Siedziała na schodkach przed domem. Tych prowizorycznych, „na chwilę, zanim będą porządne”, zrobionych z palet i skrawków płyty wiórowej, któregoś ciepłego popołudnia przez chłopaków, którzy mieli serdecznie dość „biegania dookoła”. Siedziała na tych schodkach, zapatrzona przed siebie. Energicznie machała nogą założoną na druga nogę. A przy każdym machnięciu spod cienkiej skóry wyglądało żałośnie pokiereszowane, kościste kolano. Była boso, bo buty to ostateczność, stopy też chcą wolności. Jej drobna dziecięca rączka co moment wędrowała do wiklinowego kosza z czereśniami. Pestki wypluwała hen daleko przed siebie i sprawiało jej to widoczną frajdę.
Włosy miała niedbale zaplecione w dwa kucyki. Fryzura, z trudem przeżyła noc. Tu i tam wymykały się niesforne kosmyki uciśnione nieznośnym, gumkowym żywotem. Gdzieniegdzie zalegały kołtuny, które ona nazywa „lokami” i dlatego nie pozwala ich rozczesywać.
Uszy ozdobiła ciężką czereśniową biżuterią. Pluła energicznie i całkiem widocznie rozmyślała.
Dzień dobry – ryknęła nagle i pomachała sąsiadce przejeżdżającej rowerem. Sięgnęła po kolejną czereśnię i zastygła. Wyczuła mój wzrok na swoich przygarbionych plecach. Odwróciła się:
– Mamo! – powiedziała z lekkim wyrzutem i uśmiechnęła się szeroko, nie szczędząc zębów.
– No co? – odparłam – nie wiesz, że tu siedzę i cię obserwuję już chyba dziesięć minut?
Tyle maleńkich obrazów, które chciałabym zachować w sobie na zawsze. Przeciekają przez palce, przez dziurawą pamięć. Mogę je tylko złapać w sieć liter.
***
Sukienka ze zdjęć rzuciła na mnie urok, kiedy przechodziłam obok witryny sklepowej maleńkiego butiku. Zajrzałam, żeby przymierzyć. Łudziłam się, że będzie źle leżeć.
Tymczasem przymierzyłam ją i kiedy westchnęłyśmy na trzy głosy wraz z dwiema sprzedawczyniami, uznałam, że musi być moja.
Udałam się w niej do mojego ukochanego urzędu, żeby popieścić podpisem jakieś papiery.
Mój ulubiony urzędnik Pan M., spojrzał na mnie zaciekawiony, po czym zawyrokował: „pani Saro! Cóż za wspaniała nowa stylizacja!”.
A kiedy zobaczył, że do powłóczystej sukni założyłam zwykłe trampki, wykrzyknął: „jak pani mnie zaskakuje!”
sukienka – Per Te Boutique
9 komentarzy
Sukienka piękna! to gdzie się takie kupuje? 🙂
Piękna, letnia sukienka.
Czy to len czy bawełna?
Saro, wyglądasz przepięknie. Równie pięknie piszesz, wyłapując chwile spośród codzienności pokazujesz ich magię – w całej ich prostocie. To jest cudowne. I te zdjęcia – są niezwykłe. Bardzo lubię odwiedzać Cię tutaj. I chociaż przychodzę już od dawna, skomentować ośmielam się po raz pierwszy. Dziękuję.
Tak piękne obrazy malujesz słowami <3
Pani Saro.. ?
Ty jesteś po prostu stworzona do sukienek! 🙂
matko, najcudowniej!
Pięknie wyglądasz. Sceneria jak z bajki 🙂
Haha… masz fanów nawet w urzędach :D!!!