ZAPRASZAM WAS NA WYPRZEDAŻ MOJEJ SZAFY
Dziś mam dla Was historię z cyklu ta wiadomość odmieniła moje życie. Kiedy dobrniecie do końca, ponad wszelką wątpliwość, nic już nie będzie takie, jak wcześniej.
Myślę jednak, że powiastka, której zaraz uświadczycie zasługuje na uściśnięcie dłoni od Edgara Allana Poe, lub przynajmniej porozumiewawcze mrugnięcie od Hitchcocka.
Wydarzenia, o których chcę Wam dziś opowiedzieć miały miejsce być może rok temu.
Groza tamtej nocy potrzebowała dużej kojącej dawki czasu. Dopiero dziś palce mi nie drżą, kiedy to piszę, a klawiatura potulnie im się poddaje.
Tego wieczora, kiedy spokojnie kładłam się spać, nic nie zapowiadało nadchodzącej makabry. Jak zawsze uwiłam sobie pościelowy kokon, z którego zwyczajowo wystawał mi jedynie czubek nosa, wciągający życiodajne powietrze. Z rozkoszą oddałam się pieszczotom Morfeusza. Zapadałam się coraz głębiej i głębiej w sen, aż w końcu zatrzymałam się na błogiej fazie REM.
Jak co noc, kraina sennej idylli otworzyła przede mną swe wrota.
Cudownie migotało, robiłam stumilowe kroki aż w końcu latałam! Świat był miękki i przejrzysty…
Każda komórka mojego ciała zasiadła do duchowej uczty. Stół zastawiony był suto najsmaczniejszymi sennymi kąskami…
Wtem nagle, zupełnie nieoczekiwanie, z niesłychaną brutalnością, kraina będąca dziełem Morfeusza, uległa potwornej zagładzie!
Barbarzyński napastnik rozdeptał ją niczym bezbronnego owada. Rozpaczliwie szukałam wyjścia z idylli, która w mgnieniu oka zamieniła się w horror. Szczypałam się do bólu, aż w końcu udało się! Wyrwałam się z ramion koszmaru. Kiedy otworzyłam oczy, zdążyłam jedynie zobaczyć sennego barbarzyńcę roztrzaskującego wielkich rozmiarów maczugę na mojej czaszce.
Tylko tyle zdołałam ujrzeć przez nieprzeniknione mroki nocy.
Wypadłam z łóżka niczym petarda, porzucając swój słodki kokon. Stanęłam gotowa do walki z brutalem, który nieoczekiwanie przeniósł się do mojego świata.
Złożyłam ręce w gardę i zacisnęłam zęby spodziewając się kolejnego uderzenia. Cisza. Nic nie nastąpiło. Bezgłos nocy rejestrował tylko mój rzężący oddech. Moje oczy oscylujące wokół własnych orbit powoli przywykły do mroku i zaczęły się przezeń przebijać.
Ze zdziwieniem stwierdziłam, że moja garda składa się tylko z jednej ręki. Spojrzałam w dół. Druga ręka zwisała bezwładnie kołysząc się na stawowych zawiasach.
W mig pojęłam co zaszło. Brutalnym rzeźnikiem okazała się moja własna kończyna, na której spałam tak smacznie, że odcięłam jej dopływ krwi.
Jakkolwiek więc chciałabym znaleźć się w programie „Niewyjaśnione”, to nie tym razem.
Najzwyczajniej w świecie, przekręcając się z boku na bok, oberwałam w łeb własną łapą.
Ot, cały sekret.
płaszcz – Sheinside | bluzka – Nife | spodnie – Monnari | szpilki – DEA Shop | zegarek – Apart Elixa