Lato odeszło nagle. Twarz wciąż miałam umorusaną opalenizną, kiedy przyszło mi szukać czapek i rękawiczek na strychu. Jesień próbowała mnie przekupić garścią zeszłorocznych monet, upchniętych po kieszeniach kurtek i płaszczy.
Nagle też zapanowała cisza. O poranku nie gwałcił już moich uszu kuchenny bzyk rozgorączkowanych owadów, które witałam klapkiem i siarczystą kurwą.
Kiedy więc wczoraj Lato wróciło niespodziewanie, wołając: wkładaj sukienkę, lecimy na łąkę, posłusznie zdjęłam z nóg sandały i biegłam za nim po miękkiej trawie.
Nie sądziłam, że jeszcze dane mi będzie tej jesieni szarpać się z wiatrem o sukienkę, mrużyć oczy przed słońcem, z obrzydzeniem strzepywać z nagiej skóry babie lato, mówić aż za gorąco, chodzić boso, pić coś dla ochłody i złapać Lato w sieć zdjęć.
Na stronie 153 książki, którą czytam, wylądowała ociężała mucha. Siadała na słowie „wojna”.
Wezbrała we mnie litość. Darowałam jej to życie, które ważyło się na podeszwie klapka.
Wszak muchę wypada zabić tylko latem.
sukienka – Oysho
3 komentarze
Dziewczyno jak Ty cudownie piszesz ! Tak zgrabnie zamykasz codzienność w slowach że aż dech zapiera !
Cudownie, że to nie ostatnie tak ciepłe dni. Odwlekajmy zimę tak długo jak się da…
Bardzo ciekawy blog!