Być dziewczyną Bonda? Zawsze!

Autor: Miss Ferreira
dziewczyna bonda

W naszej kuchni na jednej ze ścian wiszą ramki ze zdjęciami.
Każdy, kto nas odwiedza, od razu skupia na nich uwagę. Kiedyś znajomy, wpatrując się w fotografie, powiedział:
Sara, ty za każdym razem wyglądasz inaczej, inna fryzura, inny makijaż.
Zaintrygował mnie, przyjrzałam się zdjęciom. Faktycznie. Na jednym mam długie włosy i różową sukienkę w kropki, jestem bardziej dziewczyną niż kobietą. Na drugim krótkie włosy za ucho, lekko pokręcone, czerwona szminka, elegancka koszula. Wyglądam dojrzale i dystyngowanie. Na kolejnym grzywka i obciachowe futro w cętki, jedno i drugie odejmują mi lat i powagi.
Na innym platyna na włosach, ostry makijaż oczu, raczej bym nie zapytała tej dziewczyny, czy mnie przepuści w kolejce z jedną bułką.
I tylko ja wiem, ile z tych stylówek powstało, bo akurat byłam beznadziejnie zakochana w ukochanej aktorce i chciałam sobie z niej trochę przywłaszczyć.
Za kilkadziesiąt lat zrobię taki album: „wszystkie kobiety, którymi byłam”. Będę musiała się cofnąć do dzieciństwa, kiedy miałam tyle lat, ile moje córki teraz i po raz pierwszy zainspirowałam się postacią z ekranu.
Była to Syrenka Mako. Dokładnie pamiętam, że podkradłam Mamie niebieską bluzkę i białą kamizelkę, która sięgała mi aż do kolan. Ścisnęłam się paskiem i powiesiłam na szyi rzemyk z białym kamieniem. Tak ubrana chodziłam do szkoły. Byłam Syrenką Mako. Prawdopodobnie wiedziałam o tym tylko ja.

Stylówka na Meg Ryan!

Nie miałam wtedy pojęcia, że wcale z tego nie wyrosnę i że zawsze będę nosić w sobie choć pierwiastek ulubionej postaci filmowej. Ograbiam je na wiele sposobów. Przywłaszczam sobie gesty, mimikę, sposób, w jaki patrzą, intonację głosu. I oczywiście bezczelnie kradnę fryzury, makijaże i stylówki.
Czasem zbyt zachłannie i zupełnie nieprzemyślanie. To wtedy, gdy zatracona w filmowej historii, pędzę po seansie do łazienki, chwytam za nożyczki i prędko obcinam grzywkę, bo właśnie obejrzałam Pulp Fiction i muszę stać się szybko Mią Wallace, graną przez Umę Thurman.
Albo smaruję twarz nieznośnie białym mazidłem, bo zakochałam się w porcelanowej cerze Emmy Stone grającej Abigail Masham w Favorycie. Oglądam Małe Kobietki, chcę zapuścić włosy i pleść z nich fantazyjne warkocze, ale nie nie mogę, bo zobaczyłam Naomi Watts w Mulholand Drive i chyba chcę falowanych krótkich blond włosów, albo może właśnie długich i gładkich jak miała Rosamund Pike w Zaginionej dziewczynie!
Jestem już trochę za dorosła na Harley Quinn z Suicide Squad, ale to nic, przebiorę się za nią na Halloween. Z namaszczeniem rysuję na policzku czarne serduszko i diabolicznie uśmiecham się do lustra. Cześć Harley!
A te czarne oczy, które tak szczodrze brudziłam czarnym cieniem, to efekt Vesper Lyndt, dziewczyny Bonda z Casino Royal. Inna sprawa, że wyglądałam nie tyle jak dziewczyna Bonda, bardziej jak dziewczyna panda, ale co mi się nawydawało, to przecież moje.
Zresztą po raz pierwszy grzywkę ścięłam, zobaczywszy na ekranie nieziemską Sophie Marceau w Świat to za mało.
Przed wyjazdem na Sycylię dwa lata temu, tak bardzo chciałam wyglądać, jak Serena Van Der Woodsen, że po wizycie u kosmetyczki, manikurzystki, fryzjerki i litrach potu wylanego na treningach z Chodakowską, uderzyłam się z całej siły nosem w barierkę schodów, bo chciałam powąchać rozwieszone na niej prześcieradło.

Harley Queen pozdrawia!

Moim ukochanym bohaterkom filmowym kradnę nie tylko kolor ust i włosów, ale może nawet częściej, trochę charakteru.
Mieliśmy niedawno dzikich lokatorów w wynajmowanym mieszkaniu. Okropna sytuacja. Każde spotkanie z tymi ludźmi kosztowało mnie mnóstwo nerwów i nie mogłam pojawiać się na nim jako ja Sara Ferreira, ugodowa kobieta, wierząca w koncyliacyjną moc rozmów. Tacy przeciwnicy zjedliby mnie żywcem.
Dlatego na spotkania z nimi jeździłam jako bezwzględna Furiosa z Mad Maxa, a gdyby to nie poskutkowało, w zanadrzu miałam na wszelki wypadek morderczą Catherinne Tramell z Nagiego Instynktu. Nigdy nic nie wiadomo.
Filmowe alter ego zabieram ze sobą zawsze do urzędów. Zazwyczaj wystarczy, że jestem kotem ze Shreka, ale bywa, że bez pomocy lodowatej Mirandy z Diabeł ubiera się u Prady nic nie załatwię.

ZATRAĆ SIĘ W NIEZWYKŁYCH OPOWIEŚCIACH 

Kiedy Multikino zaprosiło mnie do kampanii Zatrać się w niezwykłych opowieściach, pomyślałam, że jestem idealną ambasadorką.
Nie jestem znawczynią kinematografii, ale jestem takim zwyczajnym człowiekiem, który potrzebuje opowieści filmowej, żeby ożywić szarość dnia. Bywa, że długo jeszcze jedną nogą tkwię w historii, wracam do niej, słuchając soundracku, albo układając włosy na wzór bohaterki.
Film też jest dla mnie największą odskocznią od rzeczywistości. Nawet podczas czytania książki, do mojej głowy zakradają się nieproszone myśli, łapię się na tym, że trzy strony czytałam, myśląc o bieżących problemach. W film się zapadam. Odkładam telefon, wyłączam powiadomienia, wchodzę do innego świata. Uwielbiam to.
Do filmów uciekam też, kiedy mam gorsze dni. Bywa, że film stawia mnie na nogi, historia przywraca wiarę, odzyskuje siłę.
Moje odczucia potwierdzają badania naukowe przeprowadzone przez University College London i Vue Entertainment na temat kina.
Okazuje się, że seans filmowy w kinie daje naszemu mózgowi możliwość poświęcenia niepodzielnej uwagi przez dłuższy czas, a to z kolei:

– wpływa na widzów uspokajająco i odmładza nadmiernie pobudzone mózgi,
– może poprawić pamięć, koncentrację i utrzymać mózg w dobrej kondycji,
– może wpłynąć na więzi społeczne, wydajność zespołu i zmniejszyć samotność.
– może sprawić, że uczestnik seansu będzie bardziej kreatywny i produktywny.

Wczoraj wieczorem zabrałam męża na randkę w Multikinie na Nie czas umierać.
Wsiąkliśmy w bondowską historię, zapominając o całym świecie. Jak zwykle musiałam doczekać do końca napisów i ostatniego dźwięku muzyki, żeby zostać jedną nogą w oglądanej opowieści.
Lea Seydoux i jej krótkie włosy oczywiście mnie urzekły i chyba dobrze, że nie mogę znaleźć nożyczek. Ograniczę się do pokręcenia fal. I tak cały dzień dzisiaj będę jeszcze dziewczyną Bonda.

Dziewczyna Bonda? Zawsze!

A jeśli Wy macie ochotę zatracić się w niezwykłych opowieściach w Multikinie, to podpowiadam, jakie czekają na Was premiery:
1. Nie czas umierać (premiera 01.10)
2. Wesele (08.10)
3. Venom 2: CARANAGE (15.10)
4. Diuna (22. 10)
5. Furioza (22.10)
6. Eternals (05.11)
7. Pitbull (12.11)
8. Dom Gucci (19.11)
9. Spider-Man Bez drogi do domu (17.11)

10. West Side Story (10.12)

Zatrać się w niezwykłych opowieściach

*Wpis powstał we współpracy z kinami Multikono

Podobne posty

2 komentarze

Lidka 18 października, 2021 - 10:15 am

O Matko, też tak mam od dziecka. Oglądałam film i zaraz szłam się w to bawić. Byłam potem postacią, która mnie zafascynowała i rzeczywiście, ścinałam włosy albo tylko grzywkę. Nosiłam ciuchy, które tylko mnie się kojarzyły z postacią. Dlatego dobrze pamiętam Twoje wpisy o Serenie i Briannie. Ale od dawna, pozostaję na etapie …” Przywłaszczam sobie gesty, mimikę, sposób, w jaki patrzą, intonację głosu.” A u Ciebie bardzo lubię jak stylówki są pretekstem do pokazania osób, nastroju, pory roku czy co tam akurat wymyślisz, ba stworzysz 🙂

Odpowiedź
Ola 25 października, 2021 - 11:50 am

Faktycznie widzę tutaj stylizacje z filmu. Eleganckie, klasyczne – na co dzeń ale i na wieczór. Szczególnie urzekła mnie ta czarna sukienka. Zdałam sobie sprawę w ostatnim czasie, że tak naprawdę nie mam ani jednej małej czarnej w swojej szafie. Bede musiała to nadrobić. Podoba mi się połączenie klasycznej delikatnej sukienki i mocnego naszyjnika, który ,,robi” cała stylówkę.

Sam film niestety nie trafił w moje gusta. Oczekiwałam fajnego filmu sensacyjnego, który wciągnie mnie od początku do końca. Niestety otrzymaliśmy nudny romans. Moim zdaniem smutne zakończenie cyklu.

Odpowiedź

Napisz komentarz