A więc było to tak. Początkowo sądziłam, że warsztaty z gotowania poprowadzę śpiewająco.
Im bardziej zbliżał się ten dzień, czułam nadciągający powiew tremy. Jego nieśmiałe podmuchy zapładniały moją głowę wątpliwościami, które w myślach nazywałam niedorzecznymi, jak chociażby to, że zostanę wyśmiana. Aż w końcu na dzień przed jakiś bezduszny głos, zamieszkujący moją głowę, wyraźnie wyartykułował zdanie „wszystko będzie do dupy i nic nie wyjdzie”.
Wiedziona tą potworną wizją, wygrzebałam z lodówki wszelkie niezbędne składniki i postanowiłam na próbę ugotować wszystko z jutrzejszego menu.
Nic nie wyszło. Kotlety się rozpadały już na patelni, w związku z czym podałam rodzinie jakąś wysmażoną papkę. Mini tarty zrobiły się niepokojąco zielone za przyczyną szpinaku. Miały podejrzanie fluorescencyjny odcień, ostrzegający „nie jedz mnie, bo truję”.
Mąż podsumował całość moich starań kwiecistym komplementem w stylu „może być”.
Słyszałam, jak głos w głowie chichocze z satysfakcją.
Wszystko było do dupy i nic nie wyszło.
Noc przyniosła mi jakieś dramatyczne sny, w których te kotlety lądowały na mojej głowie, a uczestnicy warsztatów szydzili z mojej nieporadności kulinarnej.
Rano opanowałam głos w głowie. Kazałam mu się zamknąć i raz jeszcze zrobiłam po kolei wszystko.
Udało się.
Trema wróciła na chwilę przed samymi warsztatami, ale kiedy zobaczyłam ciepłe uśmiechy uczestników i ich radość z samego szatkowania natki, wrócił spokój. Myślę, że po jakichś 15 minutach byłam już sobą i z lekkością opowiadałam anegdoty.
Co więcej, okazało się, że dziewczyny (bo nie przyszedł żaden chłopak) świetnie sobie radzą z gotowaniem i kuchenną improwizacją. Bardziej się przyglądałam temu, co robią, niż instruowałam.
Tematem tych zajęć były lodwókowe resztki. Wyczarowaliśmy z nich piękne i zdrowe talerze.
Robiliśmy kotlety z kaszy jaglanej, mini tarty, sałatkę z ogórka i rzodkiewki, całość serwowana na rukoli z dodatkiem sosu jogurtowego i góry prażonych ziarenek.
WARSZTATY LISTOPADOWE
Pytacie o kolejne warsztaty – będą 20 listopada o 17.00. Zapisy zaczną się na dniach POD TYM LINKIEM.
Tym razem tematem będzie Brazylia. Przygotujemy tradycyjne brazylijski talerz i do tego deser.
Bardzo ważna informacja – miejsc na warsztaty jest tylko 12. Ogromna prośba, żebyście nie zapisywali się pochopnie, bo jest wielu chętnych. Ostatnio nie przyszły aż trzy osoby i bardzo żal mi było tych, które do końca tak próbowały się dostać. Jeśli się zapiszecie, a okaże się, że nie możecie być, dajcie po prostu znać – poprzez wiadomość na fb, lub instagramie. Możecie pisać do mnie albo do Szwedzkiego Stołu.
Jest jeszcze jedna bardzo ważna informacja. Nawet jeśli nie uda Wam się zapisać na same warsztaty, to przyjdźcie na 19. Jest mnóstwo pysznego jedzenia z warsztatów, które ktoś musi zjeść i wtedy też mamy czas, żeby sobie spokojnie pogadać. I tu ilość miejsc jest nieograniczona. Możemy opijać się kawą, jeść i plotkować aż będziemy mieli dosyć 🙂
A wszystko oczywiście nieodpłatnie.
Tymczasem zapraszam Was po przepisy z ostatnich warsztatów.
Kotlety z kaszy jaglanej ok. 10 sztuk (my użyliśmy jaglanej, ale tak naprawdę to sposób na każdą kaszę, która została z obiadu i nie do końca wiadomo, co z nią zrobić, a nawet na ryż)
Składniki:
– miseczka ugotowanej kaszy
– jedna marchewka
– jedna cebula
– natka pietruszki
– ząbek czosnku
– 2-3 łyżki mąki (możecie użyć jakiejś zdrowszej – kukurydzianej, gryczanej)
– przyprawy: sół, pieprz, pół łyżeczki kurkumy, pół łyżeczki wędzonej papryki, pół łyżeczki kminu rzymskiego, odrobina curry (te przyprawy nadadzą kotletom orientalnego smaku)
– mąka kukurydziana do panierowania kotletów.
Wykonanie
Marchewkę ścieramy na małych oczkach, drobno szatkujemy cebulę i natkę, wyciskamy czosnek (jeżeli lubicie, możecie wszystko poza kaszą podsmażyć najpierw na patelni, zwłaszcza jeśli warzywa, z których korzystacie, już ledwo żyją).
Wszystko mieszamy z kaszą, dodajemy mąkę i przyprawy.
Masa ma być plastyczna, tak żeby łatwo formowało się w niej kotlety.
Każdego kotleta panierujemy w mące kukurydzianej i smażymy, aż się zarumieni.
Kotlety można również upiec.
Mini tarty:
Idea mini tart jest taka, że możecie tu wrzucić wszystko, co tylko nie wygląda już apetycznie, ale wciąż nadaje się do jedzenia.
My mieliśmy do dyspozycji: paprykę, liście świeżego szpinaku, cukinię, boczek, szynkę, cebulę, ser żółty, jajka.
Farsz, który powstanie, możecie równie dobrze wykorzystać do zwykłej tradycyjnej tarty na kruchym spodzie.
Składniki na ok. 5 mini tart:
– pół czerwonej papryki
– mała czerwona cebula
– 1/3 niewielkiej cukinii
– kilka liści szpinaku
– kilka plasterków boczków lub/i szynki
– 15 dkg żółtego sera (startego lub drobno pokrojonego)
– 1 jajko
– łyżka jogurtu naturalnego
– sól, pieprz
Wykonanie:
Wszystkie składniki oprócz sera, jajka i jogurtu podsmażamy na patelni (opcjonalnie, surowe składniki też są ok). Następnie dodajemy jajko, jogurt i ser. Doprawiamy solą i pieprzem.
Ma wyjść dosyć gęsta masa, którą przekładamy do foremek wyłożonych papierem do pieczenia.
Pieczemy ok. 20 minut w 200 stopniach (aż tarty się zarumienią).
Sos jogurtowy:
– opakowanie jogurtu greckiego
– 2 łyżki majonezu
– 3 łyżki oliwy
– sól
– pieprz
Wszystkie składniki mieszamy.
Sałatka z rzodkiewek i ogórków:
– pęczek rzodkiewek
– 5 ogórków gruntowych (albo jeden zwykły ogórek, ważne, żeby był chrupiący)
duża czerwona cebula
– ziarenka czarnuszki
– sól, pieprz, oliwa
Warzywa kroimy, posypujemy całość ziarenkami czarnuszki, doprawiam, skrapiamy obficie oliwą.
Sposób podania:
Na talerz wykładamy rukolę, układamy kotlety, mini tartę, sałatkę i sos. Całość skrapiamy oliwą i posypujemy prażonymi ziarenkami.
Voia!
3 komentarze
A tak chciałem przyjść… Powinno być specjalne piekło dla tych, którzy poblokowali miejsca a sami nie skorzystali.
A ja myślałam, że to dla dzieci…
A ja nawet nie wiedziałam, że Ty takie akcje odstawiasz 🙂 Kiedyś się skuszę.