MAŁA CZARNA I BUCIORY

Jest bardzo duże prawdopodobieństwo, że jeśli gdzieś mnie spotkacie, to będę tak właśnie ubrana.
To mój ukochany zestaw ostatnimi czasy.
Nigdy w życiu bym nie pomyślała, że będę fantastycznie czuć się w takiej sukience. Wydaje mi się, że bardzo podobną miała Rachel we Friends i już wtedy mnie zachwyciła. Przez lata mierzyłam sporo tego typu sukienek, ale w każdej się czułam jak kiełbasa. Nie mam pojęcia, czemu właśnie to porównanie przychodzi mi na myśl, ale dokładnie oddaje mój stan. Zresztą, kiedy wspomniałam o tym na stories, mnóstwo z Was napisało mi, że szukało na to określenia i „kiełbasa” jest najbardziej adekwatne.
Tego typu sukienki często, zamiast opływać przyjemnie figurę, zaciskają się na niej. To sprawia, że czujesz się jak w pułapce, a nie jak w ubraniu.
Jeszcze kilka lat temu pomyślałabym również, że niestety nie mam figury odpowiedniej do takiej sukienki.
Mam dosyć chłopięcą budowę. Małą widoczną talię, niewielki biust i za mały wzrost.
I żeby założyć do tego buty, ucinające nogę niemal w połowie?! Wszystkie błędy na sylwetce popełnione.
A dziś? Dziś już wiem, że to ubrania są dla mnie, a nie ja dla nich.
Długie kardigany to moja miłość od zawsze. Najlepiej takie do kostki z odrobinę za długim rękawem, żeby o poranku przytulić kubek z gorącą kawą.
Buciory to mój łup z Vinted. Są nieco mniej tragiczne niż te białe, które prezentowałam ostatnio, ale komu się nie podobają, temu się nie podobają.
A torbę dostałam na urodziny od Przyjaciół i jestem nią zachwycona. Oczywiście ma pasek, a nawet dwa na zmianę, ale zdjęciach lepiej pozowała bez.

Sukienkę i sweter dostałam w prezencie od Basic Basic. To mała lubelska marka. Dziewczyny niedawno otworzyły swój sklep na Chopina, polecam zajrzeć, bo mają naprawdę fajne rzeczy. Internetowo też działają.

Kochani, dobrego weekendu i pamiętajcie, ubrania są dla Was, a nie Wy dla nich <3