Właśnie odwiozłam dzieci do szkoły. Siedzę w kuchni chłepcąc czarną kawę bez cukru, bez której nie mogłabym chyba pchać tego wózka obowiązków.
Dziś na dworze jesień w całkiem łaskawej odsłonie. Brzozy oświetlone słońcem na tle grafitowego nieba, to moim zdaniem jeden z najpiękniejszych pejzaży przyrody.
To jest ta część poranka dla której wstaję. Po porannej tragifarsie dom zalewa cisza wręcz namacalna. To uczucie, kiedy tykający nieśmiało zegar zmienia się w generator decybeli.
I kiedy ciszę przenika zapach kawy. To jedyny moment dnia, którego nie bezczeszczę muzyką.
Ale pierwsze takty poranka są gwałtowne. Począwszy od znerwicowanego budzika, wrzynającego się w mózg, przez jęki budzonych, po lamenty szukających czegoś na ostatnia chwilę.
Jestem zdenerwowana. Pośpieszam ich. Złoszczę się, kiedy nie mogą znaleźć plecaka, czapki, szalika.
Jakbyś odkładał na miejsce to nie byłoby problemu!
Ten nie umył jeszcze zębów, ten wiosłuje w misce ze śniadaniem, ten nie założył skarpet, bo od dziś nie nosi, pani prosiła o wyrażenie zgody na wycieczkę, ktoś odkrywa zgniłego banana w plecaku, tamten zostawił w szkole buty, myślał o niebieskich migdałach i wrócił do domu w ciapach, teraz to sobie przypomina, mamo czy zadzwonisz do mamy A., bo chcemy się spotkać, nie mam żadnych czystych skarpet, wszystko w praniu! Jak to nie masz?! Ostatnio kupiłam Wam dwadzieścia par!! Ludzie, co wy robicie z tymi skarpetami?!! Pośpieszcie się! Musimy wychodzić! Zrobiłaś mi kanapkę z masłem? Ja wolę majonez. Mamo!! Ktoś mi zepsuł domek dla lalek. Nie mogę znaleźć książki do angielskiego. Czy ja dobrze słyszę, że nie jesteś spakowana?! Co z tymi skarpetami? Nie wiem! Załóż wczorajsze, przecież to jest jakiś cyrk, dopiero była cała szuflada! Pani mówiła, że składka… Ludzie!!! Musimy wychodzić! Jutro nie mam dla was litości, obudzę Was godzinę wcześniej! Poćwiczymy w samochodzie wierszyk? Taaaak, ale teraz się ubierz!! Nie, nie możesz iść w crocsach! Dlaczego?! Bo jest prawie zima. Wychodzimy! Rozumiem, że plecaków nie bierzecie?!
Odpalam silnik i biorę głęboki oddech.
Sofia ćwiczy wierszyk. Lolek patrzy tępo przez okno. Praktycznie jeszcze śpi. Marynia pyta, czy po lekcjach może do koleżanki.
Zatrzymujemy się pod szkołą. Gramolą się niezdarnie. Znowu zapominają plecaków, tym razem z samochodu. Dopinam im pod szyję kurtki, życzę dobrego dnia, powodzenia we wszystkim, całuję, jak kiedyś całowała nas moja mama i wyprawiam w świat.
Patrzę jak idą gęsiego. Z tymi niedorzecznie dużymi tornistrami.
I to jest ten moment, kiedy coś mnie rozrywa od wewnątrz. Kiedy mija cała złość. Kiedy wyrzucam sobie, że niepotrzebnie na nich podnosiłam głos. Jutro będzie inaczej.
Ten widok całej trójki maszerującej do szkoły… Niemożliwy do ubrania w słowa.
Coś jeszcze chcę do nich krzyknąć, ale głos więźnie mi w gardle… Patrzę na nich.
Jak kiedyś moja mama, która wyprawiała nas w świat. I też szliśmy gęsiego. Ostrożnie po poboczu. A ona wbiegała na górę na balkon i machała nam tak długo aż zniknęliśmy za drzewami.
I pewnie też oczy zachodziły jej łzami.
A potem przez chwilę słuchała ciszy i piła kawę.
Jak ja teraz.
***
34 komentarze
Piękne w swojej prostocie. I znowu się poryczałam. Buziaczki serdeczne.
Oj jak ja Cię rozumiem. Ta kawa w ciszy…… mam tak samo. P. S. Nie na temat, ale na zdjeciach nie wiadać tego co było widac w filmiku na fb tzn. masz przepiękne usta ?
O matko, na serio?! Dziękuję!
ja też płaczę przy kawie, czytając Twój wpis.
Pieknie, wzruszajaco, prawdziwie. Tez mi sie oczy zaszklily ?
Między moimi dziećmi jest 20 lat różnicy ? pierwsze na 20 -tkę drugie na 40 -tkę. Oboje kocham nad życie i wypełniają je całe. Ale były to w pewnym sensie jedynki w swoim czasie? dla rodziców takiej farajny jak Twoja? powinni stworzyć jakieś odznaczenia ? wielki szacun ?? dużo dzieci to dużo szczęścia ale jeszcze więcej trosk i zmartwień as le widok maszerujacych do szkoły uczniakow którzy jeszcze niedawno były malutkie … bezcenny
Kolejny raz trafilas ze swoim wpisem idealnie w punkt.
Cudowny tekst?
Oczywiście się poryczalam☺️
Opisałaś moje poranki,tez z trójka.
Jedyne co mi przychodzi do glowy to dziekuje❤️
Ja tez dziękuję 🙂
Te nerwowe poranki to chyba u każdego kto ma dzieci albo chociaż jedno 😉 pozdrawiam Martyna
Podobno tak!
Cudownie napisane ❤️
Dziękuję!
Nie mam dzieci, ale mam młodszą siostrę w wieku podstawówkowym i znam takie poranki. Uspokoję dziś mamę, że nie tylko ona ma podobne przeprawy z dzieckiem każdego ranka 😀
Koniecznie!
ja codziennie rano miewam pomysły, że będę sama uczyć moje dzieci, że do żadnej wstrętnej szkoły nie będą chodzić !!! nie będę patrzeć na ich smutne minki, wielkie plecaki i zaspane oczy!!! …………………po czym odpuszczam………….Trzeba przez to przejść…….życie:)
P.S. uwielbiam te Twoje opowieści dnia codziennego, takie Twoje i jednocześnie też TAKIE MOJE:)
Och, tulę Cię wirtualnie i tak bardzo rozumiem <3
Dziekuję Ci <3
Aż się wzruszyłam i wiem, ze mimo strachu, chce podobnych przeżyć.
jak dobrze, że jesteś w tym internecie :))naprawdę wielbię Twoje wpisy
Bardzo miło to czytać <3
A ja myslalam ze tylko ja tak mam 🙂
Dziękuję Ci o poranku za ten tekst-jak matka matce.
<3 A ja dziękuje Ci za odwiedziny :)
Przepieknie napisane, i takie… uniwersalne;) U nas tak bardzo podobnie, choć dzieci troche młodsze 🙂
Uwielbiam w twoim pisaniu o macierzyństwie to, jak nie lukrujesz codzienności, a jednocześnie pokazujesz jej słodycz. Ideanie wywazona dawka Chylę czoła nieustannie!
Pola dziękuję Ci <3 Przede wszystkim za to, że nieustanie tu zaglądasz!
Dobry wieczór,
Trafiłam tutaj dość dawno, dzięki znajomej z pracy, która opowiedziała o blogu pisanym w niezwykły sposób i reprezentującym ciekawy kunszt literacki. Z ciekawości zajrzałam i zaglądam do tej pory. Z czystą radością czytam o świecie, który mam nadzieję, niedługo mnie czeka. Mimo tego, że nie mam jeszcze dzieci strasznie się tutaj wzruszam i dziękuję za takie prawdziwe wpisy, które pokazują przyziemną codzienność ale jednocześnie pokazują czym ona jest naprawdę 🙂 Pozdrawiam!
Pięknie ubrane w słowa 🙂
A skarpety i ołówki to oni chyba żrą 😉
Kupuję dziesiątkami i ciągle nie ma…
Wzruszyłam się :)!!!
Rozumiem i mam tak ,to takie prawdziwe
Sama mam troje dzieci 12,10,7. Pomimo codziennego zmęczenia, porannego pospiechu, bo czasu mało, bo do pracy, do szkoły, lubię na nich patrzeć. Jak idą na przystanek z ogromnymi plecakami.Każde chce jeszcze na koniec buziaka.Moje małe skarby. patrzę na nich z trochę innej perspektywy. Pracuję w szpitalu w którym mam do czynienia z najgorszym co może spotkać rodzica. Ze śmiercią ich dzieci. Niestety zgonów jest dużo – to mnie stawia do pionu. Cieszę się każdą chwilą.
Moje“malutkie “córeczki są już na studiach ,a przeczytałam Twój tekst z ogromną przyjemnością..I oczy też mi się zaszkliły.Dziekuję ?
Między moimi dziećmi jest 20 lat różnicy ? pierwsze na 20 -tkę drugie na 40 -tkę. Oboje kocham nad życie i wypełniają je całe. Ale były to w pewnym sensie jedynki w swoim czasie? dla rodziców takiej farajny jak Twoja? powinni stworzyć jakieś odznaczenia ? wielki szacun ?? dużo dzieci to dużo szczęścia ale jeszcze więcej trosk i zmartwień as le widok maszerujacych do szkoły uczniakow którzy jeszcze niedawno były malutkie … bezcenny
Wyprawiałam tak moją czwórkę. Wydaje mi się, że to była sekunda, moment nieuwagi, a oni dorośli. A to juz 22 lata od pierwszego porodu. Dziś żałuję czasem, że nie miałam ich więcej. Np. szóstkę 😉 Ale dopiero dziś, gdy po kolei dorastają. Boże jak ja na to czekałam! Jak mi się dłużyło. Ile lęku w tym było…czy dam radę, czy kasy starczy, czy ich nie skrzywdzę swoją popędliwością, zmęczeniem, złością. A dziś mam 44 lata. I żal mi, że ten etap za mną. I nie umiem sobie wyobrazić kolejnego.