Postanowiłam, że nie będę gorsza niż jakieś tam gwiazdy na gali Emmy Awards 2016 i też przywdzieję nieco szlachetniejszą konfekcję.
Bo niby dlaczego nie? Jestem wszak wyborną aktorką pierwszoplanową tasiemca pt „Gra o toaletowy tron”.
Przykładowo ostatni odcinek naszego życia był tak pasjonujący, że dopiero dziś ochłonęłam i jestem w stanie pisać. Co więcej, zeszły piątek zapewnił nam płynne przejście z kategorii familijnej do sensacyjnej!
Po niespełna dziesięciu latach małżeństwa, prawdziwa tożsamość mojego męża ujrzała światło dzienne – dwa dni temu okazało się, że jest superbohaterem rodem z Marvela!
Szydło wyszło w worka na skrzyżowaniu. Spokojnie mknęliśmy przez miasto, kiedy samochód jadący przed nami, przodem zahaczył o tył innego pojazdu, i jak na dobrego obywatela przystało – z piskiem opon, pojechał sobie dalej.
Mój mąż, niewiele myśląc, zdarł z siebie szarą powłokę zwykłego śmiertelnika, i czym prędzej popędził do kłusa sto pięćdziesiąt mechanicznych koni, drzemiących w jego super-wozie, w ślad za niecnym zbirem!
Nasz samochód rozpędził się do 50km/h dozwolonych w terenie zabudowanym, w mgnieniu oka. Konie mechaniczne bezlitośnie wlokły nas za sobą, wciskając w fotele i zniekształcając nam rysy twarzy. Dzięki temu już po kilku sekundach dogoniliśmy czarny charakter, dziarsko uciekający przed nami białą furą.
– Wyjmij telefon i zrób zdjęcie jego tablicy rejestracyjnej!! – ryknął na mnie superbohater, onegdaj będący moim mężem. Posłusznie spełniłam jego rozkaz, w obawie, żeby przypadkiem nie rzucił mnie na pożarcie swoim mechanicznym koniom. Dla pewności zrobiłam jeszcze milionosiemsetdziewiedziesiątcztery zdjęcia, kiedy nasz samochód z niemym piskiem opon, wylądował w ślepej uliczce, sam na sam z czarnym charakterem w białym samochodzie…
– Schowaj ten telefon zanim dostaniemy wpierdol! – ryknął mój superbohater, a ja poczułam, jak moje organy wewnętrzne, tłoczą się w gardle, żeby zobaczyć co jest grane.
Biały wóz stał metr od nas. Jego silnik złowrogo pomrukiwał. Wtem drzwi kierowcy uchyliły… odruchowo zacisnęłam powieki i zasłoniłam twarz ręką, żeby w razie czego złapać śrut z jego wiatrówki.
Zamiast tego usłyszałam kolejny pisk opon – naszą popołudniową herbatkę w ślepej uliczce, zaszczycił sam poszkodowany. Wypadł ze swojego pokiereszowanego samochodu, dopadł niecnego zbira i zaczęła się awantura na całą ślepą uliczkę, uwzględniająca bardzo dużą ilość wulgarnych słów, oznaczających genitalia damskie i męskie.
Nagle zorientowaliśmy się, że nikt oprócz nas nie jest świadom, że uczestniczymy w tej zadymie. Że nikt nie zauważył, jak bez trzymanki dymaliśmy 50km/h (a czasem nawet 40km/h) przez pół miasta za uciekającym bandytą. Że spokojnie możemy otworzyć oczy i jak gdyby nigdy nic odjechać sobie, udając że po prostu się zgubiliśmy.
Superbohater poprosił, żebym oddała mu szarą powłokę zwykłego śmiertelnika i wspólnie uznaliśmy, że jeszcze przyjdzie czas na kozaczenie, zwłaszcza, że na tylnych siedzeniach były dzieci.
Odjechaliśmy więc, dla niepoznaki spokojnie pogwizdując i beztrosko patrząc w niebo.
Nie mogliśmy przypuszczać, że odjeżdżamy tylko po to, by wpaść w objęcia kolejnej przygodzie!
Tak więc zupełnie spokojnie jechaliśmy, kiedy mój mąż krzyknął „Jezus Maria koń!”- a powiedział to w taki sposób, że przez moment byłam pewna, że „koń” to synonim słowa „kosmita”.
Kiedy jednak dotarło do mnie, że chodzi o zwykłego konia, rodem z encyklopedii Benedykta Chmielowskiego, mruknęłam tylko lekceważąco.
– Ale na ulicy! Zobacz! Biegnie! Koń! Komuś uciekł, rozumiesz?! Jest spłoszony, może zrobić komuś albo sobie krzywdę, przecież tu samochody pędzą! – zagrzmiał mąż.
W mig pojęłam powagę sytuacji. Nie było miejsca na żarty, było miejsce na czyny! Pomogłam mężowi zedrzeć szarą powłokę zwykłego śmiertelnika.
Jego mechaniczne konie galopem ruszyły za koniem rodem z encyklopedii Chmielowskiego!
Ten jednak rączo pędził przed siebie, mając głęboko w końskim zadzie cały kodeks ruchu drogowego!
Nie zatrzymał się na czerwonym świetle. Ani na przejściu dla pieszych. Nie ustąpił pierwszeństwa autobusowi. Olał znak stop! Nie było żadnych wątpliwości – oszalał rumak! Chyżo cwałował pod prąd, pozostawiając swoich dalekich mechanicznych krewnych w tyle!
Ale mój mąż nie dawał za wygraną. Nie będzie jakaś byle szkapa jaj sobie robiła z jego mechanicznego wierzchowca. Dodał gazu i po chwili, deptał obłąkanej chabecie po kopytach!
– Musimy go wyprzedzić! A wtedy wysiądę i go złapię!! – krzyknął, wprawiając mnie w osłupienie.
– Słucham?! Jak chcesz złapać szalonego konia, który pędzi dwieście na godzinę?!
– Nigdy ci nie mówiłem, ale świetnie znam się na koniach – powiedział mój mąż, zakręciło mi się w głowie, przez moment nie wiedziałam czy to „Szybcy i wściekli” czy „Zaklinacz koni”.
Tymczasem opętany bucefał, wykonał niespodziewany zwrot i skręcił do lasu, w ślad za nim sznur samochodów – pierwszy – właściciel, za nim typ nagrywający wszystko na telefon, a za nim my. Wtem zawyły syreny policyjne! Niespodziewanie koński orszak zasilili funkcjonariusze na motocyklach!
Mój mąż zatrzymał się raptownie. W oddali zobaczyliśmy obłok kurzu unoszący się za szalonym koniem, za którym pędził właściciel, za którym jechał typ nagrywający wszystko na telefon, za którym podążała policja na motocyklach.
– Co się stało? Już nie będziemy gonić konia? – spytałam zatroskana.
– Nieee – odparł mój zrezygnowany mąż.
– Dlaczego?
– Bo jak tam dojadę i się okaże, że nie mam nic wspólnego z tym koniem, a goniłem go przez dwadzieścia kilometrów, to tylko zrobię z siebie idiotę.
– Może masz rację – odparłam. Po czym odjechaliśmy w stronę zachodzącego słońca.
A więc sami widzicie, że moje życie jest ciekawsze niż ostatni sezon „House of Cards” i w dodatku jest oparte na faktach autentycznych.
sukienka – lumpeks | buty – Melissa
14 komentarzy
Popłakałam się się śmiechu 😀
zastanawialm sie skąd kiecka i oczywiście wielkie brawa!
faktach autentycznych <3
Że tak powiem – koń by się uśmiał i ja też „rże” ?
http://krakow.naszemiasto.pl/artykul/krakow-konie-biegaly-po-moscie-debnickim-wideo,3861967,art,t,id,tm.html
już wiadomo skąd te konie w Krakowie ;D
Genialne!
Fakty autentyczne ? Z tym koniem to było gonić i nagrywać – bo teraz to typ z telefonem zrobi sobie teraz fejmy i hajsy z Jutuba! ?
Istny film sensacyjny:) uwielbiam 🙂
No nie można Cię nie kochać!
Saro czy Ty prowadzisz auto? Tak z ciekawości pytam. Mi przychodzi przeżywać sceny rodem z Matrixa w każdy poranek kiedy jedną ręką łapię upadającą filiżankę mojej 7 letniej coreczki,goniąc przy tym 1,5 rocznego synka – równolegle wsłuchując się wierszyk do nauczenia na pamięć i robiąc równolegle 1000 różnych innych rzeczy 😉 Pozdrawiam!
……co ludzie nie zrobią żeby dostać oskara:)))
U-W-E-L-B-I-A-M C-I-E-B-I-E!!!! Uściskaj męża!!! Dobrze że są jeszcze ludzie którzy zdejmują płaszcz zwykłego śmiertelnika!!!! Wow!!! Cóż za adrenalina!!! Ty to dopiero masz życie!!!
Ależ się usmialam, dziękuję ?
Historia niczym z horroru 🙂 Ale sukienka piękna 🙂