Wróciliśmy!
Wyprodukowaliśmy jakąś kosmiczną ilość wspomnień i z radością przytargaliśmy je do Lublina.
Pławiliśmy się w doborowym towarzystwie i w ciepłej przejrzystej wodzie. Umarliśmy ze śmiechu, zagadaliśmy się na śmierć, piliśmy wino z metalowych kubków, słuchaliśmy najlepszej muzyki i wszystko zagryzaliśmy nieprzyzwoicie dobrym żarciem.
O poranku bezpardonowo smagało nas słońce, chwytało za chabety i wlekło na plażę. I znowu musieliśmy się pławić i topić smutki w jeziorze.
A nocą gapiliśmy się w niebo i łapaliśmy w sieć wspomnień zastępy Perseid.
Jak słowo daję, te wakacje były chyba dwadzieścia lat temu!
Wracaliśmy z wywczasu drogą okrężną – przez Tatry. Cudem nie obudziliśmy Śpiącego Rycerza i cudem dotarliśmy na sam szczyt Sarniej Skały.
Jesteśmy w domu. Mentalnie jestem w górach, fizycznie też. Łańcuch górski Brudne Łachy właśnie rzucił mi wyzwanie.
Zostawiam Was z garstką epickich tekstów.
***
Lolek: Nie mogę ci pomóc, bo wykonuję obowiązek!
***
Ąfel: To nie było wczoraj, to było pojutrze!
***
Lolek: Sofija, a ty lubisz się ograniczać?
***
Zbynio: Najważniejsza w ciele człowieka jest głowa.
Ąfel: To prawda, bo bez głowy nie dałoby się jeść.
Zdjęcia wykonane aparatem Olympus PEN E-PL7