Wczoraj cały dzień przechlipałam, do taktu z deszczem. Robiłam to ukradkiem, zwinnie łapiąc łzy w rękaw. Płakanie nie jest moją mocną stroną, konsekwentnie wstydzę się go od lat.
Jeżeli kiedyś Drogi Czytelniku, przyjdzie Ci ze mną oglądać najsmutniejszy film świata, a po moim policzku nie sturla się ani jedna kropla płaczu, to wiedz, że właśnie nadwyrężam gardło, sumiennie połykając przed Tobą wszystkie łzy. Zatrzymuję je w sobie i kolekcjonuję, aż przychodzi taki dzień, jak ten wczorajszy, kiedy czuję, że jeżeli teraz nie wyruguję z siebie tego łzawego zbiornika to roztopię się, jak ten bałwan w ciepły zimowy dzień i zostaną ze mnie tylko włosy i pierścionki.
Kluczem do zwolnienia mojej wewnętrznej zapory tamującej strumień łez jest dobry powód.
Zapytasz, Drogi Czytelniku, jaki?
Jeszcze niedawno powiedziałabym Ci, że powody są różne. Ale wczorajsza refleksja uświadomiła mi, że wszystkie moje powody do płaczu mają wspólny mianownik. I jakkolwiek nie chcę teraz zabrzmieć, jak Paulo Coelho czy kandydatka na miss, to rozbraja mnie zło.
Za zło zawsze odpowiada człowiek.
Uwielbiam życie. Ktokolwiek mnie zna, czy zagląda na tego bloga, wie że jestem koneserką życia. Smakuję świat powoli, codziennie delektując się każdym drobiazgiem. Wszystkie pozornie błahe przyjemności zbieram do worka z napisem „życie”. Nie znajdziecie tam nic nadzwyczajnego. Ktoś powie „ot, bzdety” i będzie miał rację. Ale ja jestem trochę, jak dziecko kurczowo trzymające plastikowe badziewie, sądząc że to najprawdziwszy skarb. Dla kogoś mój worek to góra bzdetów. Gdybym nieopatrznie go zgubiła, a Ty znalazłbyś go na chodniku i zajrzał do środka, być może uznałbyś, że to same śmiecie. No cóż, dla mnie te śmiecie to perły.
Właśnie końca dobiega lato – moja ukochana pora roku. Jesień zawsze jest dla mnie wyzwaniem, muszę założyć grubsze szkła, żeby dostrzec jej zalety. Ale lato…
Doprawdy nie wiem, czy w przyrodzie jest coś piękniejszego niż letni poranek, chyba tylko letni wieczór może mu dorównać.
Opowiem Ci, jak wygląda mój letni poranek. Najpierw dom wypełnia się potwornym hałasem. To stary wysłużony ekspres do kawy, pręży się żeby zaimponować mi kolejną filiżanką i udowodnić, że nie jest gotów na emeryturę. Kiedy hałas ustaje, dom wypełnia się zapachem kawy. Nie wiem czy istnieje piękniejszy zapach…
Filiżankę z całym tym bogactwem smakowo zapachowym wynoszę na taras. Z tarasu mam widok na świat. Puszczamy do siebie oko i świat mówi „bierz i jedz!” Biorę więc łyżkę i zachłannie nakładam sobie porządną porcję…
Uwielbiam niebo. Kosmos nieustannie mnie wzrusza. W tym roku na naszym tarasie zamieszkał niezwykły gość – teleskop. Po raz pierwszy zobaczyłam z bliska, jak pogryziony jest Księżyc i jak szybko ucieka sprzed obiektywu. Oglądałam Jowisza, na którym trwa nieustanna burza wielkości Ziemi, a która z mojej planety wygląda, jak broszka. I wreszcie mogłam podziwiać utęsknionego Saturna, który jest tak nierzeczywisty, jakby kosmos wypożyczył go z Jetsonów, a nie na odwrót.
Naukowcy obliczyli, że jeśli istnieje życie pozaziemskie to odkryjemy je w najbliższym dziesięcioleciu. Wierzę im, bo kiedyś obliczyli, że są czarne dziury, a kilkadziesiąt lat później okazało się, że mieli rację. Jeśli chodzi o liczenie to liczę na naukowców właśnie.
Jestem prawie pewna, że we wszechświecie jest życie, które nas szuka. I któregoś dnia, gdzieś tam niewyobrażalnie daleko, zostanie ogłoszony komunikat „znaleźliśmy życie! Na planecie, która nazywa się Ziemia”. Ten dzień będzie najważniejszym w historii tamtej planety.
I ruszą w drogę do nas.
Jeśli wylądują przecznicę ode mnie, zobaczą ogród pełen kwiatów przecięty alejką prowadzącą do domu z innej epoki. Przypomina on dworek szlachecki. To zabawne, ale zawsze wyobrażałam sobie, że mieszka tam poeta. Nie wiem dlaczego. Jest coś w tym ogrodzie co wskazuje, że właściciel jest człowiekiem wrażliwym. Ogród porastają wszelakie kwiaty. Rosną bezładnie, robią z ogrodem co chcą, to kolorystyczny misz-masz, jakby żywy obraz impresjonisty. Rośliny otoczone są czule przez chwasty. Tak, wiem co mówię – czule. Otóż ten ogród fascynuje przechodnia, bo kwiaty i chwasty rosną w symbiozie. Widać, że właściciel nie ma serca wyrwać jednych roślin na rzecz drugich, te więc, wypracowały sposób na wspólną egzystencję.
Chadzając na spacery, zawsze zwalniałam obok domku poety i dyskretnie wypatrywałam właściciela. Przez moment nawet myślałam, że może dom jest opuszczony i zamieszkują go jedynie koty leniwie wylegujące się na słońcu.
Któregoś dnia, kiedy już niemal całkiem porzuciłam myśl o poecie z sąsiedztwa, poznałam właściciela dworku. Tego dnia, jak zwykle spacerowałam z dziećmi, gdy te wyprzedziły mnie krzycząc z zapałem „dzień dobry!”. W ogrodzie przed domem poety, tyłem do nas stała staruszka i zrywała maliny prosto z krzaka. Na gromkie „dzień dobry” odwróciła się pozdrawiając nas.
Zamiast poety, zobaczyłam twarz utkaną ze zmarszczek, na której szkliły się wesołe oczy. Staruszka pozdrowiła nas, prosząc dzieci żeby zaczekały. Powolnym krokiem ruszyła do bramy i poczęstowała nas garścią malin.
Wiecie już dlaczego przechlipałam wczorajszy dzień? Bo prawdopodobieństwo, że przybysze z innej planety wylądują w morzu kwiatów, a my przywitamy ich malinami jest jak jeden do miliarda.
A zresztą, nawet gdyby to się zdarzyło to czy będzie to prawdziwy obraz naszej planety?
Cierpię na chroniczną wiarę w dobro człowieka, która co moment jest brutalnie rozjeżdżana czołgiem potwornych informacji ze świata.
Dlaczego nie możemy delektować się światem? Dlaczego musimy go zawłaszczać?
I pisząc ten tekst wiem, jak bardzo, ale to bardzo jestem naiwna. I wiecie czego się boję? Ze wiadomość zwrotna z naszej planety może być taka: „znaleźliśmy inteligentne życie na Ziemi, to kwiaty i chwasty.
– Płakałaś mamo? – zapytał Ąfel przyglądając się rozlanej w kuchni wodzie. – Bardzo płakałam – odpowiedziałam w myślach.
3 komentarze
Czemu pod takim pieknym wpisem nie ma zadnego komentarza?? Nikt tu nie dotarl? Od trzech dni nie umiem oderwac sie od Twojego bloga, choc znam go od kilku lat juz chyba, ale czytam wszystko od nowa, poniewaz blog jest cudowny. Kazdy wpis to perelka. A jak widze nieskomentowane posty to az mi sie krzyczec chce ”ludzie, gdzie jestescie?? Zajmujecie sie czytaniem i ogladaniem sterty bzdor, oglupiaczy. nic nieznaczacych rzeczy i przez to przeoczyliscie takie piekne miejsce w internetach jak to tutaj!! ” Chodzcie tu i czytajcie! A raczej wlasnie-delektujcie sie.Naprawde warto:)
Dziękuję za cudny komentarz!
Już spieszę z wyjaśnieniem -niedawno przeniosłam bloga na word press i niestety straciłam wszyystkie komentarze 🙁 Pod tym postem było ich naprawdę całe mnóstwo :))
Ściskam :*
[…] siedziba jakiś lubelskich hobbitów. I dwa domy dalej – dom poety, o którym pisałam TU. Był tez dom typowej amerykańskiej rodziny, dom arystokratów i mroczne domostwo… kanibala. […]