Jest czternasty stycznia 2020 roku. Dzień ciepły i słoneczny, trawa zielona, zaraz trzeba będzie kosić.
Od rana szamoczę się z prokrastynacją. Powinnam pisać i czytać, więc sprzątam.
Zaczepiam znajomych na komunikatorach, sprawdzam, czy ktoś odpowiedział na mój komentarz, biegam do toalety, dostrzegam niechciane okruszki, postanawiam, że jutro będę lepiej zorganizowana, zastanawiam się nad wieczornym filmem, nad nominacjami do Oscara, chwilę rozmawiam w myślach z przyjaciółką, której tłumaczę naturę mojego konfliktu z Kimśtam, czuję ssanie w żołądku i ciśnienie w pęcherzu, sprawdzam, czy przyszedł esemes, nie wiem, kto miałby go wysłać i dlaczego, pisze do mnie już tylko Biedronka i czasem Mama, więc zjem kanapkę z miodem, ciekawe co u P., dalej sprzedają ten dom? Zabawne ktoś znowu napisał, że jest wstrząśnięty Jokerem, nie będę odpisywać, bo z zasady nie wchodzę w internetowe dyskusje, zresztą gusta są różne, przecież ja lubię Enrique Ingelsiasa, to znaczy może nie na co dzień, ale w samochodzie zawsze dobrze się do niego prowadzi, poza tym wszystko, co śpiewa, jest jakby umorusane słońcem, wesołe, tak tłumaczę w myślach mężowi, który jest lekko zażenowany moją słabością, przyszedł esemes, no faktycznie w Biedronce tańsze wędliny.
Kątem oka widzę, jak ludzie robią rzeczy wielkie. Ja z trudem rozsmarowałam masło na kanapce, bo było twarde.
Wbiłam sobie do głowy, że pierwszy tekst na blogu w nowym roku powinien być mocny.
Jaki pierwszy tekst takie wszystkie teksty i takie tam głupie myślenie.
Tymczasem tekst powinien być autentyczny.
Powiem to na głos. W styczniu zazwyczaj mi smutno. Nie rozpaczliwie i nawet nie widzialnie. To taki dyskretny smutek, którego zupełnie nie widać pod lekkim uśmiechem.
Nie jest to też smutek przyćmiewający wszystko inne. Dostrzegam kolor nieba nad dachem sąsiadów, kiedy słońce wsiąka w pola za wsią. Doceniam śmiech dzieci. Jestem wdzięczna za zdrowie.
Zaglądam do kalendarzy pokiereszowanych niezdarnymi notatkami. Plany na życie: „kupić wino w Lidlu, spakować nas na wyjazd, odebrać jajka od Ani, poprawić tekst, spacer z psem, odpisać Szymonowi, papier toaletowy!!”.
Niezrozumiałe po czasie hasła: „bałagan, izba handlowa Portugalii (?), glista psia, romanse rosyjskie, skrawki materiałów, zgaś to światło, bose stopy”.
Przypadkowe myśli i cytaty: „A na moim ramieniu dusza cicho chlipie, patrzę, jak zieleni się moja trawa, los poetów w rękach filologów jest ciężki, ryba była wypatroszona ze smaku”.
Jest też rysunek, wyryty dziecięcą dłonią, tak że w papierze są zagłębienia. Jest dom, są dzieci i rodzice, kot, motyl, chmury, a wszystko podpisane: „to ten cały obrazek. Kocham ćę mama, kocham ćę tata”.
W styczniu jestem dziwnym człowiekiem z wiersza Szymborskiej:
Dziwna planeta i dziwni na niej ci ludzie,
Ulegają czasowi, ale nie chcą go uznać.*
*Wisława Szymborska, Ludzie na moście
24 komentarze
Dobrze, że jesteś 🙂
Wzajemnie!
Czeka się, że tak rzeknę, jak choler:) Długo Pani nie było Zapis jak zawsze świetny
!!!
Jest szesnasty stycznia 2020. Powinnam zabrać się do pisania i przynajmniej zaplanować działania, więc czytam ulubione blogi i zaraz zacznę sprzątać i gotować.
Dziękuję za zrozumienie i współudział w prokastynacji 🙂
Masz we mnie wiernego kompana <3
To dosyć nietypowe – większość ludzi (w tym chyba ja) ma w styczniu przypływ energii z nową siłą. Niemniej jednak – post piękny, mimo, że nie turbomocny 🙂 I czuć, że autentyczny.
A to ciekawe, bo ja bym powiedziała, że właśnie styczeń to odpływ energii i większość znanych mi osób też tak uważa. Ale to dobrze, że czujemy inaczej.
Wreszcie, nie mogłam się doczekać na kolejny wpis. Jak zwykle inteligentny, rozedrgany, przejmujący w prostocie. Czekam już na kolejny…
Wreszcie! Jak zwykle tekst jest ujmujący w swej prostocie, trafiający w punkt. już czekam na kolejny…
Jak miło, że ktoś czeka na moje teksty <3
Saro wiele, wiele osób czeka na Twoje wpisy, część czytając to pokiwa glową. Ja również często zaglądam i sprawdzam, zawsze z utęsknieniem
Dziś wieczorem będzie wpis, a jutro kolejny. Cóż, miałam dosyć ciężki czas ostatnio, niespodziewane problemy. Nie umiem pisać w tak silnym stresie. Ale to bardzo podnosi na duchu, że tyle osób czeka na moje teksty <3 Dziękuję
Jak miło się Ciebie czyta Saro! Najbardziej lubię Twoje teksty, traktujące właśnie o zwyczajności codziennego życia. Te trochę o dzieciach, o psie i kocie, o braku weny, o okruchach na podłodze. Wszystkiego dobrego w nowym roku!
Niesamowite, jak Pani to robi? Czytam ten wpis i mysle sobie „Kurcze tez tak mam, i niekoniecznie tylko w styczniu”. Potrafi Pani tak pieknie ubrac w słowa i opisać ten stan… niby wszystko ok, ale jednak pod spodem jakis smutek.
P.S. Odkryłam Pani bloga niedawno ale wsiąkłam na dobre ? pozdrawiam serdecznie
Bardzo mi miło, dziękuję.
Wydaje mi się, że moich tekstach łatwo odnaleźć siebie, bo w gruncie rzeczy ludzie często czują to samo.
Pięknie opisana proza życia…
Pozdrawiam, Ola
Styczeń taki jest, z niewiadomych powodów , dodatkowo w miesiącu tym ogarnia mnie marazm i brak zdolności organizacji czegokolwiek. Ale to tylko styczeń , potem już jest wspaniale? Uwielbiam czytać Pani teksty. Wszystkiego co najlepsze na resztę przyszłości.
To chyba ten spadek emocji po Świętach, grudzień wydaje się taki energetyczny mimo wszystko. W styczniu jakoś nie ma na co czekać, dodatkowo ta pogoda… Ale ja w ogóle uważam, że trzeba w życiu sobie pozwolić na smutek. Ważne, żeby tego zycia nie zdominował.
Piękny tekst
<3
Też tak sobie dzisiaj pomyślałam. Dobrze, że jesteś.
Wzajemnie <3
Też zaglądałam tutaj codziennie z nadzieją na nowy wpis.
Wszystkiego dobrego dla Was w Nowym Roku!
Nienawidzę stycznia. Do bólu, do porzygu, do sraczki. Do długi, bo zimny, bo ciemny, bo po świętach, bo daleko do wiosny…. Nienawidzę stycznia. Wolę już listopad. Koniec . Kropka.