DO ZOBACZENIA NA BRAZYLIJSKIEJ PLAŻY!

Autor: Miss Ferreira

Kochani, siedzę przed tą wirtualną kartką papieru, żeby skrobnąć do Was jeszcze kilka słów przed wyjazdem i jakoś mi się te myśli rozpływają, osiadają gdzieś na stole, przy którym pracuję, a gdzie składujemy właśnie rzeczy zbędne i niezbędne do przeprawienia się na inny kontynent.
Są zatem ułożone w rządku paszporty, dokumenty z ubezpieczeniem, małe buteleczki na kosmetyki, maseczki, aparat i cała masa drobnych szpargałów, które nawet nie wiedzą, że lecą do Brazylii.
I wszystko jest jakieś nierzeczywiste. Czy to możliwe, że w poniedziałek obudzę się kilkanaście tysięcy kilometrów od domu? I że przez okno wpadnie szum oceanu i ciepły wiatr?
Czuję wyraźnie, że powoli troski się kurczą, jakby już wyblakły od brazylijskiego słońca. Nawet niebo jakoś wybłękitniało w ostatnich dniach.
I wszystko jest chwilowe. Mleko w kartonie, masło w maselniczce, zakupy w koszyku, wypady do miasta po ostatnie drobiazgi.
Wzięło mnie też na kulinarny bar mleczny, który w otworzyłam w tych dniach w kuchni. Zabielana pomidorówka, mielone z kaszą i ogórkiem kiszonym, sałatka jarzynowa, szarlotka, naleśniki.
Namaszczamy żołądki wszystkim, co wydaje nam się tak swojskie, szykujemy wyściółkę dla tych dziwacznych owoców z nalepką „Brazil”, których z żalem nie kupujemy w Lidlu.
I jak zawsze bez względu na to, gdzie jedziemy i jak bardzo na to czekam, dom mnie kokietuje. Staje się jeszcze bardziej przytulny niż zwykle i szepcze, gdzie ci będzie lepiej niż tu?
Żal mi wtedy, że nie możemy go zabrać ze sobą, zawsze marzyłam, żeby przed naszym tarasem rozlewała się wielka woda, ale nigdy tak śmiało, że mógłby to być ocean.
Zerkam na mapę i to też wydaje się jakieś nierzeczywiste. Florianopolis z prawej strony oblane jest wielkim błękitem. Gdy patrzę na moją wioskę, ukryta jest gdzieś pośród niezmierzonych lądów.
Tymczasem mieszkańcy Florianopolis widzą, że ich miasto jest jak kładka nad Atlantykiem.
Ja mam za domem rzeczkę, której wzburzone fale, przemoczyły mi buty do kostek po ulewnym jesiennym deszczu. Mostek nad nią jest już tak pogryziony przez czas i pogodę, że trzeba ostrożnie stawiać kroki.
Jednak czy zamieniłabym rzeczkę na ocean? Chyba nie.
I to jest właśnie dla mnie idealny balans. Gdy marzysz o wyjeździe i marzysz o powrocie do domu.
I jest to też wielki przywilej.
Gdy możesz wyjechać i masz dobry dom, do którego możesz wrócić.

Te zdjęcia zrobiłam w jednym z tych magicznych miejsc nieopodal. Mam na sobie płaszcz i sweter upolowane z zeszłym tygodniu na wyprzedaży garażowej w warszawski Wola Parku.
Kiedy wrócę z Brazylii, trzeba będzie pomyśleć o takim wydarzeniu u nas w Lublinie.
Tymczasem chciałam jeszcze pokazać Wam miejsce, które mnie zupełnie rozłożyło na łopatki.
WSPÓŁDZIELNIK, czyli miejsce, do którego można oddać swoje rzeczy. Od książek przez naczynia, kwiaty po ubrania i buty. A ktoś, kto czegokolwiek z nich potrzebuje, może sobie po prostu wziąć. Nie ma żadnych haczyków czy ukrytych opłat.
To jednak nie wszystko. Znajdziecie tu też rozczulające miejsce nazwane „sanatorium dla roślin”. Pracownicy troskliwie opiekują się tam roślinami, które już nie rokowały i próbują oddać im życie lub przynajmniej uczynić ostatnie tchnienie bezbolesnym. To oznacza, że można również oddać tam swoje kwiaty i … wziąć sobie te uratowane.
Poza tym odbywają się tu cały czas warsztaty, których głównym celem jest idea zrównoważonej konsumpcji i less waste.
WSPÓŁDZIELNIK to wspólna inicjatywa Wola Parku i Wolskiego Centrum Kultury.
Kiedy pokazałam na stories to miejsce, od razu pojawiły się głosy, a co jeśli ktoś będzie nieuczciwy, zabierze i sprzeda? Nic. To, że takie sytuacje będą mieć miejsce, jest wpisane w charakter Współdzielnika. Nie mamy wpływu na czyjąś moralność. Im więcej będzie takich miejsc, tym mniejsza będzie pokusa, żeby je nieuczciwie wykorzystać.
Z drugiej strony naczelna idea tego miejsca głosi – nie kupuj, użyj ponownie. W obiegu pozostają więc rzeczy już raz wyprodukowane. Nawet jeśli ktoś zabierze sukienkę, żeby sprzedać ją w internecie, nie generuje nowego śmiecia dla planety, choć oczywiście nie pochwalam takiego zachowania i uważam je bardzo nieetyczne.
Jeśli jesteście z Warszawy, zachęcam Was do odwiedzin Współdzielnika. Ja główkuję, co wykombinować, żebyśmy mieli coś takiego w naszym Lublinie <3

Macham do Was znad stołu zawalonego wszelkimi pierdołami, do zobaczenia na brazylijskiej plaży!

trencz

WSPÓŁDZIELNIK W WARSZAWSKIM WOLA PARKU

współdzielnik

Podobne posty

Napisz komentarz