Rok 2014 zaczął się jakoś nieporadnie. Właściwie wszystko, co mi w duszy skrzypi ostatnimi czasy, siarczyście ubrała wczoraj w słowa moja ukochana Cebula Skoti.
Mi jednak, z racji na wiek i odpowiedzialną rolę matki, wypada bardziej powściągnąć jęzor i niecenzuralne słowa trzymać na smyczy.
Nadal, niczym drogocenną roślinę, pielęgnuję w sobie zdrowy rozsądek, choć przyznaję, że ostatnio skąpię mu wody, zdarza się nawet, że w przypływie słabości życzę mu śmierci.
„Nie bądź mięczakiem Ferreira, bierz dupę w troki, weź dziecko na spacer”.
Ulegam, biorę więc Lolka po raz milionowy na obchód po dzielni, która o tej porze roku stanowi wyborną antyreklamę Lublina. Każdy dom, zdaje się być ostatnim po lewej, każdy suchy badyl żyje własnym życiem, w każdej dziurze na jezdni jest ocean błota, a każdy ptak to kruk.
Lolek widzi to, jakby inaczej, do każdego domu czuje się zaproszony, każdy suchy badyl to miecz, każda dziura na jezdni to błękitna laguna, każdy ptak to skowronek.
Dlatego złości się, kiedy nie pozwalam mu odwiedzić domu z horroru, zażyć kąpieli w lazurowej kałuży, kiedy nakazuję wyrzucić kija utytłanego w błocie i grzecznie proszę żeby opuścił budkę telefoniczną po 30 minutach rozmowy ze słuchawką.
Lolek mięknie, okazuje się, że ma nogi z waty, po chwili symuluje bezwładny worek ziemniaków, który wydobywa z siebie potworne dźwięki.
Niepostrzeżenie stajemy się mizerną parodią spaceru rodzica z dzieckiem, doskonale pasującą do ponurej aury. Na moim prawym ramieniu wisi torba z zakupami, pod pachą to czego nie upchałam do torby. Lewą ręką ciągnę za sobą jęczącego Lolka, który ledwie powłóczy nogami, w obu rękach nadal dumnie dzierży dłuższe ode mnie badyle.
Na horyzoncie przystanek autobusowy, zaciągam kaptur głęboko na twarz, słyszę za sobą głosy szczerego współczucia „biedne dziecko, przecież nie ma siły iść. Mamusia cie nie chce wziąć na rączki? A czemu tak płacze kochane maleństwo? Tuli tuli…”.
Z rozkoszą przekręcam klucz w drzwiach. Lolka kładę spać, a sama spędzam ekskluzywne chwile w towarzystwie rogala francuskiego z jabłkiem, czarną herbatą doprawioną dwiema kopiastymi i kawałkiem krwawego kryminału.
Jest dobrze.
płaszcz – lumpeks (zakupiony za 7pln i skrócony u krawcowej za 15) | torba i buty – Gino Rossi | kapelusz – Reserved | rękawiczki – me&BAGS