Dziś znowu wpis, o który prosiliście Wy.
Będzie o trzymaniu formy i zdrowym trybie życia, który praktykuję od lat.
Czasem pytacie mnie, skąd mam silną wolę i determinację? Otóż ja wypracowałam sobie taki styl życia, że nie uwzględnia to większej siły woli czy determinacji. Serio.
Jak ognia unikam słowa „dieta”.
Mam wrażenie, że samo w sobie jest jak lista zakazów. Co oczywiście powoduje, że od razu mam ochotę wyrwać się z tych niewidzialnych więzów.
Unikam też myślenia, że czegoś nie mogę. Jeśli nie mogę czipsów, to przecież wiadomo, że od razu chcę czipsów. Jeśli nie mogę czekolady, to będę o niej śnić.
Nade wszystko jednak wiem, o ile lepiej się czuję, kiedy zdrowo jem i dużo się ruszam.
To ma ogromny wpływ na jakość mojego życia, po prostu. Mam czystszy, mniej skłonny do smutku umysł, więcej energii, chęci do działania.
Gdy zdarzają mi się okresy, kiedy mniej się ruszam i pochłaniam dużo świństw, mam wrażenie, że natychmiast porastam jakimś mchem apatyczności i niechcemisizmu. Na nic nie mam ochoty, mam skłonność do czarnych myśli i smutku, wszystko idzie mi gorzej.
Gdy w deszczowy lodowaty dzień, zakładam sto warstw ubrań i zabieram Ferę na spacer, mój mąż pyta „matko, dlaczego to sobie robisz?!”
Bo to jest moja terapia – zawsze odpowiadam. Z tych spacerów wracam mokra, ubłocona, spocona i… pełna endorfin.
Zdrowy tryb życia mogę porównać do mojej relacji z mlekiem (jak to wspaniale brzmi!). Otóż kocham nabiał. Naprawdę, gdybym mogła, od rana do nocy jadłabym produkty mleczne. Ale wiele wiele lat temu musiałam je odstawić, bo okazało się, że mają zgubny wpływ na mój organizm.
Kiedy urodził się Lolek, miał ogromne problemy ze skórą. Od stóp do głów krosty wszelkiej maści. Karmiłam go piersią i nasz lekarz zasugerował, żebym odstawiła na jakiś czas nabiał.
Był to dla mnie taki mały koniec świata. Nie umiałam sobie wyobrazić nawet śniadania bez mleka, a co dopiero życia?!
Kawa bez mleka wydawała mi się czarną polewką. Ledwo ją przełykałam (przypominam, że było to dziesięć lat temu, gdzie mleka roślinne nie były tak popularne, jak obecnie).
Zalecenie lekarza uświadomiło mi, że mój jadłospis składa się głównie z nabiału…
Sporo musiałam zmienić i sporo przeboleć.
Po kilku tygodniach ze zdziwieniem odkryłam, że czuję się jakoś lepiej. Przestałam być nieustannie zmęczona, poprawiła mi się bardzo cera, włosy i co najważniejsze… skoczyły się nieznośne bóle żołądka, które towarzyszyły mi całe życie i byłam do nich tak przyzwyczajona, że je po prostu ignorowałam.
Lolkowi z czasem wysypka zniknęła, ale ja nigdy już nie wróciłam do mleka. Okazało się, że nabiał mojemu organizmowi nie służy.
Uwielbiam mleko i wszelkie jego pochodne. Każdy mleczny epizod kończy się jednak tak samo – jakby ktoś wrzucił mi do brzucha granat.
Czy uwielbiam mleko? O rany i to jak! Czy pozwalam sobie na nie? Właściwie nie, bo wiem, jak fatalnie będę się potem czuć.
I dokładnie tak samo jest z „dietą” (niech słowo dieta w tym tekście oznacza „sposób odżywiania”).
Jeśli nie odżywiam się zdrowo i mało się ruszam, od razu czuję się źle.
Wybieram więc opcję „zdrowo”.
Oczywiście, że „zdrowie” kojarzy się natychmiastowo z nudą. Bo wiadomo, zdrowa dieta to owsianka na wodzie i seler naciowy. Kto by to wytrzymał? No pewnie, że nikt.
Nic dziwnego, że od razu człowiek zaczyna myśleć o czipsach, kiedy do chrupania dostaje seler naciowy.
Ale tak szczerze? Uważam, że żyjemy w czasach kiedy łatwiej o zdrowy tryb życia niż kiedykolwiek. Na wyciągnięcie ręki mamy tysiące przepisów, setki produktów, trenerów internetowych, aplikacje.
To naprawdę nie musi kosztować ani pieniędzy, ani wyrzeczeń.
A zdrowe jedzenie może być dużo lepsze niż śmieciowe – zapytajcie moich dzieci i męża.
Kilka lat temu spisałam te swoje zasady, dziś do nich zajrzałam i mają się świetnie – towarzyszą mi na co dzień i pomagają:
1. Kupuj zdrowe rzeczy i nie chomikuj świństw.
Tak wiem, to brzmi jak banał. Wspomnicie moje słowa, kiedy w szale głodu otworzycie lodówkę i zamiast zapchać się byle czym, zjecie coś zdrowego z braku wyboru.
Ja przeważnie mam w domu dużo warzyw i owoców, jakąś wędzoną rybę, jajka. Kiedy wracam bardzo głodna, szybko łapię jabłko, ale gdybym miała w szafce ciastka, to obstawiam, że rzuciłabym się na ciastka.
2. Miej w domu zupę.
Zazwyczaj w poniedziałki gotuję wielki garnek zupy. W okresie zimowym królują u nas zupy kremy. To doskonały sposób na nagły głód albo kiedy nie masz czasu na gotowanie. Zupa stoi sobie spokojnie w lodówce, ty wiesz, że tam jest i wystarczy ją podgrzać. Rodzinnie uwielbiamy jeść te zupy z prażonymi ziarenkami słonecznika, dyni czy sezamu.
3. Dodawaj nasiona do wszystkiego.
Przemycam je wszędzie, gdzie się da. Wszędzie. Do sałatek, do kotletów, do zup, do kanapek, do ciast.
4. Zamiast jednej kawy dziennie wypij zioła, sok albo zrób zdrowy koktajl.
Ja najczęściej pijam pokrzywę albo robię koktajl – zazwyczaj jarmuż, szpinak, natka pietruszki, sok z pomarańczy. Nam od roku służy wyciskarka i naprawdę rzadko zdarza się dzień, kiedy nie pijemy soku.
5. Do filmu chrup warzywa.
Już nawet mój mąż się przekonał, że pokrojone w cieniutkie paseczki warzywa, maczane w jogurcie naturalnym są świetnym substytutem chipsów, krakersów itp. W gruncie rzeczy moi drodzy tu się rozchodzi o chrupanie.
7. Jedz trochę mniej.
Nie zawsze, ale zazwyczaj jem kilka kęsów mniej, niż miałabym na to ochotę. Po chwili czuję się pełna. To działa. A z drugiej strony, kiedy dopycham się dodatkowymi kęsami, po chwili czuję się fatalnie. Przepełniona, ociężała, senna.
8. Kiedy wychodzisz z domu, wrzuć do torby zdrową przekąskę.
Robię tak zawsze. To chroni mnie przed napadami głodu poza domem, kiedy wszystko mi już jedno i w szale zamawiam jakiś syf na mieście, albo połykam wielkiego batona. Wyciągam z torby jabłko albo banana i po sprawie.
9. Jedz to, co lubisz.
Wpychanie w siebie czegoś, tylko dlatego, że jest zdrowe, to katorga i naprawdę odradzam.
Ja przez lata próbowałam jeść owsiankę, po której było mi wręcz niedobrze. To bez sensu.
Zdrowych produktów jest cała masa, po prostu znajdź coś dla siebie.
10. Nie odmawiaj sobie tego, co lubisz.
Naszym ukochanym daniem jest pizza. Przeważnie robimy ją w piątki. I co z tego, że jest tłusta bla, bla, bla? W tygodniu jemy zdrowo, ruszamy się dużo, więc możemy sobie na to pozwolić. Zrób w swojej diecie miejsce na „grzechy”, ostatecznie nie samym siemieniem lnianym człowiek żyje.
11. Kradnij ruch.
Ja wiem, że w ferworze dnia często trudno znaleźć odrobinę czasu na ruch. Ale wiecie, co robię? Zastanawiam się, ile z tego czasu, którego nie mam, spędziłam bezczynnie w telefonie…
Okazuje się wtedy, że wyrwanie 25 minut na internetowy trening jest jednak możliwe.
Poza tym polecam kraść ruch, czyli włączać go tam, gdzie to możliwe. Schody zamiast widny, spacer do sklepu, może szybkim krokiem dojdziecie do pracy w tym samym czasie, ile stoicie w korku?
Dajcie sobie szansę spróbować zdrowego stylu życia. Zobaczycie, jak organizm Wam się odwdzięczy.
Mam dziś dla Was kilka przepisów. W mojej kuchni królują warzywa i kolory. Już samym wzrokiem można się najeść.
Przepis na gulasz z dyni pochodzi z bloga Olga Smile. Odrobinę go zmodyfikowałam pod nasz gust.
4 komentarze
Boże jak miło przeczytać ze tez trenujesz z Monika:-) Ja w tamtym roku ja odkryłam w pandemii, kiedy nie mogłam chodzić na ulubione zajęcia fitness. Jestem z tych co się lepiej motywuje kiedy ktoś mi mówi/pokazuje co mam robić i jeszcze motywacji dodają ludzie obok. Pandemia sprawiła ze byłam uziemiona i doszłam do wagi jak po porodzie drugiego dziecka. Ćwiczyłam codziennie z Monika, ćwiczenia na brzuch, pośladki a przede wszystkim interwały czy tabaty. W 3 miesiącach zrzuciłam 10 kg i jako laska po 40 byłam z siebie mega dumna. Polecam Monike Kołakowską i naprawdę każdy znajdzie coś dla siebie.
No..to zmajstrowałam zupę. Pomidorową z ryżem kalafiorowym. Mam nadzieję, że pomoże w walce z niedopinającymi się dżinsami.
Saro! Jestes piekna😍
Zdradzisz skąd ten czarny stroj kapielowy?
Z gory dziękuje za odpowiedz 😊
Kochana dziękuję, niestety kupiłam go w jakimś sklepiku w Brazylii.