Jakoś tak już w tym macierzyństwie jest, że kiedy masz dzieci, co chwilę na tej wyboistej drodze staje ktoś, żeby rzucić ci pod nogi ten kamyczek mądrości (czasem głaz).
Mój mąż te niechciane rady i uwagi pięknie nazywa. Mówi, że to są „mądryzmy”, a osoba, która ich udziela, uprawia „mądryzm”.
Uwielbiam te określenia. Jakoś mi łatwiej, kiedy wiem, że żadne to rady, ale mądryzmy.
Szczerze mówiąc, myślałam, że czasy niechcianych porad mam już za sobą. Wszak najłatwiej uświadomić młodego rodzica, co sprawia, że niemowlę ryczy wniebogłosy i że to z pewnością z powodu braku czapeczki, snu i jedzenia. Wtedy ten młody rodzić może uderzyć się w swoją niedoświadczoną głowę i przyznać, że faktycznie nie dość, że nie karmi dziecka, to budzi je, kiedy to ledwie zaśnie, tylko po to, żeby zdjąć mu czapkę. I tak w kółko.
Tymczasem wyobraźcie sobie, że od kiedy zostałam matką nastolatek, nieustannie słyszę:
„no! To teraz się zacznie”, „zaraz się przekonasz”, „małe dziecko mały kłopot, duże dziecko duży kłopot”, „nastolatki? Już mówią, jak cię nienawidzą?”, „współczuję”, „przerąbane”, „najgorzej”, „masakra”.
Z niepokojem zerkam więc na drzwi wejściowe, czekając aż stanie w nich jedna z moich nastolatek (albo obie!) z pistoletem na kulki, wyceluje do mnie, powie, że zniszczyłam jej życie i naciśnie spust, a ja oberwę tą plastikową kulką w czoło. Boję się tego dnia, bo wiem, że to strasznie boli i są po tym sińce.
I powiem Wam szczerze, że nie mogę zupełnie oprzeć się wrażeniu, że ludzie ci czerpią z wypowiadania mądryzmów ogromną satysfakcję.
Kiedy mówią „masz przerąbane”, jestem niemal pewna, że chcieli jeszcze dodać „i dobrze ci tak”, ale w ostatniej chwili ugryźli się w język.
Nigdy tego nie zrozumiem. Ani tej chęci do poczęstowania kogoś niechcianą poradą, ani tego zadowolenia, że ktoś ma przerąbane.
Na szczęście moje trzynastoletnie doświadczenie w byciu matką, pokazuje, że głosiciele mądryzmów, rzadko mieli rację, o ile w ogóle.
I nie chodzi mi o to, że moje rodzicielstwo nie było czy nie bywa trudne. Pamiętam wszystko, co wyciskało ze mnie łzy. Od pogryzionych sutków po lekcje zdalne całkiem niedawno.
Po prostu uważam, że każdy rodzic ma swoją własną drogę, a rady powinniśmy dawać wyraźnie o nie pytani.
Co prawda mam w domu dwie nastolatki i domyślam się, że kolejne lata mogą obfitować w różnego rodzaju fajerwerki, ale faktem jest, że od dobrych pięciu lat, czyli mniej więcej od przeprowadzki na wieś, nieustannie z mężem powtarzamy sobie, że to jest najsłodszy moment naszego rodzicielstwa.
Dlaczego? Bo dzieci są jeszcze wystarczająco „małe”, żeby dawały się przytulić, przybiegały nocą do łóżka, gdy śni im się koszmar i uważały, że wieczór z rodzicami, filmem i popcornem to los wygrany na loterii. Z drugiej strony są już bardzo samodzielni. Gotują, sprzątają (oczywiście rzadko z własnej woli), można z nimi pogadać i … nieprzyzwoicie się wyspać.
To właśnie te noce z trójką maleńkich dzieci, nieustannym kaszlem, katarem, odgłosem pracującego inhalatora, płaczem i marzeniem o choć kilku przespanych ciągiem godzinach, wspominam najgorzej. Pamiętam dokładnie, że kiedy brałam dzieci na spacery, jedno w wózku, drugie przyczepione do mojej spódnicy, trzecie w brzuchu, patrzyłam na mijane po drodze domy, myśląc: „czy ci ludzie w tych domach przesypiają całe calutkie noce?”
Obiecałam sobie wtedy, że kiedy wrócą już do mnie czasy, że budzić mnie będzie tylko światło poranka, na zawsze będę je doceniać.
I naprawdę nie macie pojęcia, jak bardzo doceniam każdy taki poranek. Kiedy wyspana siedzę w kuchni z filiżanką gorącej kawy, a dzieci dają buziaka na do widzenia i same biegną do szkoły.
Myślicie może teraz, no dobrze, ale co u licha mają z tym wspólnego piżamy, w których paraduję na zdjęciach? No mają mają. Bo po pierwsze są symbolem tych przespanych dobrych nocy, ale jest coś jeszcze.
Gdy oglądam swoje zdjęcia sprzed kilkunastu lat, kiedy miałam w domu czterolatkę, dwulatkę i noworodka, mam na sobie piżamy, które właściwie wyglądały jak śliniaki. Był na nich jadłospis trójki moich dzieci, ich wszystkie nocne przygody, łzy, gluty, kredki i plastelina. Miałam takie dwie flanelowe, które nosiłam na zmianę – błękitną i pomarańczową. Wyglądałam w nich jak teletubiś po silnych torsjach.
I tak jak marzyłam wtedy o przespanych nocach, marzyłam też, że kiedyś jeszcze będę spała w pięknych czystych piżamach.
W wielkim wygodnym łóżku. W białej pościeli. Aż do samego rana.
Przed Wami ja w odsłonie SPEŁNIONE MARZENIA. Cudowne piżamy z kolekcji Bohomoss, które nigdy nie zamienią w śliniaki.
Bohomoss to rodzima marka, każdy etap produkcji odbywa się w Polsce.
Na zdjęciach widzicie białą Kataleię, błękitną Zaharę – to piżamy lniane oraz niebieską koszulę nocną Miguellę z wiskozy.
Powiem Wam, że naprawdę ta bielizna nocna robi wrażenie, ma w sobie coś z biżuterii. Jest starannie wykonana, materiały są przyjemne w dotyku i wszystko pięknie leży.
Rano odwlekam moment, kiedy wskoczę w ubranie, bo czuję się w nich taka wytworna!
Bardzo polecam. Dla siebie lub jako prezent.
Mam dla Was kod rabatowy, z którym kupicie piżamy damskie Bohomoss 25% taniej taniej. Wystarczy, że wpiszecie hasło SARA25. Promocja łączy się z wyprzedażami. Kod jest ważny do 7 listopada 2021 roku.
*Wpis powstał we współpracy z marką Bohomoss.
6 komentarzy
Jak zwykle ciekawy temat i cieszy mnie Twoje zdanie. Piżamy fantastyczne. Pozdrawiam Cię Saro serdecznie.
Witaj Saro, bardzo lubię tu zaglądać. Ja jestem właśnie na etapie nieprzespanych nocy, pracy na pełen etat i teletubisiowych piżam. Z niecierpliwością czekam na etap w którym Ty teraz jesteś. Pozdrawiam serdecznie 🙂
Ten etap przyjdzie o wiele szybciej, niż mogłabyś przypuszczać <3
Saro, nawet nie wiesz jak trafiłaś w punkt z tymi „mądryzmami”! Jestem mamą od 8 miesięcy, a „mądryzmy” wychodzą mi już nie tylko uszami… Właściwie przez te „mądryzmy” zastanawiam się, czy cokolwiek w ogóle robię dobrze. 😉 Plus jest jeden – dotarłam do takich pokładów cierpliwości, o które bym siebie nie podejrzewała. Pozdrawiam Cię bardzo ciepło. Uwielbiam każdy Twój wpis.
Przytulam, wiem jakie to wkurzające <3
Saro, czy ta biała piżama jest bardzo prześwitująca? Mega mi się podoba (w niebieskiej wersji również), ale trochę się obawiam, że mocno prześwituje a nie mieszkam sama 🙁