Zostawcie kwiaty w spokoju!

Autor: Miss Ferreira

Kiedy zapytałam Was, o czym chcielibyście poczytać na blogu, pojawiły się odpowiedzi, że o kwiatach. Przyznam, że właśnie do tego tematu zabiło mi mocniej serducho.
Zdecydowanie przeobrażam się w postać, którą onegdaj nazwałabym „ciotką klotką”.
Z czasów dzieciństwa wybornie pamiętam obrazy ciotek, rozpływających się nad kolejnym liściem jakiegoś okazu i deliberujące nad odmawiającym rośnięcia osobnikiem.
Tematem rozmów na ciocinym szczycie były żółte plamy, opadające liście, właściwa gleba, grzyby, czy przędziorek trawiący fikusa.
Słowem wszystko, co dla małej dziewczynki, jaką byłam, oznaczało nieznośną nuuuudę, od której robiło się niedobrze.
Teraz kiedy odwiedzają mnie przyjaciółki, lwią część plotek stanowią kwiaty, bo kogo by interesowały sprawy sercowe, czy nie daj bóg, chłopaki…
Gdy rzucam hasło: idziemy na miasto? To oczywiście mam na myśli giełdę kwiatową.
Mogłabym też spokojnie mieć jakiegoś tindera kwiatowego, przesuwać kwiaty w prawo i wyobrażać sobie, że wszystkie są moje!
Poznaliście zatem moje wyuzdane marzenia. Niczego się nie wstydzę.

 

Po lewej palma areca, po prawej monstera

O tym, że moje kwiaty rosną i żywią się przestrzenią w domu, dowiaduję się od odwiedzających nas osób. Wchodzą i mówią:
– Matko, co za dżungla! Jakie wielkie kwiaty, co ty z nimi robisz?
Dopiero ta reakcja zmusza mnie do podejrzliwego spojrzenia na rośliny. Dostrzegam wtedy, że palmowe macki areki nie pozwalają już spokojnie siedzieć na sofie, bo kwiat łaskocze w twarz i tylko z pozoru to pieszczota.
Widzę też, jak monstera pożera wejście do salonu i należy uważać na jej powietrzne korzenie, które mogą porwać za kostkę i już nie puścić.
Nad salonem zaś unosi się baldachim strelicji. Jej wielkie liście górują nad głowami, przypominając domownikom, gdzie jest ich miejsce.
Na co dzień zupełnie tego nie widzę. Dopiero spojrzenie na zdjęcie sprzed kilku lat, uświadamia mi, że onegdaj były to małe bezbronne roślinki.
Teraz dom opanowały gargantuiczne zielone stwory, z którymi trzeba się liczyć.

To jest ten sam kwiat cztery lata temu!

W listach piszecie do mnie, jak kwiaty należy pielęgnować. Otóż naprawdę nie uważam się za osobę, która może na ten temat udzielać rad. Nie znam nawet nazw niektórych osobników, które hoduję.
Kiedy chcę kwiaty dopieścić, zaglądam po porady do internetu i czytam specjalistów.
Ale jedno moi drodzy jest pewne i jestem tego wspaniałym przykładem – można o kwiatach nic nie wiedzieć i nadal mieć w domu ogród botaniczny.
Gdybym jednak została przyparta do muru i zmuszona do wyjawienia mojego sposobu, powiedziałbym tylko:
„zostawicie do licha kwiaty w spokoju!”
Jeżeli posiadam jakkolwiek sekret, brzmi on właśnie tak.
Moje kwiaty zapewne można uznać za zaniedbane. Nie słyszały o nawozach, o jakichś wybornych glebach, o kąpielach w słońcu czy pod prysznicem, ani za bardzo o przesadzaniu.
Raz na jakiś czas częstuję je wodą. Niewielką ilością i to tylko wtedy, gdy ziemia jest naprawdę sucha, co znaczy, że jeśli wsadzić w nią palec, to przynajmniej centymetr ziemi jest suchy jak pieprz.
Kwiaty sobie poradzą bez wody, jeśli je utopimy, mogą tego nie przeżyć.

skrzydłokwiat i monstera

Moja znajoma miała dorodnego fikusa Benjamina. Ale to takiego, że na tinderze zrobiłby furorę i to mając za konkurencję zwykłych kolesi.
Zazdrościłam jej tego fikusa. Gdy nie patrzyła, puszczałam do niego oczka, niepostrzeżenie gładziłam jego listki, a w rozmowach robiłam do niego niedwuznaczne aluzje.
Ale jej ten Beniamin nie wystarczył! Wyobrażacie to sobie? Taki okaz! Każda o nim marzyła, a ona, że mógłby być trochę wyższy, mieć grubsze liście i mniej łysieć na zimę.
Nie mogłam jej powiedzieć, żeby dała mu spokój, wszak jest idealny, bo wtedy domyśliłaby się, co łączy mnie z jej fikusem…
Nieświadoma jego perfekcji poszła do sklepu i kupiła mu nawóz.
Napoiła go tym specyfikiem i czekała aż przybędzie mu centymetrów w obwodzie i na długość!
I wiecie, co się stało?
Najpierw całkiem wyłysiał. Potem się skurczył. Aż w końcu usechł.
Przyglądanie się jego przyśpieszonej starości było potworne.
I dopiero wtedy, gdy stał się smętnym kikutem, z którego nawóz wypił życie, moja znajoma go doceniła.

Kaktus wilczomlecz, bluszcz epipremnum, sukilenty i begonia koralowa (ta w kropki)

I na koniec chciałabym opowiedzieć Wam o moim wielkim sukcesie wychowawczym, w każdym razie ja to tak odczytuję.
Otóż wyobraźcie sobie, że moja nastolatka przepada za kwiatami i dzielę z nią moją miłość do roślin. Kiedy chcę sprawić jej niespodziankę, kupuję sukulenta, albo wręczam pestkę awokado, którą ona ze swoją czułością potrafi zamienić w małe drzewo.
I kiedy ostatnio zabrałam ją do Ikei i oznajmiłam, że może sobie coś kupić (oczywiście w granicach rozsądku), moja córka wybrała dwa umierające kwiaty przecenione na złotówkę.
– Mamo – oznajmiła zasmucona – myślisz, że uda mi się je uratować?
– Komu jak nie tobie?! – odparłam.
I miałam rację, bo dziś w pokoju Maryni pysznią się uratowane skrzydłokwiaty, które na tej ikeowskiej półce z pewnością nie widziały dla siebie żadnej przyszłości.  Poniżej widzicie zdjęcie kwiatów w pokoju mojej córki. 
To tyle ode mnie. Zostawiam Was z naszym ogrodem botanicznym, pytania możecie zadawać w komentarzach.

Fragment dżungli mojej córki. Od lewej fikus elastica, szeflera, filodendron hope, bluszcz hedera helix, aloes
bluszcze epipremnum, monstera
monstera "monkey"
bluszcz pospolity, sukilenty grubosze "uszy shreka" albo "hobbit"
peperonia ij wilczomlecz
pachira
strelicja
szeflera, monstera "monkey"
bluszcze epipremnum

Podobne posty

4 komentarze

Anita 8 kwietnia, 2022 - 7:40 am

Przepiękne okazy! i jakie zdrowe! Ja też wychodzę z założenia, że kwiatom trzeba dać spokój, tak też robię, co niestety kończy się tym, że po zimie, co najmniej 2-3 okazy lądują w śmietniku, bo okazuje się, że zaatakował je jakiś parszywy przędziorek, a ja naprawdę nie mam siły z tym walczyć. JAK to robisz, że u Ciebie nie ma szkodników? U mnie w domu jest dość sucho, raz na jakiś czas spryskuję i włączam nawilżacz, ale mimo wszystko, to za mało, tydzień temu pozbyłam się już chyba 4 monstery, która pięknie rokowała, a i tak dopadło ją to dziadostwo. Jak żyć? 😉

Odpowiedź
Gośka 8 kwietnia, 2022 - 11:51 am

Piękna dżungla :)Z tym podlewaniem nawozami coś w tym racji jest;) i w tym żeby dać kwiatom żyć w naszej przestrzeni .Z zielenią piękniej w domu.Pozdrawiam

Odpowiedź
Anna 8 kwietnia, 2022 - 1:05 pm

W punkt! Kwiaty należy zostawić w spokoju. Ja swoje zawsze chciałam „zagłaskać „, a potem się okazywało, że nie były to rośliny bagienne;)
Zaczęły rosnąć, gdy je wyniosłam do pokoju syna, który nie wpadł na to, by je stale podlewać. Teraz rosną jak szalone.
Saro, przepiękna kolekcja!

Odpowiedź
tośka 13 kwietnia, 2022 - 9:07 am

U mnie to tak nie działa 🙂 Musisz mieć tam dobre warunki – światło, wilgotność…

Odpowiedź

Skomentuj Anita Cofnij odpowiedź