Ostatnio na Stories wspomniałam o tym, że prowadzę dla moich dzieci zajęcia kulinarne. Zasypaliście mnie setkami wiadomości, dosłownie. Zabawne, bo nie przypuszczałam, że w ogóle to może kogoś zainteresować. Co tu opowiadać? Po prostu razem gotujemy.
Z drugiej strony pomyślałam, że to właśnie jest taka pułapka rodzicielstwa.
Spędzamy godziny na wyborze idealnego prezentu, a największa radość jest i tak z pudła.
Astrid Lindgren powiedziała kiedyś: „Dajmy dzieciom miłość, potem miłość, a następnie jeszcze więcej miłości. Dobre wychowanie przyjdzie samo”.
Zależy mi na tym, żeby tym wpisem nie wzbudzić w Was dodatkowych wyrzutów sumienia, które my Rodzice mamy chyba po prostu w krwiobiegu.
Ten obraz mnie, jaki możecie czerpać z internetu – świetnej, wesołej, kreatywnej, pełnej energii, fajnej matki to krzywe zwierciadło. Cierpliwość potrafi ulecieć ze mnie jak powietrze z przekłutego balona. Mówię rzeczy, które chciałbym cofnąć. W nerwach. W zmęczeniu. W człowieczeństwie.
I jeśli mogę dać Wam małą radę, to kiedy pękniecie, dając popis żałosnego rodzicielstwa, zamiast powtarzać sobie „boże, jaką jestem beznadziejną matką”, po prostu idźcie przeprosić swoje dziecko. „Przepraszam, że się wściekłam, poniosły mnie nerwy, nie powinnam tak mówić, nie chciałam sprawić ci przykrości, nie miałam racji”.
To przenosi góry. Uważam, że to jedna z w ogóle lepszych lekcji, jakie można dać sobie i dziecku.
Nauka przepraszania, przyznawania się do błędu, pokory i wybaczania sobie popełnionego błędu.
ZAJĘCIA KULINARNE
Pomysł, żeby zrobić dla dzieci zajęcia kulinarne, urodził się w mojej głowie któregoś dnia pod koniec października zupełnie spontanicznie. W planach mieliśmy jakąś atrakcję dla dzieci, która została odwołana. Widząc ich smutne miny, powiedziałam: „Ale nic się nie martwcie, bo zaplanowałam dla was coś jeszcze lepszego!”
I cóż, kupili to z takim entuzjazmem, że aż zastanawiałam się, czy dobrze mnie zrozumieli.
Obiecałam im, że co środę o 17 będę uczyła ich gotować. Danie główne i deser. Wisienką na torcie miał być tata, biorący udział w zajęciach, jako czwarty uczestnik.
Dzięki kilku wprowadzonym zasadom warsztaty kulinarne są dla wszystkich przyjemnością:
1. Można bałaganić.
2. Trzeba po sobie posprzątać.
3. Trzeba być wobec siebie uprzejmym.
4. Częścią zajęć jest przygotowanie stanowisk pracy.
5. Można używać ostrych noży, ale trzeba być bardzo uważnym.
6. W trakcie zajęć mama ma surowy zakaz dotykania telefonu (dlatego dopiero po kilku miesiącach w ramach wyjątku, wrzuciłam relację na Instagrama)
7. Jesteśmy cierpliwi.
8. Rodzice poświęcają dzieciom 100% swojej uwagi.
Gotujemy proste rzeczy – sałatka, pizza, różne placuszki, burgery, babeczki, domowa granola.
Najmilej widziane są przepisy, gdzie każdy może trochę improwizować, przygotować coś wg swoich upodobań. Przykładowo do sałatek skroiliśmy mnóstwo składników, ale każdy zrobił własną i każda smakowała inaczej. Podobnie z granolą. Szukamy też przepisów, gdzie można większość czynności wykonać na desce przy stole, a nie na przykład smażyć itp.
Staram się, choć różnie wychodzi, żeby raczej gotować zdrowo, pokazywać, jak z niczego zrobić coś – np. kotlety z lodówkowych resztek.
Najmilsza część zajęć to ta, kiedy już posprzątamy, możemy usiąść przy stole i wszystko zjeść.
Dzieciaki pękają z dumy, bo one przecież szykowały kolację. Przeważnie gotują i pieką więcej, więc często zabierają ze sobą do szkoły własne jedzenie, a czasem nawet częstują przyjaciół.
Ponieważ ja gotować uwielbiam, dla mnie te zajęcia stały się też formą relaksu i z przyjemnością zastanawiam się, co będziemy pichcić w kolejną środę.
Dzieci na każdą środę czekają jak na Boże Narodzenie.
Ostatnio robiliśmy sałatkę, a na deser jabłka pod kruszonką. Jutro będą pierogi i pomarańczowe muffinki.
Mogłabym Wam pisać i pisać, jak ważny jest czas poświęcany dzieciom. Ale nie będę. Zamiast tego krótka anegdota.
Jak większość z Was wie, niedawno trafiliśmy do szpitala, Sofia miała zapalenie wyrostka. Spędziliśmy tam trzy noce. W weekend odwiedzili nas moi rodzice, pytają, jak było w szpitalu, na to Sofijka bardzo krótko: „Super!”
Patrzymy na nią jak na wariata. A ona dodaje: „super, bo miałam mamę tylko dla siebie”.
PS Dajcie znać czy życzycie sobie wpisy o tym, co gotowaliśmy, jakieś łatwe przepisy dla dzieci?
Ponieważ pojawiło się baaaaaaaardzo dużo próśb o przepisy, dziś na blogu opublikowałam pierwszy POMARAŃCZOWE CIASTO MOJEJ TEŚCIOWEJ.
16 komentarzy
Cześć,
Rewelacyjna rzecz! Dzieci nauczą się wielu przydatnych rzeczy podczas zabawy i nie wyrosną na dwudziestolatków, którzy w porywach potrafią ugotować jedynie jajko. Może podzielisz się przepisami? 🙂
Pozdrawiam,
Kasia
Genialne!
Wiesz co, wspaniała jesteś! I tyle.
Wiesz co, wspaniała jesteś!
Wiesz, jesteś wspaniała!
Dziekuje za inspiracje
No rewelacyjny pomysł!! Jak najbardziej wrzucaj co robicie!
[…] bardzo łatwe do wykonania i mogą zrobić je dzieci. Ja w każdą środę robię dla moich dzieci warsztaty kulinarne, uczą się gotować i piec. W cyklu PRZEPISY DLA DZIECI będę publikować takie właśnie proste […]
Bardzo prosimy o przepisy.
Takie proste, a jednak genialne:)
Proste, ale genialne:)
Ja poproszę o pomysły na wszystko 🙂 chyba tez zacznę z moim starszakiem kulinarną przygodę 🙂
Fajnie, ze punkt „trzeba po sobie posprzątać” jest na czele listy. Moje córki czasem pieką jakieś babeczki, ale dziwnym trafem syf w kuchni to moja broszka 😉
Pomysł na spędzanie czasu z dziećmi – super!
Mam dwulatkę i prawie pięciolatka w domu. Czy Twoje przepisy będę mogła z nimi przygotowywać? Chętnie porobimy coś więcej niż ciasta owsiane ?
Pozdrawiam serdecznie ?
[…] W kwestii smakołyków najbardziej ufam Moim Wypiekom, tam też znalazłam przepis, który wykorzystaliśmy podczas środowych zajęć kulinarnych. […]
[…] pewnie wiecie, w każdą środę prowadzę dla moich dzieci zajęcia kulinarne. Uwielbiają to. Potrafią już sporo upichcić. Staram się przemycać im wiedzę o tym, jak […]