzeczywistości. Przestałam żyć marzeniem o sukience. Od czasu do czasu jedynie coś zakuło mnie w konfekcyjnym sercu.
Zaczęłam normalnie sypiać. Z lekkim poczuciem winny odnotowywałam fakt, że śnię o innych częściach garderoby.
Kiedy już całkiem porzuciłam sukinkowe mrzonki, podczas przypadkowej wizyty w centrum handlowym, zobaczyłam JĄ!
Dogorywała na wieszaku, smutna, niechciana, nieprzymierzana…
Ścisnęło mnie w sercu – matko kochana, czy długo na mnie czekała? Czy była bardzo osamotniona? Czym prędzej porwałam w ramiona ukochaną sukienkę i zabrałam na tete a tete do przymierzalni.
Nawet nie wiecie co czułam, kiedy okazało się, że niestety – nie zgrałyśmy się rozmiarem! Dramat.
Jednak nie wszystko było jeszcze stracone. Okazało się, że moja druga rozmiarowa połowa przebywa aktualnie w innym sklepie, w innej części miasta.
Skoro sky is the limit, cóż więc znaczy miasto?
Nie zważając na jęki dzieci i łzy męża, prędko przeprawiłam się na drugą stronę Lublina, wiedziona instynktem konfekcyjnym.
Wpadłam do galerii handlowej i po chwili przed moimi oczami zamajaczył błękit wymarzonej sukienki… Nie uwierzycie, ale… nie było mojego rozmiaru.
Poczułam, jak cały mój konfekcyjny świat rozpada się na milion materiałowych strzępków.
Czy to naprawdę możliwe?! Jesteśmy tak blisko i jednocześnie tak rozmiarowo daleko. Los zakpił ze mnie okrutnie.
Akurat stałam w przebieralni, starając się pozbierać do kupy mój strzępkowy żywot, kiedy z jednej z nich wyszła dziewczyna – przez rękę miała przewieszoną sukienkę… moją sukienkę!
Serce mi zamarło – jeżu konfekcyjny, to jest z pewnością mój rozmiar, a ona z pewnością ją kupi, bo jak można nie chcieć TAKIEJ sukienki.
Obserwowałam ją niczym dziki kot, czający się na zdobyć. Gotowa do skoku, gotowa do wywołania obyczajowego skandalu, gotowa wydrzeć ofierze sukienkę z rąk!
Szczęśliwie jednak obyło się bez rozlewu konfekcyjnej krwi, cudem uniknęłam nagłówków gazet (znana lubelska szafiarka Miss F. przyłapana na wydzieraniu obcej kobiecie z rąk sukienki”).
Otóż okazało się, że sukienka i pani również nie miały rozmiarowego matcha.
Niestety nie potrafiłam wykrzesać z siebie krzyny współczucia, mimo że przed momentem sama przeżyłam podobny dramat. Triumfalnie wyciągnęłam z portfela kartę płatniczą i za dotknięciem terminalowej różdżki, stałam się nosicielką mojej wymarzonej sukienki.
Więc morał z tej historii prosty – podążaj człowiecze za konfekcyjnymi marzeniami. Warto.
Teraz przejdźmy do punktu drugiego. Próżno szukać u facetów konfekcyjnego zrozumienia.
Wyfiokowana i szczęśliwa, w aureoli spełnionego marzenia, udałam się na rodzinnego grilla.
Kiedy tylko wysiadam z samochodu, rzuciły się na mnie bratowe, żądne informacji cóż to za sukienka, skąd, jak i po ile?! I czy bardzo się pogniewam jeśli sobie takie sprawią.
Mało tego! Ogołociły mnie sukienki i jęły przymierzać same, nie zważając na moją nagość!
Ochom i achom nie było końca.
– Kochanie, chcę taką sukienkę! Musimy ją kupić jeszcze dzisiaj – oznajmiła moja bratowa swojemu mężowi, wskazując na mnie.
Ten zaś, akurat dzierżył w ustach pokaźny kawałek grillowanego kurczaka. Spojrzał na mnie wzrokiem wyzutym z podziwu, przełknął kurczaka i spokojnie orzekł:
– Tę konkretną sukienkę? A co to? Jest teraz jakaś moda na wyglądanie jak pielęgniarka? – po czym, zwracając się do mojego męża, zapytał – no weź obczaj, stary nie powiesz mi chyba, że to jest jakaś ładna sukienka? Taki raczej kitel pielęgniarki, co?
– Wiesz co, w sumie teraz jak powiedziałeś to tak, ale ja się nie będę gniewał, że mam pielęgniarkę w domu – odpowiedział pan Ferreira, a ja triumfalnie pokazałam bratu język.
Dziewczyny, podążajcie za konfekcyjnymi marzeniami i nie zważajcie na facetów. Konfekcyjnie rzecz biorąc, oni są z kosmosu. Jak nie z dupy.
sukienka – Reserved
trampki – Converse
okulary – Ray Ban
19 komentarzy
UWIELBIAM CIE!Moj facet tez nie kuma moich konfekcyjnych marzen – dzis uraczyl mnie pytaniem dlaczego wychodze w pizamie do pracy – majac na mysli luzne granatowe spodnie i bialy t-shirt…Prosto w sedno – oni sa z kosmosu, albo z dupy 🙂
Ja pierdziu! Faktycznie rewelacja 😀 Obawiam się, że też bym zjeździła za nią cały Lublin 😀 Czy to nowa czy wyprzedażowa kolekcja? Cena? Podasz link albo numer referencyjny? 😀
Tak, kupiłam na wyprzedaży – ale nie wiem skąd one się wzięły, bo w normalnej kolekcji nie widziałam. Nr referencyjny to RE032736
A numer indexu?:)
Amen siostro! Mój mąż absolutnie nie rozumie większości moich konfekcyjnych zachwytów i wypraw. Mało tego, teraz kiedy na celowniku mam idealne mom jeans, on się wzdryga, mówiąc, że są to ogrodniczki bez szelek, w których ma się tyłek na plecach. Jego komentarze na szczęście mnie nie ruszają 😉
Pozdrawiam!
Przymierzałam tę sukienkę, ale mój facet powiedział „jakaś ona dziwna”. Tak, oni są z dupy ?
Chłopaki myślicie trochę??? Pielęgniarka ze słonecznikami?? Raczej chyba z kaczką powinna być!!:)
P.S. cudnie wyglądasz w tym pasiaku!:)
Wyglądasz zjawiskowo, a CHŁOPACY SIĘ NIE ZNAJĄ!:)
Ja by to rzec, ja bym faktycznie w tej sukience wyglądała jak pielęgniarka (lub kucharka, czy pokojówka), Ty wyglądasz jak milion dolarów. Nie ma sprawiedliwości na świecie 🙂
„jeżu konfekcyjny” <3
jak znam życie to obeszłabym milion sklepów i mojej wymarzonej nie znalazłabym, zupełnie jak ze ślubną, nie ten rozmiar, a jak już się znajdzie to wyglądam jak worek kartofli :/
O Mamusiu Nazareńska, Pani Fereiro, ja już nie mam pieniędzy na fatałaszki! Ale niestety zmusiłaś mnie, lęcę zaraz kupić taką sukienkę!
Cudnie wyglądasz! I ja doskonale wiem, co to znaczy brak konfekcyjnego zrozumienia u facetów:D Ja też zawsze myślę, że wyglądam jak milion dolców i że moje sukienki to lepsze niż od projektanta, a mój K. zazwyczaj przyznaje mi rację (bo nie lubi się chyba kłócić), ale bez większego przekonania:D
Pozdrawiam serdecznie!
Haha… morał wielce trafny :)!!!
Na szczęście Misiek mój przyzwyczaił się już do różnych ciuchowych zachcianek żonki :)!!!!
Saro, Twoja sukienka jest przefajna… hmmmm… to gdzie, mówisz, takie dają ;)???
Weź, jak miałabym taką szwagierkę jak Ty, to myślałabym o grillowym outficie już tydzień przed, a i tak czułabym się jak rumuniada przy Tobie:D
Mam, mam też kupiłam, dziękuję ?
Tej cudnej sukienki szukałam już po wpisie o „obrączce, której nie było”, ale niestety łowy się nie udały 🙁
Hej! Mogę zapytać w jakim rozmiarze masz tę sukienkę? Znalazłam taką, niestety jest tylko w rozmiarze 38, i ze wzgledu na to że jestem dość szczupła obawiam się że może być za luźna..
Ja mam 36, ale ona moim zdaniem świetnie wygląda za duża – widziałam ją na kilku osobach mocno dopasowaną i wyglądała źle 🙂
Teraz to i ja jej pragnę. Po pracy lecę szukać!