Nie chciałam, żeby ten wpis powstał na emocjach, które towarzyszyły mi przez ostatnie tygodnie.
Nadal są we mnie, może nawet w tym samym stężeniu, ale potrafię nad nimi zapanować.
Tydzień temu próbowałam pisać, ale po jednym zdaniu stawało się to niemożliwe.
Dziś czuję, że w końcu mam na to siłę i mogę o wszystkim opowiedzieć bez epatowania cudzą tragedią.
Ktoś tu w końcu zginie
Pięć lat temu przeprowadziliśmy się do przepięknej wsi pod Lublinem. Domu nie pokochałam od razu, to była trudna miłość, ale dla samego miejsca straciłam głowę.
Wieś, taka trochę z dzieciństwa u dziadków. Pola, lodowata rzeka, lasy i przemierzający ten krajobraz pociąg. Wszechobecny spokój. Pamiętam dokładnie, jak z dnia na dzień czas dla nas zwolnił. Teraz byliśmy w wiejskiej strefie czasowej. Bez korków, bez brutalnego planu lekcji, bez miejskiego ponaglania: szybciej, szybciej!
Na tym idyllicznym obrazku pojawiała się jedna ostra rysa.
Nasza działka położona jest na rogu dwóch dróg. Kiedy siedziałam przy stole, pracując, mogłam obserwować dwa okna jednocześnie.
Przez ten krajobraz rodem z dziecięcych wspomnień pędziły samochody. Pojawiały się w oknie na mniej niż mrugnięcie okiem.
Stało się dla nas tradycją, że podczas porannej kawy wpatrywaliśmy najszybszych i zgadywaliśmy, z jaką prędkością mogły jechać.
Zimą obserwowaliśmy, jak nie wyrabiają się na zakręcie. Któregoś dnia jeden z nich wpadł na znak „ustąp pierwszeństwa”. Złamał go i pojechał dalej. Innego dnia w tym samym miejscu rozpędzony traktor wpadł do rowu z całą wielką przyczepą.
Żadna z obu tych dróg nie ma chodnika. Podczas spacerów z psem czy dziećmi wielokrotnie wskakiwaliśmy do rowu, uciekając przed pędzącymi samochodami. Kilka razy zabrałam dzieci na wycieczkę rowerową, wracałam ze zdartym gardłem i poszarpanymi nerwami.
Darłam się na dzieci, żeby uważały i na kierowców, że chyba ich pojebało, choć oczywiście mój wrzask rozpływał się w huku rozpędzonych maszyn.
Za każdym razem chciało mi się płakać z bezsilności.
Od urzędników słyszeliśmy: NIE DA SIĘ. Nie da się zrobić chodników, nie da się zrobić zabezpieczeń, nie da się postawić znaków.
– Tu się nic nie da zrobić – odpowiedział któregoś dnia radny – po prostu pilnujcie swoich dzieci.
Nic się nie dało zrobić przed 8 kwietnia 2016 roku, kiedy na naszej ulicy zostało potrącone dziecko. W Lublin112 pojawiła się informacja:
Jak wstępnie ustalili funkcjonariusze lubelskiej drogówki, kierujący volkswagenem mężczyzna, jadąc od strony centrum miejscowości, wjechał w poruszającego się rowerem nastolatka.
Następnie po kilkudziesięciu metrach zatrzymał się, wypchnął rozbitą szybę, po czym zaczął uciekać. Gdy skończyła się asfaltowa nawierzchnia, wjechał w drogę gruntową, a następnie przez las odjechał w kierunku Niedrzwicy Dużej.
Na miejscu zdarzenia interweniowała straż pożarna, pogotowie ratunkowe i policja. Zadysponowano również śmigłowiec Lotniczego Pogotowia Ratunkowego. Nastolatek po kilkudziesięciominutowej reanimacji został przetransportowany śmigłowcem do szpitala w Lublinie. Jego stan jest krytyczny.
– Ktoś w końcu tu zginie – powtarzało się zdanie jak mantra wypowiadane przez wszystkich sąsiadów.
Czułam jego moc. Jego tragiczną prawdziwość.
Obserwowałam samochody, znikające za drzewami szybciej, niż się pojawiały.
– Który z was zabije w końcu kogoś z nas? – pytałam.
Ten dzień
To stało się 14 września 2021 roku.
Byliśmy w Bieszczadach, kiedy zobaczyłam biegnące do mnie dzieci. Nigdy wcześniej nie miały takich twarzy. Krzyczały imię swojego kolegi.
Z ich krzyków i łez wyłapałam trzy słowa „nie żyje”, „potrącony” i „samochód”.
Następnego dnia we wszystkich wiadomościach można było przeczytać:
Policjanci pod nadzorem prokuratora wyjaśniają dokładne przyczyny i okoliczności tragicznego w skutkach wypadku drogowego w Krężnicy Jarej. Kierujący samochodem marki Citroen w rejonie przejścia dla pieszych potrącił przekraczającego jezdnię 9-latka. Pomimo reanimacji życia chłopca nie udało się uratować.
Pilnujcie swoich bachorów
Byłam przekonana, że wobec takiej tragedii wszyscy nabierzemy pokory i będziemy milczeć, a jeśli krzyczeć, to w słusznej sprawie.
Bardzo się myliłam.
Zorganizowaliśmy protest mieszkańców, na który przyszły głównie dzieci, koledzy i koleżanki Filipa. Z samodzielnie robionymi transparentami: CHCEMY CZUĆ SIĘ BEZPIECZNIE, PROSIMY, ZWOLNIJ.
Nasz protest był szeroko relacjonowany w mediach. Komentarze odebrały mi mowę.
Spadł na nas hej, że blokujemy drogę, powodujemy utrudnienia, że musimy pilnować swoich bachorów, że piesi to nie święte krowy.
Okazało się, że nasze działania komentowane są w ten sposób nie tylko przez przypadkowych anonimowych ludzi z internetu, których chciałabym widzieć jako obrzydliwych trolli, ale również przez mieszkańców naszej wsi. Sąsiadów, ludzi, którzy Filipa znali przynajmniej z widzenia.
Żyjemy w zbiorowej patologii
To mi uświadomiło skalę patologii, w jakiej żyjemy. Wszyscy my Polacy, którzy wiedziemy prym wśród europejskich krajów pod względem zabijania ludzi na drogach.
Tak się dzieje, bo jest na to społeczne przyzwolenie.
Bo kiedy w towarzystwie pochwalisz się, że z Lublina do Gdańska przejechałeś w cztery godziny, to nie spotka cię twardy ostracyzm, ale towarzystwo z uznaniem pokiwa głowami.
Oto nasz własny Robert Kubica, szacun, szacun.
Nikt nie powie prawdy. Że jadąc z taką prędkością, jesteś potencjalnym MORDERCĄ. Że to tak samo jakby wymachiwać naładowaną bronią.
Dlaczego nie hejtujesz tego, który zabił?
Ludzie pytali mnie, czemu zamiast hejtować faceta, który zabił dziecko, wsiadasz na wszystkich bogu ducha winnych kierowców?
Faktycznie ani razu nie wspomniałam nigdzie o człowieku, który tamtego dnia zabił.
Dlaczego?
Bo domyślam się, że bez względu na to, jaka dosięgnie go kara, ma już złamane życie.
14 września 2021 roku stał się mordercą.
Nie dlatego, że chciał. Nie zabił z premedytacją.
Ot, jechał trochę za szybko w terenie zabudowanym. Ot, nie zwolnił przy przejściu dla pieszych. Wszystko wyglądało ok. Dzień był słoneczny, ciepły, droga sucha, wspaniałe warunki, prosta droga, która aż prosi się, żeby docisnąć odrobinę więcej, niż te żałosne 50 km/h.
Kto z nas tak nie robi? Kto z nas może z ręką na sercu powiedzieć, że nie jechałby dokładnie tak samo, jak tamten człowiek?
Dlatego właśnie nie skupiam się na człowieku, który już zabił.
Próbuję za to odwołać się do wyobraźni tych, którzy mogą zrobić to każdego dnia.
Garść statystyk
Polecam Waszej uwadze statystyki policyjne. Są bardzo czytelne, widać na nich doskonale kto i dlaczego zabija na drogach.
W 2020 roku było w Polsce 23540 wypadków (tych zgłoszonych).
W wyniku tych wypadków zginęło 2491 osób.
Rannych zostało 26463 osoby, w tym 8805 osób rannych ciężko.
Najwięcej wypadków (w tym śmiertelnych) miało miejsce w województwie dolnośląskim.
Najwyższy wskaźnik zabitych to województwa podlaskie i lubelskie.
Najwięcej wypadków miało miejsce na prostym odcinku drogi (12999)!
Najwięcej ofiar śmiertelnych było na prostym odcinku drogi (1543).
Najczęstsza przyczyna wypadków to NIEUSTĄPIENIE PIERWSZEŃSTWA PRZEJAZDU.
Druga najczęstsza przyczyna wypadków ta ZA SZYBKA JAZDA.
Trzecia najczęstsza przyczyna to NIEUSTĄPIENIE PIERWSZEŃSTWA PIESZEMU NA PRZEJŚCIU DLA PIESZYCH.
74,6% sprawców wypadków to mężczyźni.
Ilość wypadków z winy kierowców: 20999
Ilość wypadków z winy pieszych 1385
To zimne i twarde liczby. Zza nich wyłania się obraz nas Polaków za kierownicą.
Bezczelnych egoistów, mających w dupie wszelkie zasady.
Każdą z tych liczb pomnóżmy przez dwa.
Bo 14 września 2021 roku w Krężnicy Jarej zostało złamane życie dwóch rodzin. Nieodwracalnie.
Wszystkie te statystyki to nie cyfry.
To REALNIE skończone i złamane życia.
Mam w sobie ogromną wiarę w moc rozmowy.
Po naszym proteście odzywali się do mnie ludzie, mówiący „naprawdę jeżdżę teraz wolniej, dało mi to do myślenia, teraz o wiele bardziej uważam”.
W tamtych dniach rozmawiałam też z jednym naszych lokalnych „rajdowców”. Najpierw było nerwowo. Nie przebieraliśmy w słowach. W końcu się uspokoiłam i powiedziałam:
„proszę cię, tak po ludzku cię proszę, tu chodzą dzieci. Codziennie boję się, że nie dojdą i nie wrócą ze szkoły. Proszę, zwolnij, tylko o to proszę”.
Od tej rozmowy widzę, jak chłopak, który robił z naszej drogi tor wyścigowy, jeździ wolniej, niż wymagają tego przepisy.
Sąsiedzi pytają, co się stało?
– Udało mi się z nim porozmawiać – odpowiadam i mam poczucie, że to jedyny jasny punkt tej tragicznej historii.
Kiedy mój syn robił swój transparent na protest, przyszedł do mnie, mówiąc, że nie wie, co ma na nim napisać.
– A chciałbyś powiedzieć kierowcom? – zapytałam.
– No po prostu, żeby jeździli wolniej, bo się boję chodzić do szkoły.
Lolek poszedł na protest z transparentem: PROSIMY WAS, JEDŹCIE WOLNIEJ.
To mi uświadomiło, jak niewiele w gruncie rzeczy trzeba. Nikt z nas nie musi przenieść żadnej góry, włożyć w to jakiegokolwiek wysiłku, żadnej pracy. Tylko zdjąć nogę z gazu. Tylko tyle.
Wiem, że są tu Was tysiące. Tysiące z Was przeczytają ten tekst.
Proszę Was, tak po ludzku Was proszę, ZWOLNIJCIE. Tylko tyle.
33 komentarze
Przeczytalam Twoj tekst i komentuje to po raz pierwszy. Plakac mi sie chce i mam wkurwa. Placze nad wielkim nie szczesciem jakie spotkało rodzine Filipa i jego samego, a mam wkurwa na bezdusznosc ludzi i nie miesci mi sie w glowie,ze moze spasc na kogos hejt kto chce poprawy bezpieczeństwa. Brawo Saro! Brawo za inicjatywę i odwage!
Kilka lat temu pożegnałam koleżankę, która na przejściu wpadła pod autobus… jej córka wychowuje się bez mamy… Te ofiary nie są anonimowe, dużo musi się zmienić w myśleniu, bo postrzeganie pieszych, dzieci jako gorszych na drogach prowadzi do tragedii.
Mówisz o wypadku w Niedrzwicy?
Nie wiem jak było z tym potreceniem, natomiast ja prawie prawie rozjechalam psa któregoś z chłopaków bo tak się wyglupiali i popychali idąc na krawędzi chodnika ze pies wyskoczył mi pod koła bo chyba zapomniał któryś ze w ręce przecież trzyma smycz. Szczęście ze w tych głupich wybrykach i popychankach przy samej jezdni jeden drugiego nie pchnął pod moje koła.
Na szczęście ustala to prokuratura.
W terenie zabudowanym zawsze zakładam, że dziecko może wbiec mi pod koła, dlatego jeżdżę wolno. Kierowca powinien dostosować prędkość do warunków jazdy. Jeśli z daleka widzi ludzi, którzy poruszają się w sposób, który nie gwarantuje, że bezpiecznie przejedzie obok, powinien jechać choćby 10km/h.
Ale wy problemy macie tak jakby progi zwalniające wybudować koło przejść dla pieszych i po problemie
Zgadzam się z Tobą, ludzie za szybko jeżdżą i nie zwracają uwagi na nic. Nie wiem dlaczego. Ja się wypowiem jako osoba, która przestrzega przepisów, zwłaszcza w miejscowościach. Spotkałam się z kierowcami wariatami, kierowcami którzy jadą wolno ale i tak nie zatrzymają się by przepuścić pieszego czy czasami po prostu ustąpić komuś. Spotkałam się z rowerzystami jadącymi środkiem drogi beż żadnego odblasku i mającego gdzieś cały świat bo trzyma w ręce telefon. Spotkałam się z pieszymi, którzy ze zdziwieniem i niedowierzaniem się patrzyli jak samochód się zatrzymał by mogli przejść przez pasy bo nigdy chyba im się to nie zdążyło. Spotkałam się z pieszymi, którzy wchodzili na ulicę bez podniesienia wzroku, czy mogą bezpiecznie wejść. Spotkałam się z dużą nieodpowiedzialnością z różnej strony. To jest bardzo ciężki temat, wszystkim się spieszy, każdy musi być pierwszy, lepszy od innych. Coraz to nowsze, mocniejsze auta, na czarno ubrani piesi, których po prostu nie widać, nieoświetlone ulice bo nie ma pieniędzy, zapierdalanie dla samego zapierdalania, zero pomyślenia, spojrzenia na innych. Tak zgadzam się, uważajmy wszyscy na siebie i na innych
Miałam uczennicę, której mama pielęgniarka zginęła na przejściu dla pieszych naprzeciw szpitala, w którym pracowała. Nie był to pierwszy wypadek śmiertelny w tamtym miejscu. W końcu zamontowali tam światła i jest spokój. Ale dziewczyna ma złamane życie, wychowywana była przez samotną mamę, ojciec nie chciał się nią zaopiekować. Płakać się chce.
Mam nadzieje, że ten tekst trafi do chociażby kilku szarżujących kierowców, poruszy ich wyobraźnie i da do myślenia 🙂 Ja też kiedyś mocniej naciskałam pedał gazu i 50tka w terenie zabudowanym była dla mnie TAKA WOLNA, póki po prostu nie wyobraziłam sobie, co by się stało, co bym zrobiła gdyby wskoczyło mi na jezdnie dziecko…? (nie byłam jeszcze mamą, bo będąc teraz mamą to wyobrażenie uderza we mnie z dużą większa siłą), to było pierwsze co skłoniło mnie do jazdy wolniej i uważniej. Poza tym ja jako pieszy też chce się czuć bezpiecznie, więc jeżdżę tak, jakbym chciała żeby jeździli kierowcy, kiedy to ja jestem pieszą. Zmiana punktu siedzenia tez pomaga na wyobraźnie 😉
Nie pamiętam kiedy ostatni raz zostawiłam komentarz na blogu, myślę że około 4 lat temu. Zazwyczaj zostawiam je na fejsbuku pod notyfikacją o nowym tekście. Ale dziś mnie wstrząsnęło. Bardzo ważne jest to o czym piszesz. Robisz to dobrze.
Od dawna dla mnie pieszy to świętość. Zdarza mi się szybko jechać, ciut więcej niż przepisy pozwalają, ale nigdy w obszarze zabudowanym.
Nie przestawaj.
Nigdy nie jeździłam szybko bo zwyczajnie się boję… Syn śmieje się ze mnie że zaliczę wszystkie mandaty oprócz jednego za przekroczenie prędkości… jeżdżę ta droga od kilku lat.. dzień w dzień… co widzę… dzieci które stoją po kilka minut rozgladajac się wejść czy nie wejść na pasy.. zdążę czy nie zdążę… nie raz i nie dwa przeprowadzalam je przez ulicę bo „Szybkim i wściekłym” się spieszylo… notorycznie jestem tam obiektem trąbienia, wiadomego słowa, gestykulacji.. kilkanaście dni temu Miała miejsce sytuacja z nami w roli głównej… ja jechałam DO Krężnicy, Ty Saro Z Kreznicy. Obie byłyśmy pierwszymi samochodami w sznurku aut które się za nami ciągnęły.. Ty pewnie nie zwróciłaś uwagi ale ja tak.. gdyby każde zlowrozenie i przekleństwo jakie padały w naszym kierunku już byśmy nie żyły… Tragedia która miała u nas miejsce odbiła się wielkim echem… najbardziej widocznym w szkole… dzieci się boją, rodzice się boją… wszyscy się boją… mimo wszystko nikt z tym nic nie robi… po raz kolejny pytam : gdzie jest Wójt, gdzie są radni… w Niedrzwicy na bocznych uliczkach stoją takie małe zielone Franklinki z napisem SLOW. tam można A u nas nie? Bo co. Bo to KRĘZNICA? Brak mi słów…
Mocno działamy, żeby coś się zmieniło. Jest gotowa petycja. Ja kilka innych osób zaangażowaliśmy się w to i nie odpuścimy, dopóki coś się tu nie zmieni.
Btw, możesz napisać do mnie na tego mejla missaraferreira@gmail.com, jeśli chcesz nam pomóc, każda para rąk i głowa się przydadzą 🙂
Dziękuję za ten wpis. Jestem kobietą, jestem również mamą, a okazjonalnie jestem ‚piratem drogowym’. Mogłabym tu podać dziesiątki argumentów (szpan i bycie cool akurat nie jest żadnym z nich), dlaczego lubię szybką jazdę i dlaczego czasem bezmyślnie to robię… Tylko jakie miałoby to znaczenie w obliczu tragedii? Jakie ma to znaczenie w świetle prawa i przepisów ruchu drogowego? Żadne.
Nie pozwalam sobie na szybką jazdę z własnym dzieckiem na pokładzie, dlaczego zatem narażam dzieci cudze?
Kierowcy z reguły mają wrażenie, że ich to nie spotka, „przecież dobrze jeżdżę i ogarniam co się dzieje na drodze”, z tym że wiele sytuacji ciężko jest przewidzieć.
Czytając ten tekst miałam ogromne wyrzuty sumienia… Nic nie usprawiedliwia takiego zachowania.
Dziś ściągam nogę z gazu.
Wow, szacun, że o tym napisałaś.
Dziękuję, że postanowiłaś coś zmienić <3
Miałam ciarki podczas czytania tego postu. Takie teksty powinny pojawiać się zdecydowanie częściej. W dobie cukierkowego życia instagrama warto zwrócić uwagę na coś więcej. Dziękuję za tekst i refleksje.
Wspieram Panią duchem w tej walce-proszę się nie załamywać, w tym jest sens i w rozmowie też! Pozdrawiam. Małgorzata Zanni
Saro, pisałam do Ciebie kiedyś na instagramie. W czerwcu w wyniku wypadku samochodowego straciłam mojego Dziadka – człowieka, który mnie wychowywał. Był jeszcze młody, miał lekko ponad 70 lat i miał wiele planów na najbliższe lata. Jechał rowerem, codziennie nim jeździł. Niemal pod domem, na skrzyżowaniu w ternie zabudowanym pirat drogowy postanowił go wyprzedzić. Jechał za szybko i zbyt blisko. Ciężkie obrażenia mózgu, tydzień w śpiączce i tydzień dzielnej walki o życie. Dziadek przegrał, prokurator umorzył śledztwo twierdząc, że „rowerzysta powinien był zachować szczególną ostrożność na drodze”. Minęło już kilka miesięcy i ciągle boli tak samo, zawsze już będzie bolało. Gorąco Cię wspieram w walce o bezpieczeństwo na drodze – świat potrzebuje takich ludzi
Nie mam słów, tak mi przykro…
Od nie dawna mieszkam na wsi, oczywiście brak chodników, codziennie dojeżdżam do pracy i byłam świadkiem jak służby próbowały uratować 10 latkę. Niestety zginęła na miejscu, kierowca nie posiadał nawet prawa jazdy. Dziewczynka bawiła się przed domem. Bardzo współczuję rodzinie, do niedawna przy drodze były znicze jako przypomnienie i pamięć. Teraz zniknęły.
Ściskam Ciebie mocno! Jak dobrze że o tym piszesz. Staram się jeździć uważnie, gdzieś z tyłu głowy męczy mnie myśl, że gdybym kogoś potrąciła, to też miałabym życie złamane…nie wiem jak i czy umiałabym z tym żyć. Ale jednocześnie widzę codziennie na drogach, że wielu nie ma takich refleksji na pewno, bo wyprzedza na pasach, wyprzedza na skrzyżowaniu. Co powiedzieć, gdy ja jadąc np.95 przy ograniczeniu do 90, jestem wyprzedzana przez większość pojazdów? Ja przekraczam prędkość, więc dlaczego jestem jeszcze wyprzedzana i to w mało bezpieczny sposób?
Niestety w Polsce zdominowanej przez samochodocentryzm także wymiar sprawiedliwości sprzyja kierowcom. Im bardziej nieżywa jest ofiara (pieszy), tym bardziej niewinny jest sprawca (kierowca).
Zostałam dwukrotnie potrącona przez samochód: raz jako piesza, raz jako rowerzystka. W obu przypadkach winny był kierowca. W pierwszym przypadku „bo słońce mnie oślepiło”, a w drugim pani nawet nie próbowała się tłumaczyć – ja przejeżdżałam na zielonym, a ona miała tylko zieloną strzałkę i rozkojarzona albo w pospiechu po prostu we mnie wjechała. W całym tym pechu miałam ogromne szczęście, że fizycznie skończyło się na siniakach. Jednak po drugim potrąceniu zawsze czuję niepokój, gdy zbliżam się do tego przejazdu i potrafię automatycznie się zatrzymać nawet gdy mam zielone, ale widzę, że jakieś auto skręca. Nie mam prawa jazdy i choć dostrzegam mankamenty tego stanu, to właśnie psychiczna blokada powstrzymuje mnie przed zostaniem kierowcą. To jest po prostu straszne, co się dzieje na drogach. Na szczęście mój mąż jest z tych odpowiedzialnych, wręcz 'nudnych’ kierowców 🙂 Często myślę sobie o tym ciągłym pośpiechu, o tym jak ludzie próbują zaoszczędzić tą szybka jazdą te 15 minut, które potem i tak zmarnują przed tv lub w inny sposób (bo taka bezmyślność na drodze na pewno przekłada się na bezmyślność w innych sferach życia – nieużytkowanie rozumu nie działa na raty).
Według różnych badań i statystyk w okolicach przejść dla pieszych 80-90% kierowców przekracza prędkość. Niewiele mniej przekracza prędkość w ogóle w obszarze zabudowanym i tyle samo uważa się za dobrych kierowców. Potrzebne są więc zmiany systemowe.
Systemowe – niezbędne – zmiany, to infrastruktura, która pomaga/wymusza bezpieczniejszą/wolniejszą jazdę.
Vision zero – to skandynawski trend, który ma na celu zmniejszenie liczby ofiar. To szereg zmian m.in w infrastrukturze by było bezpieczniej (wyniesienia, progi, zwężenia, szykany).
M.in w Jaworznie dokonano ogromnej zmiany na plus https://www.brd24.pl/?s=jaworzno #ChodziOŻycie
By w gminie coś się dało, by Rada Gminy coś zrobiła, trzeba więcej osób zaangażowanych w politykę.
Przeczytałam ten tekst ze łzami w oczach. Od kilkunastu lat mieszkam w Wielkiej Brytanii. Nie mam prawa jazdy, po mieście, w którym mieszkam, poruszam się rowerem. W Polsce bywam średnio raz w roku. Zatrzymuje się u rodziny na wsi niedaleko dużego miasta. Ilekroć chce z dziećmi pojechać do miasta, bierzemy autobus. Parę lat temu kręciłam filmiki stojąc na przystanku. Tiry przejeżdżające z prędkością światła, obok nas, w terenie zabudowanym (ograniczenie do 40km/h jak dobrze pamiętam), miałam wrażenie, że zmiotą mnie razem z dziećmi, z wózkiem z tego przystanku. Jak moje dzieci jadą gdzieś z dziadkami autem, przeżywam katusze. Jak mówię komuś o moich spostrzeżeniach czy obawach, patrzą na mnie jak na wariatkę. No bo przecież tak ludzie jeżdżą…
Wieś pod Lublinem, całkiem niedaleko Krężnicy. Trasa prosta, nowa, ładna, ograniczenie 70/90, a nagle teren zabudowany, trzy przejścia pod rząd. Dzieci chodzą do/ze szkoły, rowerzyści, pieski, kotki, jeże… Zawsze jadę tam 50. I okazało się, że są uprawiane podśmiechujki ze mnie, bo korek za mną się tworzy. Straszne! Całe 3 km trzeba przejechać wolniej. Spoko, niech się śmieją. Uczę moje dzieci uczciwości. Jazda zgodnie z przepisami to dla mnie nie wstyd, to uczciwość wobec siebie i innych.
Wielka tragedia, przykro mi.
Niestety największym problemem jest mentalność kierowców. Nie jest wstydem jeździć na wariata, to raczej Ci którzy jeżdżą wolno, zwalniają przed przejściami dla pieszych, są traktowani jako „zawalidrogi” i delikatnie mówiąc wyśmiewani. Za mało jest akcji edukacyjnych i jasnego potępiania szaleństwa na drogach. Jak można usprawiedliwiać np. jazdę po pijanemu?
Oczywiście brakuje poboczy, nie mówiąc już o chodnikach, ale nie tylko w Polsce tak wyglądają wiejskie drogi. A jednak mamy zdecydowanie wyższy wskaźnik wypadków niż inne kraje europejskie.
Po tysiąckroć zgadzam się z wpisem, ale tez mam prośbę do rodziców, ale najpierw opowiem moją historię z tegorocznego wyjazdu na wakacje ze śląska nad morze. Długa trasa. Była niedziela, słoneczna, ładna pogoda, droga kręta nie jakoś mocno ale były zawijasy. Jadę sobie 40 bo wiecej się boje bo nie wiem co będzie za chwile niby nic nie jedzie jestem cipa i nie jeżdżę szybko bo sie po prostu boje i w końcu zbliżamy się do jednego mocniejszego zakrętu, nie widzę nic wiec zwalniam i jadę i nagle przed moim autem wyłania się 3 młodych chłopców świetnie się bawiących na desce i hulajnodze na samym środku drogi. Sekundy bo tyle mnie dzieliło od potrącenia Max 8letnich chłopców. Oni nawet nie uciekali bo byli w ciężkim szoku. Uchyliłam okno do końca i wydarłam się konkretnie ze mają w tym momencie uciekać z jezdni i nigdy więcej nie jeździć po niej na desce bo kiedyś coś im się stanie do tej pory włos mi się jeży bo wiem ze mogłam jechać szybciej wiem ze mógł jechać cwaniak który zapierdalałby 80/h i już nie byłoby miło. PROSZĘ PILNUJCIE DZIECI! Akurat tam chodniki były, ale one i tak bawiły się na jezdni.. uczcie dzieciaki jak niebezpieczne jest dla nich auto, nie znają osoby która jedzie i ile jedzie. Zadbajcie o to żeby dzieci miały respekt przed jezdnia i autem.
Zgadzam się, mam fioła na punkcie uczulania dzieci na bezpieczeństwo na drodze. Dręczę ich kaskami, kamizelkami, czym się da.
💔
Znam tamte rejony. Moja Lubelszczyzna. Zawsze bałam się polskich szos…
Mój chłop Hiszpan jest przerażony jazdą polskich kierowców. Już kilka lat temu zapowiedział, że nie pozwoli mi jeździć po polskich drogach. Zresztą wcale się do tego nie garnę 😉 Zawsze kiedy przylatujemy do kraju nad Wisłą, wypożyczamy samochód. Może to też rozsierdza kierowców. Nie zliczę wymuszeń pierwszeństwa, ciągłego świecenia światłami aby nas przyspieszyć, czasem wygrażanie, obelżywe słowa itp itd. Raz nawet prawie wylądowaliśmy w rowie, bo autokar (z ludźmi!) wyprzedzał nas na linii ciągłej. Tylko dlatego, że jechaliśmy zgodnie z przepisami.
To QWA jakaś masakra.
Dekadę temu córka mojej dobrej koleżanki została zabita na warszawskim przejściu (ze światłami) przez szybko jadącego kierowcę, który zresztą zbiegł z miejsca wypadku…
Bardzo poruszające, przykro mi że jesteś więcej niż świadkiem tych wydarzeń. Jednocześnie robisz tak ważną rzecz teraz! Dziękuję że o tym piszesz, że przypominasz. My, polskie społeczeństwo, jesteśmy tak przyzwyczajeni, że szybka jazda jest ok, że to właśnie zderzanie się z takimi informacjami z różnych stron, ciągłe przypominanie o konsekwencjach, wprowadza zmiany. Powoli, ale jednak!
Mi w zmianie przyzwyczajeń, oprócz apeli takich jak Twój, pomaga też przepis o pierwszeństwie pieszych na przejściach. Początkowo jako kierowca byłam przeciwna. Ale teraz widzę, że dużo kierowców faktycznie zwalnia przed przejściem i kultura jazdy jakby się poprawia i myślę że to dobra zmiana była.
[…] KTOŚ TU W KOŃCU ZGINIE […]
To jest okropne. A co gorsza, wynika z leniwej bezmyślności i braku motywacji do wykazania empatii. Tutaj surowe kary, niestety, finansowe, by może zmieniły sytuację.
Nie mam prawa jazdy, całe życie mieszkam w Warszawie, większość życia w Centrum i wszędzie chodzę piechotą, jeśli nie jest za daleko. I od dziecka, w wakacje, trasą na Terespol, gdzie ludzie ładują się do rowu żeby puszczać tiry jadące z szaloną prędkością do granicy.
A najgorzej, że u najbliższego dla mnie człowieka, beton w tym zakresie – edukuję go od 8 lat i nadal przyzwyczajenia biorą górę, nadal nie kuma, po prostu nie spedził większości życia chodząc piechotą, w większość miejsc jeździ samochodem. Ciągnie mnie za rękę, kiedy zatrzymuję się przed przejściem na zielonym i patrzę na wszystkie strony. Słyszę, „daj spokój”, słyszę „przecież mamy pierwszeństwo” , „jest zielone”…. Wkurza mnie, że on nie rozumie, że ja nie ufam czy ktoś się zatrzyma. Ile razy widziałam jak on o włos mijał osobę i krzyczałam na niego, że przez warstwę blachy może ma komfort, ale dla pieszego to stres i koszmar – że tuż przed nim, tuż za nim ktoś śmiga. Albo jak się musi koniecznie rozpędzić do 80 / 100 km na prostym i krótkim odcinku. I też na niego krzyczę, ale wiem, że jak nie ma mnie w samochodzie, to tak jeździ. A potem się bulwersuje, że ktoś przy nas wjechał w dziecko na rowerze „jak tak można” (i oczywiście uciekł z miejsca wypadku). A ja tylko komentuję, że wystarczy u niego chwila nieuwagi w złym momencie, i zrobi dokładnie to samo. I tylko mam nadzieję, że nie uciekłby z miejsca zdarzenia.
Albo to cholerne „wjeżdżanie w dupę” ludziom na trasie. Byle pierdoła się zdarzy i stłuczka, wypadek, coś gorszego. Ale nie, mam znajomego, który tak jeździ, że siedzi ludziom na tyle samochodu – „bo nie zjeżdżają z lewego pasa”. I się ze mnie śmieją, że nie lubię być pasażerem w samochodzie, który jedzie 220 km/h. Nie wiem, może z Hołowczycem bym nie miała obaw, ale z osobą, która spędza życie nie jako kierowca formuły 1 czy a rajdach, ale za biurkiem, nie rozumiem, dlaczego miałabym się czuć komfortowo przy tego typu prędkości, wymagającej reakcji w ułamku sekundy.
To są tematy rzeka, a ludzie giną, kończą jako kalecy, kończą jako mordercy. I nadal retoryka „jak mogliście tak długo jechać w góry, trzeba depnąć i będzie szybciej”. Mhm, jasne. Trochę się rozpisałam, ale dla mnie to jest tak bulwersujący temat, że zawsze mnie rozsadza na te zabawne uśmieszki. Bo „nie masz prawa jazdy, nie wiesz o czym mówisz”. Kiedy właśnie odwrotnie.