Hej kochani 🙂
Bycie Zosią Samosią bywa trudne. Zwłaszcza kiedy dzień odbywa się zgodnie z zasadami prawa Murphy`ego.
Zaczęło się od diametralnej zmiany warunków atmosferycznych. Oczywiście na gorsze. Półmrok opanował dzielnicę, zerwał się wicher, w zasadzie nie wiem czemu nie lunęło.
Następnie okazało się, że mój fotogeniczny mur z wnęką był okupowany przez niesympatycznie wyglądającego dziadka, który TO właśnie miejsce w całym mieście wybrał na stanie.
Minęłam go z kamienną twarzą, nie dałam po sobie poznać, że zburzył cały mój plan, że w tej chwili marzyłam o trąbie powietrznej, która przeniosłaby go w inne miejsce.
Chwilę poczatowałam za krzakami w złotej bluzce i czerwonych szpilkach, ot takie wdzianko w sam raz do lasu. Po kilkunastu minutach okazało się, że dziadek zwolnił miejscówkę. Czym prędzej się tam udałam ze swym majdanem. Rozłożyłam sprzęty, dzieciom rozdałam biszkopty i soczki, ustawiłam samowyzwalacz, stanęłam pod murem, zrobiłam dzióbek… wtem coś poruszyło się za murem! Moim oczom ukazał się dziadek w całej okazałości! Bezczelnie mnie podglądał. Poczułam się tak jakbym faktycznie robiła coś złego. Cóż w tym dziwnego, że kobieta z dwójką dzieci, w złotej bluzce i w czerwonych szpilkach stoi pod jakimś tam murem i robi sobie zdjęcia?? Też mi wydarzenie.
Dziadek jednak, najwyraźniej uznał dzieci za atrapy, a statyw za karabin wobec czego podjął działania obronne polegające na rozpraszaniu mojej uwagi. W akcie odwetowym wystrzeliłam serię z aparatu fotograficznego! Dziadek skrył się. Odczekał stosowny moment i zaczął desant zza furtki. Zimno kalkulując oszacowałam, że mam nie więcej niż 10 minut do przyjazdu radiowozu i kompletnej kompromitacji. Postanowiłam działać szybko. Dwie serie z aparatu. Żadnych sentymentów. Na zimno.
Po chwili pakowałam sprzęt do pokrowca. Po całej akcji zostały jedynie okruchy z biszkoptów…
szpilki – czasnabuty
marynarka,sukienka,bluzka – vintage