MOTHERCLEANER.

Autor: Miss Ferreira

Chyba potrzebowałam jakiejś okrągłej daty żeby do Was wrócić. Dziś jest nasza ósma rocznica ślubu, są też trzecie urodziny Lolka. Więc chyba wystarczy.
Chwilę mnie nie było, pytacie czemu i zapewne mogłabym wyłgać jakąś rzewną historię. Tymczasem prawda jest ubożuchna niczym stajenka betlejemska. Otóż Moi Drodzy, miałam dosyć.
Jakby to powiedział mój stary znajomy, symulujący angola z bolesnym polskim akcentem, „aj hew dac ynaf”.
Od siedmiu lat moje życie wypełnione jest szczelnie ludźmi, którzy mają poniżej metra wzrostu i powyżej miliona pytań na godzinę, z czego 90% jest brutalnie alogicznych, jak chociażby „skąd nie masz tej torebki mamo?”.
W rubryce zawód wpisuję „mothercleaner”.

Miłość rodzicielska jest najbardziej niedorzecznym uczuciem, jakiego przyszło mi doświadczyć.
Posłuchajcie tego. Wyjechaliśmy ostatnio na trzy dni, bez dzieci. Odliczałam sekundy do wyjazdu, obawiając się, że nie dożyję tej chwili, bo wyskoczę przez okno. Po piętnastu minutach od wyjazdu z domu nie mogłam sobie już przypomnieć czemu chciałam skakać z okna, po godzinie chciałam dzwonić żeby usłyszeć ich głosy, po trzech godzinach miałam wyrzuty, że osierociłam dziatwę, po dwudziestu czterech godzinach na widok innych dzieci miałam skurcze macicy. Ostatecznie wróciliśmy kilka godzin wcześniej, przywiodły nas (jak sądzę, bo teraz już nie pamiętam), tęsknota i miłość rodzicielska. Na widok dzieci ścisnęło mnie w gardle, jak mogłam w ogóle chcieć bez nich wyjechać? Po piętnastu minutach przypomniało mi się jak, po pół godzinie chciałam cofnąć czas, dwóch godzinach nie mogłam uwierzyć, że skróciliśmy swój urlop o kilka godzin żeby wrócić do tego piekielnego sajgonu. Odzyskałam natomiast pamięć i wiedziałam już dlaczego chciałam skakać z okna.

Wiem, że wypłaczę jeszcze za nimi oczy. Że będę tęsknić do czasów ścian upstrzonych keczupowymi freskami z autografem autora, do łazienki tonącej w wodzie po zwykłym myciu zębów, do zawodów z pink ponga z użyciem jedzenia, do szyb przez które podobno kiedyś coś było widać, do plasteliny sumiennie wtartej w dywan, do rozlanego mleka, potłuczonego słoika miodu, kanapy z nutellą, plazmy poharatanej nożem, ray banów po amputacji zauszników, pobudek o wschodzie słońca i śmiertelnej dawki decybeli na metr kwadratowy…
Wiem, że nie będzie już w moim życiu ważniejszych ludzi i silniejszej miłości. Wiem, że być może to ja jestem najszczęśliwszym człowiekiem pod słońcem. Wiem, że mam nieprzyzwoicie dużo!
Wiem po tysiąckroć!
Czasem po prostu brakuje kamieni.*

Nic nie poradzę, że tęskno mi do świata dorosłych. Nie chcę walczyć o porządek, jak Polska o niepodległość!
Mam tylko kilka skromnych postulatów:
Białych ścian.
Mleka w kartonie.
Kanapek z nutellą.
Nigdy więcej wschodów słońca.
Ujemnej liczby decybeli.

Po prostu.

A Was Kochani Czytelnicy przepraszam za moją absencję. Oberwaliście rykoszetem.
Nie mieliście nic wspólnego z moim zniknięciem. Natomiast to, że wracam to całkowicie Wasza wina.

Tęskniłam!

PS Pierwsze zdjęcie obrazuje, jak bardzo jest mi głupio, że Was tak osierociłam.
* Cytat z Forresta Gumpa.



Zdjęcia wykonane aparatem Olympus PEN E-PL7

spodnie – f&f | top – c&a | biżuteria – Apart | zegarek – Daniel Wellington

Podobne posty

Napisz komentarz