Jestem osobą tolerancyjną. Najlepiej niech świadczy o tym fakt, że przyjaźnię się z ludźmi, którzy piją kawę z mlekiem. Powiem więcej! Nawet z takimi, którzy piją kawę z mlekiem i z cukrem! Wcale ich nie skreślam. Ba! Ja zapraszam ich pod swój dach. Goszczę. Nocuję. To jeszcze nie wszystko.
Ja ich rano pytam jaką kawę sobie życzą i oni mówią, że z mlekiem. I chociaż mam ochotę wyrwać sobie wtedy kawałek serca i rzucić nim w ich twarze, to tego nie robię. Ja grzecznie serwuję im kawę, o którą mnie poprosili. A potem patrzę przez okno, tak długo, jak oni tę kawę piją, bo w głowie mi się nie mieści, że można tak profanować ten święty napój! Mam ochotę nimi potrząsnąć i zapytać: „czy próbowałeś kiedyś kawy bez mleka?!!” Ale tego nie robię. Bo szanuję ich wybór. Nie rozumiem go. Kompletnie. To znaczy to tak jakby jeść kanapkę z pajdą chleba albo pić burbona z Kubusiem. Słowem niedorzeczność! Ale tacy ludzie są. I nie wolno ich z tego powodu piętnować. Chociaż oczywiście czasem aż świerzbi, żeby posypać im głowę fusami z kawy. Jednak czy to jest ich wina? No wiadomo, że ich. A niby czyja?
Niemniej nie skreślam ich. Daję im szansę. Rozmawiam z nimi. Choć nieraz podczas rozmowy zapala mi się taka czerwona lampka „ten człowiek pije kawę z mlekiem!!!!!1111”.
Jednak jakby nie patrzeć, świat jest wielki. Pomieści wszystkich. Zarówno tych, którzy piją czarną kawę, jak i tych, którzy piją białą kawę. Choć powinni oni od siebie mieszkać daleko. Najlepiej w innym mieście. Albo kraju. Albo kontynencie!
Bo wyobraźcie sobie, że właśnie szerokości Oceanu Atlantyckiego jest odległością idealną pomiędzy mną a moim teściem. Chyba nie muszę mówić, że mój teść pije kawę z mlekiem? Na dodatek profanuje ją trzema kopiastymi łyżkami cukru…
Ale to jeszcze nie wszystko! Otóż mój teść, nie rozumie, dlaczego ja piję czarną kawę bez cukru. Za każdym razem, kiedy się widzimy, indoktrynuje mnie mlekiem i cukrem! Budzę się wtedy zlana potem, bo śni mi się, że mój teść zakopuje mnie na pustyni. Zamiast piasku są tam hałdy cukru. Albo wrzuca mnie do morza, gdzie zamiast wody jest mleczna breja o zapachu kawy!
A zaczęło się całkiem niewinnie. Od naszego pierwszego wspólnego śniadania.
Siedzieliśmy w jego brazylijskim mieszkaniu. Bryza znad oceanu szarpała żaluzje, przez które wciskało się namolne słońce. Błogo. Na stół wjechały słodkie bułeczki. W myślach już pieściłam je grubą warstwą masła…
I wtedy mój teść zrobił coś, co miało już na zawsze naznaczyć naszą relację. Całkowicie bez pytania wlał mi mleko do kawy. Wzdrygnęłam się bardziej niż gdyby chlusnął mi tym mlekiem w twarz.
– Nie! Dziękuję! Ja piję czarną kawę, bez mleka – wytłumaczyłam lekko uniesionym głosem.
– Kawę?! Bez mleka? – zapytał mój teść takim tonem, jakbym oznajmiła mu właśnie, że tak naprawdę jestem wielkim owadem, udającym człowieka.
– Tak właśnie. Czarną. Bez mleka – powiedziałam wolno i wyraźnie, żeby mój teść miał pewność, że wiem, co mówię, wszak miewaliśmy trudności językowe.
– Ale próbowałaś z mlekiem? – nie dawał za wygraną.
– Owszem.
– I co?!!
– I nic. Wolę czarną.
Mina mojego teścia mówiła wszystko. Przez wątłą powłokę ludzkiej skóry, wyraźnie dostrzegł owada. Był w szoku.
– To jest niemożliwe – powiedział po chwili.
– Co jest niemożliwe? – spytałam zaciekawiona, bo, prawdę mówiąc, już zapomniałam o tym incydencie z mlekiem.
Że wolisz czarną kawę! – oznajmił wzburzony jak wczorajszy ocean – może po prostu nie próbowałaś z mlekiem.
– No, kiedy mówię, że próbowałam. Czy możemy już dać spokój? – poprosiłam łagodnie.
– Westchnął, zrobił łyka swojej mlecznej brei o zapachu kawy. Przez okno wpadł kolejny podmuch wiatru i jakby od nowa tchnął w teścia zapał do dyskusji.
– Ale może to było jakieś inne mleko?! Nie wiem, owcze?! I ci nie posmakowało. Krowiego próbowałaś?! – perorował.
– Na litość! Tak! Tak! Nie lubię kawy z mlekiem. Wolę czarną. Czarną kawę bez cukru.
– Bez cukru?!! – teścia aż poderwało z krzesła – a próbowałaś z cukrem?
Wydawało mi się, że niechcący znalazłam się w Monty Pythonie. W sklepie z serami, w którym nie było żadnego sera.
– Owszem. Próbowałam i z mlekiem i z cukrem.
– I co? – zapytał teść z nadzieją.
– No jak to co?! No wolę czarną! – czułam, że zaraz się rozpłaczę.
– Nawet bez cukru? – upewnił się teść.
– Nawet. Bez. Cukru. – wycedziłam przez zęby.
– A z samym mlekiem? – drążył teść.
I wtedy mi się przypomniało, jak skończyła się w Monty Pythonie scena z serami. Zdesperowany klient zastrzelił sprzedawcę. Całe szczęście, że nie miałam przy sobie rewolweru, bo już od paru minut raczyłabym się czarną kawą bez cukru przy stygnących zwłokach teścia.
Tymczasem do kuchni wszedł mój mąż. Ulżyło mi. W końcu zmienimy temat. Jednak na jego widok jakiś szaleńczy duch wstąpił w mojego teścia, aż powstał z krzesła.
– Zaproponowałem Sarze kawę z mlekiem, ale ona mówi, że nie chce mleka, chyba mnie nie rozumie – mówił z ożywieniem.
Bo Sara pije czarną, bez mleka – krótko i boleśnie wypalił mój mąż.
Teść spojrzał na niego przenikliwie. Następnie przeniósł wzrok na mnie. Gdyby miał włosy, to z pewnością właśnie teraz wyrwałby sobie wszystkie. Przyglądał nam się z niedowierzaniem, aż zadał pytanie, które jeszcze ani razu nie padło tego poranka:
– A próbowała z mlekiem?
– No tak, jasne.
– I co?!! – dopytywał teść jakby z nadzieją, że oto mąż wyjawi mój wielki sekret – tak naprawdę kocham kawę z mlekiem i cukrem, ale udaję, że nie.
– I nic. Woli czarną – ostatni pocisk wypalił wprost w klatkę piersiową mojego teścia. Osunął się na krzesło i tępo wpatrywał w żaluzje szamoczące się z wiatrem.
Słone powietrze znad oceanu prześlizgnęło się po stole, porywając serwetki. Mój mąż leniwie się przeciągał. Zrobiłam łyka kawy.
– Ale może to było jakieś inne mleko… – wymamrotał nagle mój teść.
Musi być czarna. Taka, której gęsty, lepki aromat wylewa się z kubka, osiada na cząsteczkach powietrza, aż cały dom rezonuje tym upajającym zapachem.
Musi być gorzka. Inaczej nie może się ziścić, stłamszona kryształami cukru. Jest jak niespełniona obietnica…
Musi być w kubku. Dużym. Takim, który pomieści majestat Jej Gorzkości. Białym od wewnątrz, żeby jej czerń mogła wybrzmieć oktawę wyżej.
I właśnie taką biorę o poranku do rąk. Delikatnie i łapczywie jednocześnie. Staję przed oknem i obserwuję, jak ulatnia się z niej dusza wonną parą. Przenika mnie.
I trwamy przez moment w tym namiętnym rytuale.
Ja i Czarna Kawa. Bez cukru.
I daję Wam słowo, któregoś dnia mój teść powie: „Miałaś rację. Czarna jest lepsza”.
A po chwili doda: „Chociaż powinnaś spróbować też z mlekiem”.
Jako kawosz z krwi i kości, a właściwie z kawy i kości, przygotowałam dla Was mały przegląd kawowych akcesoriów z Coffeedesk w dwóch wariantach cenowych: prezent z rozmachem oraz mały budżet, wielki prezent.
Jeśli macie wśród bliskich kogoś, kto uwikłany jest w tak intensywny romans z kawą, jak ja, to każda z tych propozycji go uskrzydli.
Na hasło MISSFERREIRA dostaniecie 30zł zniżki przy zamówieniu za min. 149zł. Kod jest jednorazowy, ważny do końca roku i łączy się z innymi promocjami.
To co? Z Mlekiem czy bez?
PREZENT Z ROZMACHEM
1. Chemex Classic Coffee Maker 2. French Press 3. Czajnik Miedziany
4. Młynek Ręczny Hario 5. Czajnik Hario 6. Spieniacz do mleka
kubek ceramiczny Coffeedesk
Moccamaster Cup-One Coffee Brewer Cream – Ekspres przelewowy
MAŁY BUDŻET, WIELKI PREZENT
7. Skarpetki Many Mornings 8. Ksiazka-Kawa, Ika-Grabon 9. Hario zestaw – drip + serwer + filtry
10. Kawa Audun Coffee – Brazylia Fazenda Rainha Miaki 11. Tajemnice Kawy – Sara Magdalena Woźny 12. Kawa Bonanza – El Salvador Miramar
Kawa Herbazu La Planada
*Wpis powstał we współpracy z Coffeedesk.
31 komentarzy
P. Saro! Zgadzam się z Panią w 10000% chociaż muszę wyznać, że lata temu piłam zhańbioną kawę, w ciąży miałam przebyłysk i piłam tak mocną czarną prawdziwą kawę że czuć było w domu u sąsiadów, potem znowu pilam tą mleczną breję, aż już moje narodzone dziecko znowu sporowadziło mnie na dobrą drogę – tak gospodarowało moim czasem że zapomniałam pomieszać kawę i na dnie kubka zostawał cukier, a potem to już i mleka nie było kiedy nalać i tak do tej pory rówież często wzbudzam zdziwienie innych prosząc o czarną prawdziwą bez mleka i cukru 😉
Czarna.
Bez cukru.
Bez mleka.
Ale mała, w filizance którą w momencie kiedy podjęłam decyzje przestać pic napój mleczno kawowy (którego wykonanie z syropem waniliowym do perfekcji opanował mój mąż) na rzecz czarnej małej kawy o poranku. Które to kawy zazwyczaj pijemy dwie, z kawałkiem domowego wypieku – bo kto powiedział, ze przed sniadaniem nie moze być kawno ciastnego presniadania 😉
Dzisiaj (po 4 latach) nie jestem w stanie wybić latte, białej czy jakiejkolwiek innej – od czarnej, gęstej, wyraźnej w smaku i zapachu – kawy.
Jak to mawia mój mąż: Jakby kawa miała być z mlekiem i cukrem toby taka rosła na drzewach. Może to jest argument dla tescia? Lub chociazby do prób nie lania do Twojego kubka tych dwóch składników.
Wybacz ale z mlekiem 🙂
Saro, jestes jedyna blogerka, u ktorej nawet reklamy czytam jednym tchem! Kawe pije tylko czarna. A najgorsza kawe tysiaclecia dostalam w Starbucksie – O,5 litra z jakims syropem karmelowym, paskudztwo!
Tylko czarna, bez cukru, ale…jestem chyba najlepszym przykladem na to, ze dla kazdego jest nadzieja, bowiem do 30 roku zycia pilam tylko i wylacznie macchiato albo cappuccino i to zawsze z cukrem! I nie potrafilam sobie wyobrazic jak mozna pic kawe jakkolwiek inaczej 😮
A jednak teraz od kilku lat docieniam smak szlachetnej kawy samej w sobie bez zadnych dodatkow 🙂
Jak ostatnio kolazanka z Rosji zrobila mi u niej w domu kawe i dodala do niej (nie pytajac, bo bylo to dla niej oczywiste) cukru to malo nie zaczelam pluc tym pierwszym lykiem…Wiec jak juz oczy wrocily mi na swoje miejsce zapytalam: „Nina, czy ty dodalas cukru do tej kawy??” Na co ona: „No alez oczywiscie! Ale tylko jedna lyzeczke, co za malo pewnie?” :))
Jak Coffeedesk lubię to reklama strasznie słaba. Och i Ach jaka jestem edżi kawa tylko czarna. Nie rozmawiaj ze mną przed pierwszą kawą i w ogóle, kawa odzwierciedla moją duszę…
Ale wyciągając sedno wpisu to tak: też zauważam zdziwienie, że ktoś pije czarną kawę.
Coż mogę powiedzieć, chyba wpis czytałeś przed wypiciem pierwszej kawy.
Piszczałam ze śmiechu czytając o teściu.
Moi wszyscy znajomi i przyjaciele znają tę historię na pamieć i zawsze, kiedy ją opowiadam, znowu wyjemy ze śmiechu 😀
Zdecydowanie z mlekiem! Bez cukru. Próbowałam bez mleka, no i nie! Jeszcze raz NIE !
Ale bez jakiego mleka? Może to buyło jakieś inne mleko? 😀
Genialny wpis! Odczytałam go właśnie na głos Mężowi, zaśmiewając się do łez. Mąż ubawiony równie mocno – scena z teściem wygrała wszystko 🙂 PS. Oboje nie pijemy kawy 😉
O jak miło! <3
Ja również z prozelitów. Lata napoju kawowego i w końcu olśnienie: CZARNA!Choć nie jestem ortodoksyjna, bo niekoniecznie gorzka, czasem również z… miodem. Kawa i pomidorowa z miodem są doznaniami niezapomnianymi.
Poczekaj, pomidorowa z miodem?!!
Od lat. Zawsze gotujac pomidorową dodaję łyżeczkę miodu. Nie jest wyczuwalny, ale ukrywa kwaskowaty posmak i daje głębię. Mama mnie nauczyła.
Od zawsze mała czarna bez kawy i cukru koniecznie w filiżance :). Wśród znajomych jestem w zdecydowanej mniejszości jak nie jedyna….
moja babcia dodaje od zawsze mleko do zupy ogorkowej wiec moze pomidorowa z miodem tez spoko, nie probowalam jeszcze….:) przy okazji powiem, ze ogorkowa z mlekiem smakuje wybornie. Ja sie czaje na ekspres do kawy z prawdziwego zdarzenia i to taki ktory bedzie potrafil spienic mleko (nawet to inne, ha!). Pozdrawiam przy okazji wszystkich kawoszy i tych co lubia mleko i tych co nie za bardzo, cmoki
Uśmiałam się do łez! Dzięki za opowieść ?
PS Tez piję czarną, bez cukru ?
Lubię czarną, ale z mlekiem kocham! W dodatku roślinnym (trochę w proszku, bo bardziej zabiela, trochę z kartonu).
Parzę kawę (musi być arabica) w kawiarce stawianej na gaz a pomiędzy jej warstwy w sitku dosypuję trochę cynamonu.
Wszyscy znajomi twierdzą, że smakuje wyjątkowo, zarówno z mlekiem, jak i bez.
Za o nigdy nie zrozumiem tych, co słodzą 🙂
Teść ma rację. Musiałaś pić z innym mlekiem.
Wpis super, jak zawsze 🙂 Ale mam jedno pytanie: a co z ludźmi, którzy kawy w ogóle nie piją?
Nie wystrzel mnie, proszę, na inny kontynent, ale… z mlekiem 😉 Co prawda owsianym, ale nadal z mlekiem 😉 Mało tego! Uwielbiam również te wszystkie kawopodobne ustrojstwa, słodkie jak ulepek, z syropem takim, siakim, owakim, dyniowym, karmelowym… i za każdym razem, kiedy przechodzę obok McDonaldsa (dzięki Ci Boże w niebiesiach, że na mojej wsi, nie ma Maca), to wstępuję i biorę jedno słodkie kawopodobne paskudztwo na wynos 😉 Sorry 😉
Zgrzeszę…żadna. Nie żebym była #herbatateam. Po prostu mam awersję. Przez rok pracowałam w firmie zajmującej się dystrybucją kawy i wielkich ekspresów. W biurze, gdzie siedziałam codziennie przelewały się dziesiątki filiżanek kawy źle zaparzonej, źle zmielonej, przepalonej. Nigdy więcej…z mlekiem…bez mleka…z cukrem…bez cukru…żednej
Ja żyję bez kawy. Pachnie pięknie smakuje średnio. Ja wolę macierzankę i zioła wszelakie 🙂
Kawa to nadciśnie. Kawa to wrzody żołądka. Kawa to utrata magnezu.
Jednoczę się w autodestrukcji ✌
W końcu ktoś myśli tak jak ja!
Zawsze czarna <3 Bez cukru i bez mleka. Ale anegdotka z teściem – bezbłędna! Zaraz wchodzę na wizytę do dentysty, ale jakoś mi lepiej po przeczytaniu tego tekstu. Nawet się mniej boję 😀
kubki brzydkie masz jak z baru mlecznego za prlu
Świetny wpis 🙂 uśmiałam się do łez. A tak przy okazji powiedz Saro jaką dokladnie kawę kupujesz? Przymierzam się do zakupu ekspresu i poszukuję dobrej ziarnistej 🙂
Przeczytałam ten post zaraz po opublikowaniu, trochę mi zeszło, dziś też piję czarną, zamiast ulepku kawa+mleko+cukier. Do zmiany zainspirował mnie twój wpis. Pozdrawiam