Siedzę wciąż na tych samych schodach i patrzę jak odchodzisz.
Wczoraj piłam grzane wino, dziś piję prosecco.
Odchodzisz nieśpiesznie, ale pewnie.
Po tym polu, wczoraj tkanym rzepakiem.
Zapadasz się w błocie, przecież dopiero przestało lać.
Jeszcze przez moment słońce pieści Twój kark, wartkim strumieniem spływa z Twoich ramion. Jeszcze się łudzę, że może się odwrócisz. Że spojrzysz na mnie. Że zostaniesz na dłużej.
Ale odchodzisz. Coraz bardziej zapadasz się w błocie. Już niemal jesteś w zagajniku. Słońce ledwo depcze Ci po piętach. Jeszcze tylko Matka Boska Rozstajna Cię pobłogosławi i znikniesz, odejdziesz. Niespiesznie, ale pewnie.
Siedzę na tych schodach. W kieliszku wspomnienie. Ani wytrawne, ani słodkie. Upojone nim meszki.
Gdyby wcześniej nie lało, zostałby po Tobie kurz. Któreś z tych mokrych śladów są Twoje. I tyle. Zaraz spłucze je kolejny deszcz.
Odszedłeś.
Nie zdążyłam Cię poznać. Nie tak jakbym chciała. Jeszcze jutro będę Cię pamiętać. Pojutrze Cię wspomnę. Za tydzień nie będziesz miał już żadnych charakterystycznych rysów. Nie będę potrafiła odróżnić Cię od innych.
Ale dobrze, że byłeś Dniu. Przez moment sądziłam, że mamy po kawałku jednej duszy.
Zaraz spłucze nas deszcz.
5 komentarzy
Oj Pani Miss Fereiro. Ty to jesteś jednak romantyczka. Bardzo Cię lubię:)
Ale wiesz, są czasami takie Dni, że pamięta się je długo, a czasami nawet zawsze. Lubię takie Dni, pod warunkiem tego, że są wspomnieniem czegoś miłego.
Pozdrawiam Cię cieplutko w ten uroczy, ciepły dzień, który za tydzień nie będzie miał już żadnych śladów charakterystycznych…. 🙂
„Nie zdążyłam Cię poznać. Nie tak jakbym chciała.” Dokładnie tak.
Jak cudnie :*
Przepiękne słowa <3
Pięknie :)!!!