Wile razy o tym piszę – kocham powroty do domu. Za domem tęsknię, kiedy jestem na wakacjach. Podziwiam ludzi, żyjących na walizkach – ja bym nie mogła. Każdy wyjazd muszę „odchorować” dłuższym pobytem w domu. I choć może głupio się do tego przyznawać, bywa, że rezygnujemy z jakiegoś wyjazdu, bo tak dobrze nam w domu.
Kiedy w rok po przeprowadzce na wieś, nie byliśmy w stanie wykrzesać złotówki z naszej ziejącej dziury budżetowej na żadne wakacje, bez większego żalu spędziliśmy je w domu.
Czuliśmy się jak na all inclusive, tylko jedzenie było zdecydowanie lepsze, no i nie było obawy, że ktoś utonie w basenie. Bo nie było basenu.
– Za czym ty tak tęsknisz? – zapytała M., kiedy bez większego żalu opuszczałam Bieszczady.
– Za moimi łąkami, za spacerem z psem, za ekspresem do kawy, za wieczorami w kinie domowym, sporo tego jest… – odparłam, wyliczając.
Jestem przekonana, że warto mieć takie miejsce na ziemi, do którego się nie tylko wraca z radością, ale w którym na co dzień z przyjemnością się przebywa. Przecież większość z nas w domu spędza mnóstwo czasu. Niedawno moja przyjaciółka podejmowała decyzję o wynajmie lokum. Do wyboru miała dwa mieszkania – jedno stare i brzydkie z kuchnią wciśniętą w jakiś obskurny kąt, a drugie piękne, przestronne i nowoczesne, ale trzysta złotych droższe. Zapytała mnie o zdanie.
– Nawet się nie zastanawiaj, jeśli cię stać na to piękne, to bierz od razu, zrezygnujesz z nowych butów i jedzenia na mieście, ale będziesz miała miejsce, w którym chce się być.
Po kilku miesiącach podziękowała mi. – Miałaś rację. To mieszkanie sprawia mi taką radość, że chyba mogłabym płacić za nie jeszcze więcej.
Nie dawałam jej rad bez pokrycia, bo doskonale pamiętam moment, kiedy kilka lat temu przenieśliśmy się z brzydkiej klitki, do przestronnego mieszkania z olbrzymim tarasem, który pewnie niektórzy Czytelnicy pamiętają ze zdjęć. Jeśli w którymś momencie mojego życia szczęściu było blisko do szaleństwa, to właśnie w tym.
Nie opuszczała mnie myśl – dlaczego nie zrobiliśmy tego wcześniej?! Mogliśmy cieszyć się tym komfortem życia o wiele wiele dłużej. Już teraz wiem dlaczego.
W imię tego idiotycznego przekonania, że kilka lat człowiek się pomęczy byle gdzie, a potem to będzie mieszkał! Potem pójdzie na swoje.
Tymczasem po raz kolejny w życiu przekonałam się, że słowo „potem” jest okrutną pułapką.
W naszym przypadku oznaczało konkretnie dziewięć lat. Bo tyle czekaliśmy na jakąkolwiek zdolność kredytową ze względu na status mojego męża Brazylijczyka w Polsce.
Dosłownie dziś rano dostałam przemiłą wiadomość od Czytelniczki: „Saro, dziękuję, że wstawiasz te swoje wiejskie relacje. Właśnie przeprowadziliśmy się na wieś i Twoje wpisy, dodają mi otuchy. Sama wiesz, mimo szczęścia włącza się trochę syndrom spełnionego marzenia, okolice, ludzie – wszystko nowe i nieznane…”.
Podobnych wiadomości dostaję sporo, w tym również takich pisanych przez łzy – „nie wiem, dlaczego zdecydowaliśmy się na przeprowadzkę, tęsknię za miastem, brakuje mi wsi, nie jestem szczęśliwa, a myślałam, że będę”.
Bo jest coś jeszcze – odwaga do mieszkania tam, gdzie MY chcemy mieszkać, a nie gdzie nakazuje nam jakiś niezidentyfikowany imperatyw społeczny – dom pod miastem, jako ideał życiowego spełnienia (co za bzdura!), albo tam, gdzie widziałaby nas chętnie rodzina – ciotka, którą widujemy od święta, czy nawet rodzice.
Drodzy Czytelnicy – życzę Wam dziś takiego miejsca na Ziemi, do którego będziecie chcieli wracać z najlepszych wakacji, bo wtedy życie jest jakby wakacjami muśnięte w każdej chwili.
Pozdrawiam Was z mojego skrawka planety!
sukienka – lumpeks
4 komentarze
A moje ukochane miejsce to stara część Nowej Huty 🙂 kocham moje mieszkanie i nowohucka zieleń wśród szarych bloków która nazywam „nowohuckim ogrodami”. Zza liści przebijają się złote światła z okien, na każdym osiedlu dzieci biegają swobodnie wśród drzew i bloków. I jak o tym opowiadam to mało kto mnie rozumiem moim zamiłowaniu do tego właśnie miejsca.
Nawet nie wiesz Saro jak mi to dzisiaj, właśnie dzisiaj, było potrzebne! Bardzo serdecznie Cię pozdrawiam, słodkiej niedzieli! 🙂
Cześć,
Bardzo mądry wpis. Choć dla mnie bardziej liczy się z kim a nie gdzie 😉
Pozdrawiam,
Kasia
[…] tekst Miss Ferreiry o własnym kawałku planety tak mnie uderzył w miękkie. Blimsien udowodniła, że dom może być oswojony, nawet jeśli nie […]