Wiem, że są tu tacy, którzy pamiętają najstarsze początki tego bloga. Myślę, że spokojnie możemy mówić o tej epoce „zamierzchłe czasy”.
Czasy, kiedy social media były w powijakach. Kiedy byłam jeszcze matką dwójki dzieci, wlekłam je sobą po dzielnicy z całym majdanem, nieraz płaczące, zatykałam im gęby biszkoptami i rozpaczliwie próbowałam zrobić sobie zdjęcie samowyzwalaczem.
Wkładałam w to tyle pracy, potu, łez, a nawet krwi z obdartych szpilkami stóp, że nie mogłam pojąć, dlaczego moje zdjęcia nie są tak piękne jak zdjęcia Cajmel i Jestem Kasi, które do dziś są moimi guru w tej dziedzinie.
W końcu zaczął pomagać mi mąż. Pakowaliśmy dzieci do samochodu. Znowu z całym majdanem, znowu nieraz ryczące. Biszkopty, zabawki, książeczki, cokolwiek co dało nam 5 minut spokoju, żeby cyknąć zdjęcia.
Jednak spokój w tamtych czasach był towarem deficytowym. Jeśli nawet dzieci siedziały cicho, to my zaczynaliśmy się na siebie wściekać.
– Niby jesteś moim mężem, a nie umiesz jakość czytać mi w myślach!!
Nie o takie zdjęcie mi chodzi!
Dlaczego nie umiesz zrobić takiego, o jakim myślę?!
Ileż to razy wracaliśmy w ciszy tak gęstej, że nawet nie było słychać wrzasków dzieci…
Potem zawarliśmy pakt o nieagresji.
Ślubuję ci, że spróbuję czytać w twoich myślach – powiedział.
Ślubuję ci, że zrobię wszystko, żeby cię nie pobić statywem – obiecałam.
Lecz jak to w życiu bywa nie każde ślubowanie i pakt da się utrzymać w mocy.
Niespodziewanie dzieci urosły, a nawet pojawiło się nowe.
Zdjęcia były naszą codziennością. Pasją podszytą presją i nerwami.
Oczywiście bywały i miesiące miodowe, kiedy kolejne sesje szły jak z płatka. Potem wracały miesiące mroku. Życie leciało, dzieci dorastały.
Nawet nie zauważyliśmy, kiedy już nie musieliśmy nikogo brać ze sobą. Tylko ja, on i aparat. A jednak coraz trudniej robiło się zdjęcia. Już nie mówiliśmy sobie brzydkich rzeczy, ale wisiały w gęstym powietrzu.
Wracaliśmy do domu i nawet nie chcieliśmy tych zdjęć oglądać.
Ostatnie zdjęcie mój mąż dodał wiosną 2022 roku…
Od tamtej pory aparat leżał w szufladzie.
Jednak statnio, po trzech latach przerwy poczuliśmy jakiś zew. Ja o tym pomyślałam, on wypowiedział moją myśl na głos.
„Może byśmy zrobili zdjęcia?„
Złapaliśmy ostanie światło przed burzą i najpiękniejsze, gniewne letnie niebo.
Wróciliśmy do domu, ciesząc się jak dzieci.
– Wciąż to masz chłopaku – szepnęłam, oglądając z zachwytem zdjęcia.
– Wciąż jesteś moją ulubioną modelką – odparł.
Wracamy.
Tak mi się wydaje ❤️
„Może byśmy zrobili zdjęcia?„
Złapaliśmy ostanie światło przed burzą i najpiękniejsze, gniewne letnie niebo.
Wróciliśmy do domu, ciesząc się jak dzieci.
– Wciąż to masz chłopaku – szepnęłam, oglądając z zachwytem zdjęcia.
– Wciąż jesteś moją ulubioną modelką – odparł.
Wracamy.
Tak mi się wydaje ❤️

1 comment
Fajnie, że wróciliście 🙂