CZY ISTNEIEJĄ IDEALNE ZWIĄZKI?

Autor: Miss Ferreira

Specjalnie nadałam mojemu dzisiejszemu wpisowi ten pretensjonalny tytuł rodem z Brawo Girl. Wszak wszyscy znamy odpowiedź na to pytanie – nie, idealne związki nie istnieją.
A jednak, kiedy we wtorek wspomniałam na stories, że robię dla męża kolację, bo w poniedziałek tak się pokłóciliśmy, że gdybym pod ręką miała prawnika, już byłabym rozwódką, dostałam całą masę wiadomości, że myśleliście, że tylko Wy się tak kłócicie.
Wtedy też uznałam, że z okazji Święta Zakochanych nie opowiem Wam o tym, jak bardzo się kochamy, ale o tym, że nikt na świecie nie potrafi człowieka wkurwić tak bardzo, jak jego druga połówka.

Kilka miesięcy temu mój mąż kupił nowy samochód. Mówię, że on, bo choć to nasz wspólny samochód, on miesiącami przeżywał ten zakup i właściwie nie mówił już o niczym innym.
Jako perfekcyjna nieidealna żona potrafię zupełnie się wyłączyć ze słuchania, jeśli mój mąż mówi o czymś, co kompletnie mnie nie interesuje, a nie chcę robić mu przykrości, bo wiem, że musi się komuś wygadać.
Kiedy więc prawił o samochodzie, ja snułam swoje odległe myśli na zupełnie inne tematy, od czasu do czasu, robiąc wstawki w stylu „podgrzewana kierownica? No nieźle”.
Bo trzeba Wam wiedzieć, że ze wszystkich nudnych tematów świata motoryzacja jest u mnie na podium.
A jak bardzo mnie to nudzi, niech świadczy fakt, że ostatnio żywiołowo tłumaczyłam znajomym, że dla mnie samochód to ma mieć dwa koła i jechać, nic więcej mnie nie interesuje!!
Wtedy K. nieśmiało uniósł dłoń i poprawił mnie:
– Chyba miałaś na myśli cztery koła?
– Oj tam, dwa cztery, co za różnica!

Po miesiącach oczekiwania nasz nowy samochód (z czterema kołami) zaparkował przed domem. Lśnił i kusił mojego męża, ten co chwila wyglądał przez okno lub wychodził, żeby popieścić karoserię swojego nowego pupila.
Przewracałam oczyma i myślałam, ileż można?! Metalowe pudło na kółkach, wielkie mi mecyje.
W pewną leniwą deszczową sobotę, kiedy mój mąż źle się czuł i spędzał dzień w łóżku, postanowiłam zabrać jego mechaniczną dziewczynę na przejażdżkę…
Stanęłam na skrzyżowaniu, przez moment myśląc, czy zabrać ją w prawo na asfaltową gładką drogę, czy w lewo na gruntową pełną prawdziwych przeciwności losu.
Dałam migacz w lewo, smagając stalowe konie batem gazu.
– No, pokaż mi, co takiego w tobie widzi mój mąż? – syknęłam, pędząc nasz nowy wóz przez dzikie pola, tonące w deszczu.
W pewnym momencie, poczułam, jak samochód wyrywa mi kierownicę i samoistnie skręca, mimo wszystkich kurew wykrzykiwanych przez mnie w jego stronę. Obrócił się o 180 stopni i utknął w błocie, kilometry od jakiejkolwiek cywilizacji.
Wzięłam głęboki oddech i najłagodniej jak potrafiłam, przemówiłam do nowej dziewczyny mojego męża.
– Nie rób mi tego. W tym związku jest miejsce dla nas obu. Po prostu nie każ mi dzwonić po męża i ciągnik, proszę…
Koła zabuksowały, obrzucając mnie błotem. Odpowiedziała.
Dodałam gazu. Samochodem szarpnęło i po chwili jechałam przed siebie.
Zaparkowałam przed domem. Zaniepokojony mąż otworzył mi drzwi:
– Gdzie ty byłaś tak dług… – nie dokończył, bo zobaczył swój nowiuteńki kilkudniowy samochód pokryty błotem od stóp do głów.
– Zrobiłam sobie taki mały off road, prawie się zakopałam – odparłam, jakby nic się nie wydarzyło.
– Zakopałaś? Tym samochodem?
– No wiesz, ja wiem, że to jest super samochód, ale leje deszcz, tam na polach to jest po prostu bagno, nic dziwnego.
– A włączyłaś tryb „off road”?
– Jaki tryb? – na moją odpowiedź przewrócił oczyma i westchnął – jutro tam pojedziemy, pokażesz mi, gdzie się zakopałaś, a ja ci pokażę, co w takiej sytuacji trzeba zrobić.
Słowo się rzekło i następnego dnia zaraz po śniadaniu, pędziliśmy dwie setki naszych koni mechanicznych przez pola. Mój mąż za kółkiem wyglądał jak sam Ayrton Senna. Sprawnie żonglował kierownicą, robiąc uniki przed każdą pułapką na drodze.
Gładko przejechał przez miejsce, w którym dzień wcześniej utknęłam, kwitując wszystko krótkim:
– Widzisz, to nie wina samochodu. Kwestia tego, jak się go prowadzi.
Przełknęłam ripostę, która zakwitła mi w gardle, bo nie chciałam marnować niedzieli na kłótnie i poprosiłam męża, żeby wysadził mnie przed domem, a on niech dalej hula sobie po polach swoją „terenówką”.
Po godzinie zaczęłam zerkać w okna z lekkim niepokojem, gdzie on jest?
Odpowiedź przyszła natychmiast z głębi mojego umysłu – pewnie się zakopał. Dziwne, tym samochodem – zakpiłam pod nosem.
Minęła kolejna godzina. Nie miałam już złudzeń, że mój mąż koczuje gdzieś w bagnie pośród pól, ale zraniona duma jeszcze nie pozwala mu do mnie zadzwonić. Nagle usłyszałam dźwięk telefonu.
– Tak, zakopałem się. Weź, proszę łopatę i przyjedź na koniec wsi, potem ci wytłumaczę jak tu dojść – powiedział, jakby było oczywiste, że już o wszystkim wiem i tylko czekałam na sygnał.
Zabrałam więc łopaty i po chwili brnęłam przez pola, zapadając się w błocie i plując bluzgami.
Gdy zobaczyłam męża i samochód, wiedziałam, że nie mogę odezwać się ani słowem, bo wszystko, co tylko teraz powiem, zostanie użyte przeciwko mnie. A uwierzcie mi, że niewypowiedzenie zdania „zakopałeś się? TYM SAMOCHODEM?!” kosztowało mnie więcej, niż Sasin przejebał na wybory, których nie było.
Zarzuciwszy sobie na niewyparzoną gębę wirtualny kaganiec, zaczęłam mieszać szpadlem w błotnej zupie. Dla świętego spokoju, bo było dla mnie jasne, że tu armia łopat nie pomoże. Po dziesięciu minutach oznajmiłam, że idę szukać traktora.
Na horyzoncie majaczyło jakieś gospodarstwo rolne. Ubabrana błotem, spocona i bliska płaczu, stanęłam przed drzwiami cudzego domu. Poczułam zapach niedzielnego obiadu i wtedy dotarł do mnie absurd tej sytuacji.
Obca baba cała ubłocona puka do Waszego domu na odludziu w porze niedzielnego obiadu.
Co robicie?
Nie miałam nic do stracenia. Zapukałam.
Po chwili uchyliły się drzwi, a z wąskiej szpary wyłoniło się nieufne kobiece oko.
– Dzień dobry, ja najmocniej przepraszam, że w niedzielę o tej porze, ale… ekhm, zakopaliśmy się z mężem samochodem tam w polu.
– Co? – drzwi uchyliły się na szerokość twarzy – gdzie w polu?
– Nooo, tam – wskazałam palcem.
– Jezusmaria, przecież leje od tygodnia, droga jest nieprzejezdna, co wam do łba strzeliło?!
– No wiem, wiem, bardzo nierozsądnie postąpiliśmy, no ale stało się…
– Ale po co żeście tu się pchali, gdzie chcieliście dojechać?! – dopytywała, a ja czułam, że dłużej nie wytrzymam. Wszystkie niewypowiedziane słowa kotłowały mi się w gardle. Czułam, jak cofają się do przełyku i niekontrolowane, wypadają z mojej niewyparzonej gęby.
– Coś pani powiem – wycedziłam – mąż kupił nowy samochód i chciał go wypróbować, a przecież pani pewnie wie, że nikt nie potrafi tak wkurwić kobiety od czasu do czasu tak, jak własny chłop, prawda?
Drzwi otworzyły się na oścież. W twarzy obcej kobiety dostrzegłam zrozumienie, uśmiechnęła się pojednawczo i powiedziała:
– Już wołam mojego, żeby odpalił traktor.

Uchodzimy z panem Ferreirą za bardzo udany związek. Wiem o tym dobrze, bo często słyszę, jak wy się tak dobraliście? Jak to możliwe, że wy ciągle jesteście tacy zakochani? Jaki jest wasz sposób na udane małżeństwo?
I powiem tak. Po piętnastu latach związku, czternastu małżeństwa, i roku zamknięcia w domu z mężem, kiedy nauczyłam się piec chleb, uważam, że związek jest jak zakwas.
Jeśli go nie karmisz i o niego nie dbasz, to nie ma opcji, że poradzi sobie sam.
Związek naprawdę jest jak zakwas, bo można go nawet wsadzić do lodówki na jakiś czas, potem wyjąć i będzie żył.
Kiedy więc zdarzają nam się chłodniejsze tygodnie, nie panikujemy.
Zanim zaczęłam piec chleb, wydawało mi się, że zrobienie zakwasu to bardzo trudna sprawa.
Kiedy okazało się, że zakwas to właściwie tylko woda i mąka, byłam w szoku.
Tu nie trzeba jakichś magicznych składników. Ja bym powiedziała, że najważniejsze są kompromis i świadomość swoich niedoskonałości.
Każdy jednak może mieć swój indywidualny przepis. Najważniejsze to dbać o zakwas.

Podobne posty

6 komentarzy

Ula 14 lutego, 2021 - 2:37 pm

Świetny post 🙂 bardzo pokrzepiający 🙂

Odpowiedź
Anonim 14 lutego, 2021 - 3:19 pm

A zdradzisz proszę jaki to samochód?😜😜

Odpowiedź
Miss Ferreira 15 lutego, 2021 - 6:57 am

Haha, Skoda Kodiaq 😀

Odpowiedź
Anonim 15 lutego, 2021 - 3:30 pm

Super autko🙂Mam i ja😜a i podobne przejścia tez miałam…

Odpowiedź
Agnieszka 16 lutego, 2021 - 6:04 pm

Hahaha, ale że tego nie powiedziałaś, to podziwiam!!! Szacun!

Odpowiedź
Marlenk9 14 lipca, 2021 - 9:11 am

Tytuł powinien brzmieć: ku pokrzepieniu serc żon i mężów;D To mnie uspokoilas, nie wezmę jednak rozwodu;D

Odpowiedź

Napisz komentarz