Wakacje w hotelu Arłamów

Autor: Miss Ferreira

 

Nadaję do Was ze swojej bazy obwarowanej kubkami po kawie. Dzień wydaje się niepozorny, naznaczony tą swojską zwyczajnością, zastygł w nieznośnym upale i nic nie zapowiada, żeby w ogóle miał się skończyć. Miarowo stukam sobie na klawiaturze, wtem! Niespodziewana myśl, straszna! Przerażająca, budząca grozę…
Oto za niecałe 24 godziny wylatujemy na wakacje i przecież oprócz bajecznego czasu spędzonego w rajskim zakątku, czeka nas jeszcze jakiś spektakularny FAKAP.
Każde nasze wakacje tak się zaczynają i najgorsze jest to, że znamy plan wypoczynku, ale jaki czeka nas fakap, nigdy nie wiadomo.
Gdybym na ten przykład wiedziała, że na lotnisku okaże się, że nie mamy dokumentów, to bym je zawczasu zabrała. Albo, gdybym wiedziała, że zostawię w pociągu drogi aparat, to bym go nie brała.
Lub gdybym wiedziała, że zapomnę walizki, to bym o niej pamiętała.
A tak, nic nie wiem. Nie mam pojęcia, co się wydarzy.
Oczywiście, że za jakiś czas będziemy wspominać to ze śmiechem: „a pamiętasz, jak wpisałem złe dane na bilecie lotniczym i musiałaś iść do Oslo na piechotę?! Ale to było śmieszne. Noo, a najbardziej się śmiałam, jak musiałam iść przez Bałtyk, boki zrywać”.
Tymczasem rozpostarła się przede mną wielka niewiadoma i teraz gorączkowo myślę, co i gdzie się wydarzy?

Czy będzie tak, jak wtedy kiedy lecieliśmy do Brazylii i zgubiliśmy klucze od samochodu?
Przetrząsnęliśmy wtedy każdy zakamarek domu. Wyrzuciliśmy wszystko z szuflad, szafek kuchennych, szaf z ubraniami, koszy z praniem, koszy ze śmieciami oraz koszy z zabawkami dzieci. Klucza nie było w lodówce i pod łóżkami ani w piekarniku, nie wpadł też do kibla, ani do czajnika.
Był w jednym miejscu, w którym nie szukaliśmy. W kieszeni mojego męża, który schował je tam dzień wcześniej, żeby… były pod ręką.
Kilka dni później, gdy szczęśliwie dolecieliśmy do Brazylii, odebrałam telefon od spanikowanej sąsiadki:
– Ktoś się do was włamał – wyszeptała podłamanym głosem – cały dom splądrowany.
– Nic się nie martw kochana – odparłam – sami go splądrowaliśmy i co gorsza, nic nie
znaleźliśmy.

A może czeka jakaś zwykła przygoda jak ta sprzed kilku tygodni, gdy wyjeżdżaliśmy na wakacje do Arłamowa.
I tu muszę uderzyć się w pierś. Powinnam była się domyślić, że coś się wydarzy, bo wszystko szło podejrzanie gładko. A ponieważ jechaliśmy na te wakacje (zresztą jak na wszystkie) z Góreckimi, czyli w 11 osób, to prawdopodobieństwo, że coś JAK ZAWSZE pójdzie nie tak, było duże.
Tymczasem powitał nas spokojny poranek, podobny do tego dzisiejszego, kojąco niepozorny, gdzie sekundy topiły się miarowo w dusznym upale.
Zastanawiająco gładko poszło śniadanie, nie przypominam sobie, żeby ktokolwiek grymasił. Ze sprzątaniem po śniadaniu też nie było problemów, dzieci pomagały z zapałem, chcąc jak najszybciej wyjechać do tego słynnego hotelu, o którym Franek Górecki powiedział, że „jest tam jak w Disneylandzie”.
Zaskakująco sprawnie walizki weszły do bagażnika i choć świerzbiło mnie to dziwne uczucie, że może czegoś zapomnieliśmy, to sprawdzona po raz kolejny lista, świadczyła o tym, że jesteśmy celująco przygotowani do podróży.
Na wszelki wypadek podliczyliśmy jeszcze ilość dzieci. Też się zgadzało. Co prawda Felicja siedziała w foteliku samochodowym w domu, ale Marysia zarzekała się, że o niej pamięta i nie było powodu, żeby jej nie wierzyć.
No dobrze. Wszyscy spakowani, wysikani, wyspani i gotowi. Zielone światło. Możemy ruszać!
I właśnie wtedy wtedyniutko z ust mojego męża wymknęła się złowroga kurwa.
A każdy, kto zna mojego męża, wie, że nie rzuca on bluzgów na wiatr.
– Co się stało? – zapytałam i zacisnęłam powieki, bojąc się odpowiedzi.
– Nie ma korka od wlewu oleju – wycedził przez zęby.
– Jak to nie ma? A gdzie jest w takim razie? – zapytałam, gryząc się w język o wiele wiele za późno. Mąż wysłał mi piorunujące spojrzenie. No nie! Zgubił korek wlewu oleju i jeszcze ma czelność tak na mnie patrzeć?! Oddałam mu z nawiązką. Nie ustępował. Mierzyliśmy się bezlitośnie wzrokiem i była to jedna z największych bezsłownych awantur w naszym życiu.
W poszukiwanie korka zaangażowani byli wszyscy domownicy i trochę dobrych ludzi ze wsi.
Pewnie teraz zastanawiacie się, gdzie ten korek był i co się z nim stało? Otóż wie to tylko korek, gdziekolwiek jest.
Wyjechaliśmy kilka godzin później. Źli, głodni. Wlew oleju zakorkowaliśmy jakimś domowym sposobem.
Emocje opadły, dopiero kiedy na horyzoncie pojawił się majestatyczny hotel Arłamów, tonący w nieskończonych lasach Pogórza Przemyskiego.
– W dupie mam ten korek – pomyślałam rozmarzona i rozpoczęłam bajeczny wypoczynek w głuszy.

Zachody na tarasie Arłamowa <3

MOJE OBAWY
Na te wakacje zaprosił nas hotel Arłamów i będę z Wami szczera – nie bardzo wiedziałam, czego się spodziewać. Nigdy wcześniej nie spędzaliśmy tak czasu z dziećmi. Nigdy w życiu nie byłam też na wakacjach typu all inclusive.
Gdzieś w środku miałam obawę, że może to miejsce o zbyt wysokim standardzie jak na naszą trzódkę. Może nie będę czuła się tam swobodnie, może będzie mnie krępowało zachowanie moich dzieci, przyzwyczajonych raczej do warunków schroniskowych niż eleganckiego hotelu.
No i wreszcie – co ja tam u licha będę robić? Pal licho, ja sobie poradzę, ale co zrobimy z tymi wszystkimi dziećmi, jak już ochłoną po pierwszym szoku, że w pokoju hotelowym jest telewizja i można skakać po kanałach?
Niepotrzebnie. Nim się obejrzałam, dzieci wskoczyły w stroje kąpielowe i pędem udały do strefy basenowej, jakby się bały, że wody dla niech nie wystarczy.
– No dobra – oni na basenie, to my idziemy na drinka – uśmiechnęłam się szeroko do Marysi i już po chwili kelner serwował nam kolorowe napoje.
Siedziałyśmy na olbrzymim tarasie, postrzępiony horyzont znaczyły niedalekie Bieszczady.
Przez szkło kieliszka patrzyłam, jak słońce o kolorze aperola znika za górami.
A może właśnie tego było mi trzeba? Totalnego nieróbstwa przez kilka dni?

Matki mają relaks. Basen, drinki, SPA.

ARŁAMÓW – HOTEL DLA RODZIN
Byłam zaskoczona, kiedy udaliśmy się na pierwszy posiłek i zobaczyłam, że wcale nie jesteśmy tu jakimś zjawiskiem, ale rodzin z dziećmi, podobnych do naszych, jest tu dużo.
Nie miałam wtedy pojęcia, że Arłamów reklamuje się jako miejsce, gdzie „dziecko jest najważniejszym gościem” i z tego powodu właśnie dla dzieci jest tu masa atrakcji. Wszystkie odbywają się pod okiem wykwalifikowanej kadry i dzieci biorą w nich udział bez rodziców, co uważam za nieocenione, zwłaszcza po półtora roku zamknięcia w domu z „milusińskimi”, których w myślach nazywałam coraz częściej „bachorami”.
Nasze dzieci brały udział w zajęciach w Akademii Juniora, gdzie od 10 do 13 jeździły konno, wspinały się na ściance i grały w golfa.
Po zajęciach biegły na basen, a kiedy wymęczyła ich woda, szły pograć do sali multimedialnej.
Do ich dyspozycji były też ogromne place zabaw i wielka piaskownica. Po południu wybierali sobie zajęcia dodatkowe jak malarstwo czy granie w piłkę. A wieczorami spędzali czas ze znajomymi, poznanymi w Akademii Juniora i zdecydowanie rodzice byli ostatnimi ludźmi, z którymi chcieli przebywać.
Oczywiście odrębną atrakcją jest hotelowy bufet z ogromnym menu dla milusińskich, gdzie spotkało ich prawdopodobnie jedyne wielkie rozczarowanie tego pobytu. Mianowice moment, w którym stanowczo oznajmiliśmy, że desery są na deser, a nie na śniadanie, obiad i kolację.
Gdybyście się wybierali z humorzastą nastolatką, to ostrzegam, że kilkadziesiąt pięknych dań, może nie zaspokoić jej kulinarnego gustu, więc do stolika wróci z ostentacyjną kromką suchego chleba.
Ale nastolatki już tak mają, że na widok pięknej Toskanii wzruszają ramionami, mówiąc: Ee, tu jest jak w Zemborzycach.

W Arłamowie SPA ma kilka pięter i wygląda trochę jak zamek z Prince of Persia.

RUSZ SIĘ I OBCUJ Z NATURĄ

Każdy, kto mnie zna, ten wie, że strasznie się wkurzam, kiedy moi goście spędzają czas na telefonach i czasem na siłę wywlekam wszystkich na spacer.
Kiedy odkryłam, że hotel Arłamów ma tę samą dewizę życiową, zrobiło mi się cieplej na sercu.
Ruch i natura, czyli taki okład dla umysłu. 
W Arłamowie macie do dyspozycji 33 dyscypliny sportu, a sprzęt można wypożyczyć na miejscu. Od rolek, przez wspinaczkę po profesjonalnego golfa.
Nowością są kąpiele leśne, gdzie po prostu wyciszasz się w hamaku, wpatrujesz w korony drzew, słuchasz śpiewu ptaków i zapominasz o wszystkim, co na co dzień cię niepokoi.

EKO ARŁAMÓW
Wielkie hotele zawsze kojarzyły mi się z ogromnymi molochami, marnującymi masę wody, energii i jedzenia.
Moje ekologiczne serce urosło, kiedy dowiedziałam się, ile w Arłamowie jest fantastycznych rozwiązań w trosce o środowisko. Hotel posiada własną elektrociepłownię, szklarnię, w której uprawiane są warzywa bez oprysków, pasiekę, z której pozyskuje miód dla swoich gości.
Odpady żywnościowe są przetwarzane przez specjalną maszynę na pre-kompost i wykorzystywane w elektrociepłowni do wytwarzania energii. Dla dzieci organizowane są zabawy edukacyjne o ekologii, a wokół hotelu wysiane są łąki kwietne.
Nie znajdziecie też w swoich pokojach mnóstwa plastikowych buteleczek z kosmetykami, szampon i mydło zamknięte są dużych dozownikach, z których może korzystać wielu gości.
Sumiennie stosowałam się do prośby przy każdej windzie, żeby w miarę możliwości, skorzystać ze schodów, co bardzo ogranicza zużycie energii.

Każdy zachód słońca tu, to inny spektakl <3

Jeśli dobrze czujecie się w hotelach z dziećmi i to Wasz rodzaj wypoczynku, polecam hotel Arłamów.
Dla mnie to była zupełna nowość, ale chyba sama nie wiedziałam, jak bardzo potrzebowałam tego czasu nad basenem z książką, gdzie ani sekundy nie musiałam poświęcić na żadne obowiązki.
Dziwne uczucie, ale chyba od czasu do czasu potrzebne.
Gdybyście się wybierali, to pamiętajcie, że Hotel Arłamów honoruje bony turystyczne. Polecam Wam też WPIS MARYSI o naszym pobycie, który pełen jest szczegółowych informacji i dowiecie się z niego wszystkiego, co może Was interesować. 

Uciekam szykować się do kolejnego wyjazdu.
Wracamy do Norwegii. Trochę w to nie wierzę, bo to przypadek i szalony zbieg okoliczności, ale jak już odhaczymy ten spektakularny fakap, o którym jeszcze nie wiem, to będę całować fiordy po rękach.
Dajcie znać, jakie Wy macie za sobą fakapy!

Widok z naszego balkonu.

Kiedy dostajesz od hotelu spersonalizowany upominek <3

Podobne posty

2 komentarze

Edyta 29 lipca, 2021 - 12:39 pm

Dobrze że przypominasz, ten bon trzeba szybko wykorzystać! tylko do marca 2022; pewnie jeszcze zamkną hotele na jakiś czas i będzie kiszka. Kminię, kminię, terminy się zagęszczają, ale swoich podatków nie odpuszczę! a właśnie że przepuszczę na all in! 😉
Wspaniałe te widoki na góry, lasy 🙂 Dobrej drogi przez Bałtyk!

Odpowiedź
kasia 5 sierpnia, 2021 - 10:10 am

byłam kiedyś w tym hotelu, był naprawdę super

Odpowiedź

Napisz komentarz