Tajemnica poranka

Autor: Miss Ferreira

Są dwie pory dnia, na które czekam z jakimś rozmarzeniem. To wieczór i poranek. To, co jest pomiędzy nimi to gęsta masa wydarzeń.
Kiedy już słońce zniża się na tyle, że osiada jaskrawym światłem na ławie w salonie, odczuwam to miłe mrowienie. Oto nadciąga wieczór z całym orszakiem przywilejów, kiedy można już wzruszyć ramionami na powiadomienie o mejlu, czy z premedytacją nie odebrać telefonu lub w ogóle umknąć nieco cywilizacji.
Szczęśliwie nie muszę wybierać, co wolę. Mogę mieć i cały błogi wieczór z niespieszną rozmową o wszystkim i niczym, mogę mieć też poranek z parującą kawą, szepczącą samotnością i książką.

I dziś będzie o tym poranku, który jest dla mnie w jakimś stopniu wszystkim. To znaczy, jeśli spełnia się mój poranek, to potem spełnia się reszta dnia. I to wcale nie znaczy, że przychodzi do mnie bezchmurny dzień bez gęstwiny zmartwień.
Raczej chodzi o to, że wchodzę w tę gęstwinę z tarczą.

Mój sekret brzmi – wstać przed wszystkimi domownikami i spędzić ten czas tylko ze sobą i z książką.
Wstaję ok. 5.30 i żeby było jasne – nie nastawiam wcale budzika, budzę się sama i nie kosztuje mnie to żadnego wysiłku, zwłaszcza odkąd przestałam pić alkohol.
Z łóżka wymykam się bezszelestnie i najciszej jak tylko potrafię, zakradam się do kuchni, po drodze jedynie sprawdzając, czy wszyscy smacznie śpią i szczelnie przylega do nich kołdra.
Będąc w kuchni, czule owijam ekspres do kawy kocem, żeby hałas nikogo nie obudził i z parującą filiżanką idę na sofę. Teraz wkraczam do innego świata. Gdzie? Zależy.
To mogą być słowackie góry i tajemnicza przełęcz połykająca ludzi albo dolina Salinas w Ameryce, czy Czechosłowacja ze wspomnień Pavela.
W każdym razie przez tę godzinę czy półtorej nie ma mnie dla świata. Tylko ciałem jestem na sofie. W tym czasie mój telefon cicho drzemie w błogosławionym trybie samolotowym.
To jest też mój sposób, żeby w ogóle wyszarpać z dnia pełnego obowiązków, czas na czytanie po prostu.

Nie wiem, czy Wy macie jakieś swoje rytuały. Coś, co nadaje dniowi właściwy tor. Moim zdaniem warto to znaleźć i pielęgnować.
Dziś chciałam polecić Wam trzy książki, z którymi spędzałam ostatnie poranki.

„Szczelina” Jozef Karika
Podobno na Słowacji każdy nowy tytuł Kariki wzbudza ogromne zainteresowanie i emocje.
Do tego autora mam słabość, ale też poczucie, że wszystkie jego powieści to właściwie jedna i ta sama książka.
Mamy zawsze głównego bohatera, którym jest mężczyzna. Mamy narratora w pierwszej osobie, tajemnicę, najpewniej góry, omamy, szaleństwo.
Opowieści Kariki po jakimś czasie zlewają się w jedną całość i gdyby wymieszać strony z różnych książek w jedną, to nawet nie zauważylibyśmy, że coś tu nie gra.
Może dlatego zastanawia mnie fascynacja Słowaków Kariką, którego uważa się tam za rodzimego Stephena Kinga. Ale przecież i ja lubię te książki, więc czemu się dziwię?
Oto właśnie tajemnicza moc tego autora – wciąga cię swojego świata i nie chce wypuścić.
„Szczelina” to zdecydowanie moja ulubiona ze wszystkich powieści. Rzekomo opisuje autentyczne wydarzenia. Autor spisuje jedynie wyznanie człowieka, który zgłosił się do niego, żeby opowiedzieć, jaka tragedia spotkała grupę jego przyjaciół w słowackich górach na owianym złą sławą paśmie górskim Trybecz.
Czytając tę książkę, po prostu nie wiemy, co jest prawdą, a co wymysłem, czy to rodzaj reportażu, czy fikcja?
Nie do końca też wiadomo, czym jest samo zachowanie Kariki, który odcina się zarówno od swojego bohatera jak też od odpowiedzi na nurtujące nas pytania.
Moim zdaniem wyjątkowo ciekawa lektura, po którą warto sięgnąć.

„Na wschód od Edenu” John Steinbeck
Przed zrecenzowaniem tej książki z ciekawości zajrzałam do opinii czytelników i zauważyłam pewną prawidłowość, że albo się ją kocha, albo jest się nią bardzo rozczarowanym.
I przywodzi mi to na myśl słynną ziemniaczaną sałatkę brazylijską, której nauczyła mnie robić teściowa. Otóż ludzie za sałatką przepadają. Zakochują się w niej od pierwszego kęsa i ślubują jej miłość aż po grób. Ci zaś którzy jej nigdy nie próbowali, mają wielkie oczekiwania, wszak słyszeli, że nie ma sobie równych. Próbują i są rozczarowani – miało smakować jak ziemniaczane niebo, a to zaledwie ziemniaki z jajkiem i majonezem.
I dokładnie tak jest z dziełem Steinbecka.
Doskonale rozumiem osoby głęboko rozczarowane tą pozycją. Miały wielkie oczekiwania. Tymczasem to typowa saga rodzinna, ciągnąca się przez osiemset stron, które momentami nieznośnie się wleką.
Zwyczajni są główni bohaterowie poza jedną wyrazistą postacią. Kiedy zaczynamy czuć do nich sympatię, odchodzą szybko, bez ostrzeżenia i zbędnych łez.
Powieść w oczywisty sposób przywodzi na myśl biblijnych Kaina i Abla. Przeczytamy, że opowiada o walce dobra ze złem.
Dla mnie jednak to opowieść o odchodzeniu, o przejściowości, o tym, jak krótko trwają nasze radości i zmartwienia.
„Na wschód od Edenu” porwało mnie, wzruszyło i zmusiło do refleksji.
Bierzcie i czytajcie, ale bez wielkich oczekiwań.

„Śmierć pięknych saren” Ota Pavel
Są takie książki, które kojarzą mi się z biżuterią. Są tak piękne, że chcę je mieć blisko, móc ich w każdej chwili dotknąć, wrócić do zaznaczonych stron.
I taką właśnie pozycją jest dla mnie „Śmierć pięknych saren”. Literacko jest poprowadzona z mistrzowską lekkością.
To powrót autora do lat błogiego dzieciństwa w Czechosłowacji.
Pierwsze opowiadania przywodzą mi na myśl znanego pewnie wszystkim „Mikołajka”. Momentami bawią do łez, co potęguje narracja prowadzona przez chłopca, który gubi się w świecie dorosłych.
Dzieciństwo pełne wody, ryb i rozmaitych przygód, przerywa, a jakże – wojna.
Być może dlatego ta książka tak mocno zakotwiczyła się w moim sercu. Wojna przestała być opowieścią sprzed kilkudziesięciu lat, którą pamiętają nasi dziadkowie. Jest na wyciągnięcie naszej dłoni. Nie zadajemy już sobie pytania, jak to się mogło stać w XX wieku? Teraz pytamy, jak to się może dziać na naszych oczach?
Kiedy Pavel podsumowuje swoje życie, pisze tak:
„Kiedy czułem się lepiej, myślałam o tym, co było w życiu najpiękniejsze. Nie myślałam o miłości ani o swoich wędrówkach po świecie. Nie myślałam o nocnych lotach nad oceanem ani o tym, jak grałem w hokeja kanadyjskiego w praskiej Sparcie. Znów chadzałem nad potoki, rzeki, stawy i zapory. Uświadomiłem sobie, że to były najpiękniejsze chwile, jakie przeżyłem”.
Myślę, że kiedyś, gdy będę już staruszką, wspominającą jedynie 2022 rok, też będę wracać do moich samotnych chwil z lasem i polami pod Lublinem, z myślą, że były najpiękniejsze.
Chociaż „Śmierć samotnych saren” mam tylko w wersji elektronicznej, chcę ją kupić na papierze, żeby mieć ją pod ręką.
Piękna książka, czytajcie.

Zauważyłam, że w tych dniach do książek uciekam częściej niż kiedykolwiek. Myślę, że wytłumaczenie jest bardzo proste. Wolę przebywać w tamtych światach, bo mój stał się tak bardzo nieznośny.

Podobne posty

4 komentarze

Monia 6 kwietnia, 2022 - 11:34 am

Przepraszam, że tak nie odnośnie samej treści, ale nie jestem mamą, więc trudno mi się odnieść. Za to, gdy czytałam ten wpis poczułam, że super by było jakbyś napisała książkę (albo cała serię) w klimacie Jeżycjady, ale wiadomo… Trochę bardziej przystosowaną do aktualnej rzeczywistości. Masz taki ciepły sposób budowania narracji. Lubię Cię czytać. 🙂

Odpowiedź
Miss Ferreira 7 kwietnia, 2022 - 8:58 am

Dziękuję, bardzo to miłe <3

Odpowiedź
Justyna 13 kwietnia, 2022 - 1:38 pm

Mam w domu ,,Śmierć pięknych saren”, lecz wstyd się przyznać, jeszcze nie przeczytałam.
Natalia Grosiak z Mikromusic, pod wpływem lektury tej książki, napisała piękną piosenkę o tym samym tytule.

Odpowiedź
Sylwia 18 kwietnia, 2022 - 10:23 am

A ja bardzo dziękuję za wszelkie książkowe wpisy! Mimo, że jestem normalna dziewczyna i również mamą w podobnym wieku dużo bardziej czekam na jakieś szczątkowe choćby polecenia co czytasz i polecasz niż to czym się malujesz 😀 to żaden przytyk ani do Ciebie ani do mnie, po prostu chce żebyś wiedziała, że takich gości na blogu też masz! A i zgadzam się, „Na wschod od Edenu” to cudowna książka i podpisuje się pod każdym Twoim slowem. Próbuje przebrnąć teraz przez „Grona gniewu”, ale zupełnie mi to nie idzie póki co. Czytałaś? Miłego dnia!

Odpowiedź

Napisz komentarz