Wczesny poranek, wtedy kiedy dzień ledwie raczkuje, a sen jest pyszny jak torcik kawowo bezowy…
Delektujesz się się, zwijasz w kłębek, chłoniesz ten sen, jak niemowlę śmieci znalezione na podłodze. Jest błogo, cicho i nagle MUUUCHAAA!!! Zupełnie niewidzialna, lecz głośna jak lądujący helikopter. Bezpardonowo gwałci twoje ucho. I jeszcze raz! I znowu!
Istny horror w brzasku poranka… Tak było dziś.
Trudno mi zdecydować więc, którą wstałam nogą. Po prostu zwlekłam się z łóżka, doczołgałam do kuchni. Marne resztki sił wykorzystałam do zrobienia kawy, która podziałała na mój mózg, jak luminol na krew. Zalane nią szare komórki odzyskały blask, krew w żyłach zaczęła się poruszać i na powrót tchnęła życie w moje martwe kończyny…
Błogosławiony bądź Kubku Czarnej Kawy, który jesteś tak wielką podporą w macierzyńskich momentach zwątpienia!
Przeklęta bądź Mucho, która żywisz się odchodami i uprzykrzasz życie dobrym ludziom, oby zjadły cię pająki!
Pewnie wielu z Was pomyśli dziś, że ubierałam się zanim wypiłam kawę, czyli całkiem bezmyślnie i zanim oczy odzyskały funkcję widzenia. Nic bardziej mylnego. Sama chciałam tak wyglądać!
Pozdrawiam Was
Sara
koszula – Sheinside|spódnica – Mosquito|buty – DEA Shop|torba – Click Fashion|biżuteria – Apart Elixa