Coś Wam powiem. Kiedy prosicie mnie, żebym napisała książkę, myślę – nie potrafię stworzyć tak dobrej historii. Przecież nawet czasem nie wiem, o czym ma być notka na bloga, a co dopiero książka!
I wiecie, co jest w tym wszystkim najgorsze?! Że życie zaraz podsuwa mi jakąś wyborną historię, której za chiny bym nie wymyśliła, a nawet jeśli, to nikt by nie uwierzył – powiedziałby „ależ wydumane!”
I wkurza mnie to życie, że tak łatwo przychodzi mu pisanie cudzych historii, a ja tu siedzę na kanapie i każdy pomysł do śmietnika.
Przed Wami anegdota świeża jak bułka w Lidlu i sami oceńcie, czy można wymyślić coś lepszego.
A więc w sobotę lecimy na Sycylię. Będziemy pływać tydzień na śnieżnobiałym jachcie jak jakieś rozpieszczone podlotki z Miami. Płyniemy bez dzieci, co upoważnia mnie do użycia słowa „pławić”. Będziemy się pławić. W bezczynności, wolności, upale, wodzie, niemusieniu, drinkach z palemką, dobrej muzyce, pysznym jedzeniu. Aż mi trochę wstyd jak nam będzie dobrze i kiedy znajomi pytają, co planujemy w wakacje, przełykam słowo „jacht”, bo nie wypada! No nie wypada, mówię: „jedziemy na jaekhmcht na Scycylię”. W najlepszym wypadku rozmówca udaje, że doskonale wie, czym jest „ jaekhmcht” i nie brnie w to dalej, w najgorszym – dopytuje i wtedy opada ze mnie ten obłok wstydu i muszę przyznać się, że tak – chodzi o jacht na Sycylii.
Byłabym też nieuczciwa, mówiąc, że nie szykuję się do tego wyjazdu. Skoro już będę na ekskluzywnym jachcie, to nie jak jakaś szara mysz pokładowa, ale Aleksis z Dynastii, w stylówach godnych dzieci z Upper East Side, lśniącym włosem, pięknym bikini, płaskim brzuchem, czerwonymi paznokciami, wielkim kapeluszu, który sobie najwyżej przyszyję do głowy, trudno, i może nawet sorry, w szpilkach. Tak planuję wziąć ze sobą szpilki, choćbym miała się w nich wypieprzyć na śliskim pokładzie od razu po zrobieniu porządnego lajkogennego zdjęcia na Instagram, które nie ma nic wspólnego z rzeczywistością. Przepraszam, jeśli ktoś czuje się rozczarowany i uważał mnie za osobę o nieco większych ambicjach, niestety mam w sobie ordynarnego próżniaka i zabieram go ze sobą na łódkę, bo na wsi nie ma co robić! Ostatni miesiąc więcej czasu spędziłam z łopatą i taczką niż z ludźmi, zatem należy mi się ta odrobina luksusu.
Byłam więc u kosmetyczki, manikiurzystki, fryzjerki, ćwiczyłam z Chodakowską i powiem tak – wyglądałam w życiu gorzej. To znaczy może nie popłynęłabym w rejs z Aniołkami z Victoria’s Secret, ale jestem w formie. Jak na matkę trójki dzieci z Polski to wstydu nie ma, o!
Tak wiem, czekacie na puentę tej historii, już zaraz nastąpi, i sami zobaczycie, że nikt by tego nie wymyślił, nawet Tarantino.
W ferworze przedwyjazdowych przygotowań robię pranie. Piorę wszystko, jak leci, koce, materace, kołdry, poduszki, jakbym wyjeżdżała na rok, ale ja tak mam.
Z braku miejsca na mokre pranie część pościeli powiesiłam na metalowej barierce przy schodach. Biegłam akurat na dół, kiedy uderzył mnie piękny lawendowy zapach. Zatrzymałam się, żeby się pochylić i powąchać pranie jeszcze mocniej, ale mój mózg coś źle wykalkulował i z całej siły przyjebałam nosem w barierkę. Życie mi się rozwarstwiło na poszczególne kadry, które zaczęły mi galopować przed oczami, oczy zaszły mi gęstymi łzami, a ból z nosa wdzierał mi się prosto do głowy. Usiadłam na schodach otępiała, a kiedy wir w mojej czaszce spowolnił, zaczęłam zastanawiać, czy to naprawdę się stało?
Zwlokłam się powoli do łazienki i przejrzałam w lustrze. Na nos wypływał powoli wielki złowrogi siniak.
– Ciekawe – pomyślałam – czy będę miała pod oczami takie krwiaki, jak mają ludzie po operacji plastycznej nosa? Na trzy dni przed wyjazdem na Sycylię, gdzie chciałam wyglądać jak Serena Van Der Woodsen.
kombinezon – Mango | kapelusz – h&m | sandały – CCC | torebka – Sempre Arte
12 komentarzy
Oh my, jak ja Ci współczuje tego rozwalonego nosa. Sama sobie kiedyś takie coś sprawiłam i nie było to ani przyjemne, ani specjalnie ładne. Pociecha tylko taka, ze możesz to zatuszować jakimś korektorem.
No i poza tym, może się skończy tylko na spuchniętym nosie, bez efektów barwnych.
Mimo wszystko – udanego lansu na jachcie. Na powyższych zdjęciach pięknie pokazałaś, ze wcale nie trzeba nosa fotografować 🙂
Ja dostałam karniszem mosiężnym w nos z góry. Żel z kasztanowcem, mrożonki itd. Siniaka nie było, ale linia nosa się wzięła i popsuła (została „górka”).Nie wiem, czy mam iść na prześwietlenie – za tydzień wyjazd, a jak mi go w gips włożą???
Cześć,
Mogłaś złamać nogę albo rękę, więc jest dobrze. Ja zawsze łapie 40 stopni gorączki na chwilę przed każdym urlopem. Taki urok życia 😉
Pozdrawiam
Kasia
W tym kobinezonie wygladasz znacznie lepiej niz Serena!
Miss Ferreira, trafiłaś z tekstem w samo sedno zdarzenia, które przytrafiło mi się wczoraj. Otóż w najbliższą sobotę wyjeżdżam do Chorwacji. Podobnie jak Ty poczyniłam wiele przygotowań do tego wyjazdu. I co? I wczoraj, wracając z pracy wypieprzyłam się centralnie na kolana (uwaga! na płaściusieńkim chodniku) i je zdarłam.
Czy chcesz się zamienić? ?
Mam nadzieję, że moja historia poprawi Ci humor, bo ja mam zamiar świetnie się bawić, a kolan nie mam zamiaru ukrywać ?
Udanych wakacji!
Napisz lepiej co zrobić, żeby się załapać na taki jaekhmcht czy coś 😀
Saro? genialny tekst. Kocham Twój dystans, dziewczyńską szczerość. Cudownych wakacji. Z nosem czy bez będziesz i tak najpiękniejsza.Wspaniałej zabawy. Szpilki koooniecznie ?
Nie wiem dlaczego google mi to zaproponowało na stronie głównej w przeglądarce na telefonie, ale ten post, i ten blog, który zaraz pewnie przeczytam w całości do kolacji, to mój najlepszy przypadkowy 'klik’ od miesięcy.
U mnie z kolei, jeśli pryszczor na środku czoła, to tylko w Wigilię i w Wielkanoc – tak, żeby cała rodzina miała co popodziwiać.
Bardzo współczuję tego noska! Ale kapelusz z dostatecznie dużym rondem na pewno pomoże :).
Pięknego jachtingu życzę!
ja miałam zapalenie skóry na policzku i łydkach w dzień ślubu…
Skąd to znam 🙂
biodro wypada mi tydzień przed ślubem.. siniaki na udach akurat na wyjazd.. opryszczka na ustach po 6 tygodniach czekania na ukochanego.. pokrzywka na rękach przed wyjazdem na wakacje.. rotawirus u 2jki dzieci, gdy mąż w Wawie.. pierwszy zawał taty doba przed wyjazdem do Włoch.. to już bez przymrużenia oka.. 🙁
co do samych wakacji.. też unikam mówienia, że Dominikana czy Kuba w lutym.. bo lubimy zimą, a nie, gdy lato w Polsce.. albo gdy mówię, że nie powiem ile za dobę za hotel na wydmach nad Bałtykiem, bo mąż woli krócej, a pysznie i bez parawaningu..
głupio, że nam głupio.. a przecież każdy na coś zbytnio wydaje, tylko każdy na coś innego.. na fajki, gadżety, elektronikę, rowery itd,luksusowe kosmetyki i każdy ma do tego prawo i każdy na to zasługuje..
Jak wygląda ta torebka na żywo? Opłaca się ją kupić czy jednak zainwestować w coś innego? Cena jest dość wysoka więc chciałam zasięgnąć opinii?