Dwudziesta druga dwadzieścia dwa. Znowu.
Fascynujące, jak często spoglądam na zegarek i spotykam dwudziestą drugą dwadzieścia dwa.
Mogłam przecież spojrzeć minutę wcześniej, albo minutę później.
Znam wielu ludzi, którzy mają własne godziny. Ktoś ma piętnastą dziesięć. Ktoś dwudziestą pierwszą siedem.
Tymczasem wybiła moja godzina.
Przyzwyczajam uszy do ciszy i nocnych odgłosów domu.
Pies płacze przez sen. Jakaś znerwicowana tłusta mucha odbija się od ścian. Chyba będzie rodzić.
Nieme widmo mojego syna spłynęło bezgłośnie po schodach, po kolejnego symbolicznego łyka wody przed pójściem spać.
Z głośnika leniwie sączy się jakaś ospała nuta.
Chciałabym mieć do powiedzenia coś ważniejszego. Marzyło mi się wyrażenie opinii. Może jakieś dobitne zanegowanie. Albo gorące uznanie. Widziałam się jako autorkę treściwej konstatacji. Bystrą obserwatorkę rzeczywistości.
Tymczasem przyszło mi zaledwie wtrącić gdzieś tam swoje cztery litery. Ot, wyobrażenia kontra rzeczywistość.
Kolejny dzień upłynął mi na rozmyślaniu o rzeczach boleśnie prozaicznych.
Czy obecność pęczaku w zupie ogórkowej zostanie odnotowana przez jego antagonistów?
Czy obejrzeć Big Little Lies czy dokończyć Twin Peaks?
Czy włosy spięte czy rozpuszczone?
Czy ten kwiatek jest przelany, czy spragniony wody? Dlaczego umiera?
Z planów na przyszłość – co jutro na śniadanie?
Dwudziesta trzecia dwadzieścia trzy.
Wrzucam do notatnika niedbałe myśli – „nie zrobiłam dziś nic konkretnego” – napiszę.
Myśl, która towarzyszy mi nieustannie.
Coś co każe mi wykazać saldo dnia w walucie konkretów.
Nie zrobiłam dziś nic konkretnego. Za to jutro!
Jutro dzień będę tkać gęstym ściegiem konkretów, po tylko żeby wieczorem z zażenowaniem stwierdzić – nie zrobiłam dziś nic konkretnego.
PS Dzisiejsze zdjęcia zrobili Diana i Rafał za pomocą aparatu analogowego! A więc były robione właściwie na ślepo i z użyciem kliszy! KLISZY.
Z kliszy zjechały takie jak je widzicie, nie były poddane żadnej obróbce.
To już jest tradycja, że podczas każdych zdjęć z DR5000 umieram – z zimna, z przegrzania, ze strachu, z braku tlenu. Tym razem zostałam żywcem zjedzona przez komary.
sukienka – Lana Nguyen
19 komentarzy
22.08. Prawie codziennie. Data moich urodzin.
Ważne wydarzenia to kamienie milowe, ale to właśnie z dni bez konkretów ułożona jest nasza codzienność, nasza rutyna. A ja jak mało co lubię właśnie spokój i bezpieczeństwo, które nam ta zwyczajność zapewnia. I w Twoich postach też to wyczuwam- pochwałę dla pozornie małych rzeczy.
Pozdrawiam ciepło.
Chyba w ogóle o tym jest ten blog – o rzeczach pozornie małych.
Ewo, że Ty tu tak wiernie zaglądasz to ja nie mogę <3
22:22 to i moja godzina 😉 I nawet ją polubiłam. Pozdrawiam!
jestem w szoku, ja często zerkam na zegarek o 13:02 i to tez jest moja data urodzin 🙂
Proszę mi wierzyć „na słowo”, że dla tych zdjęć warto było być zjedzonym przez komary 😉
Pozdrawiam
Haha, dziękuję!
Ta sukienka jest przepiękna! Nie mogę się napatrzeć 🙂
22:22 to również moja godzina. Sądziłam, że jestem pojedynczym przypadkiem.
Pozdrawiam
Z pewnością jest nas więcej! 🙂
Też czasem tęsknię za konkretami i trochę czasem żałuję, że nie wybrałam „konkretniejszego” fachu, lekarz, strażak, korespondent wojenny…
Ale w sumie lubię (i doceniam!) tę prozę codzienności. Jak się dobrze zastanowić, na tym właśnie polega poezja życia
Przepięknie zdjęcia!!
Jest dokładnie tak jak piszesz Pola – czasem irytuje się na tę codzienność do bólu prozaiczną, ale jak pięknie to określiłaś na tym polega poezja życia <3
To ,,nic konkretnego” zaczyna mi umykać i już tęsknię za nim… praca mnie znalazła i widzę teraz jak dobrze mi było w roli kury domowej :/. Życie :).
Życie utkane jest z niczego konkretnego 🙂
Pani Fereiro, jeśli takie zdjęcie można robić analogowym aparatem to ja swoją lustrzanę wyrzucam precz! Ja sobie obiecałam, że każdego dnia będę zazwyczaj udaje mi się ten cel wykonywać w 30% (także zdane, na maturze przecież tyle trzeba mieć by zdać!)
I godzinę swoją też mam, o dziwo jest to 21.37 bardzo często, gdy patrzę na zegarek jest dokładnie ta godzina!
Ciekawe to zjawisko, bardzo!
PS Dobrze Pani Fereiro, że przeczytałam gdzieś kiedyś, ile masz lat, bo wyglądem przypominasz studentkę (i to nie ostatniego roku, proszę potraktuj to za komplement!), napawa mnie to nadzieją, że może za 5 lat też będę wyglądać nienajgorzej:D
Dobry wieczór. Zostałam tym komentarzem zmuszona niemal do odpowiedzi 😉 bo 21:37 to i moja godzina, za to 22:22 to męża. Nie wiem co myśleć ale pozdrawiam;)
hahaha 😀
Powinnaś występować w kampaniach reklamowych ubrań. Chociaż może lepiej nie – zbankrutowałabym 😉
raczej mi to nie grozi, śpij spokojnie!
Takie „nic konkretnego” nabiera innego znaczenia przy dziecku, a co dopiero przy trójce. Ja marzę o tym by móc zrobić”nic konkretnego” zamiast prania, sprzątania, gotowania, usługiwania… Takie nic konkretnego to np. czytanie książki wieczorem kiedy już kładę się do łóżka, albo czytanie wpisów blogowych. Nie miejmy do siebie pretensji o „nic konkretnego”