Tamtej nocy płatki śniegu nie spadały na ziemię niesione subtelnym podmuchem i nie kładły się na niej potulnie. Las dudnił. Drzewa drżały przed kolejnymi razami smagającego wiatru. Na oknie drewnianej chatki zawierucha malowała ruchome białe obrazy. Śnieżyca łomotała w struchlałe drzwi, zostawiając przed nimi piargi białego puchu.
Gdyby tej nocy ktoś ciepłą dłonią przetarł szybę lub starł z niej mróz ciepłym oddechem, zobaczyłyby w ciasnym wnętrzu chatki, chłopaka o gęstej czuprynie, szykującego się na tę wyjątkową noc.
Jak stawia na stole dwa nakrycia, a więc nie jest sam. Następnie podchodzi do niewielkiego świerku, ustawionego w rogu. Z pudełka wyjmuje ozdoby choinkowe. Na każdej gałązce czule układa zdjęcie. Fotografie przedstawiają te same osoby. Dziewczynę z małym dzieckiem.
Na każdej gałązce inna historia. Dziewczyna w błękitnym swetrze i dżinsowej spódnicy śmieje się do obiektywu. Pierwsze kroki ich córki, on czuwa, żeby nie upadła. Dziecko biegnie z wyciągniętymi rączkami do osoby robiącej zdjęcie, na kolejnym jest w piżamie i niebotycznie wielkich butach na obcasie.
W tle majaczy Kazimierz Dolny, dziewczyna dumnie pozuje z wypiekanym kogutem.
Choinka zapełnia się obrazami. Biało czarnymi i kolorowymi.
Chłopak siada do skromnej kolacji. Drugie nakrycie pozostaje puste. Tradycja mówi, że należy je zostawić dla niespodziewanego wędrowca.
Ale tej nocy do drzwi puka tylko śnieg.
Setki kilometrów dalej dziewczyna ze zdjęcia przygląda się pustemu nakryciu przy suto zastawionym stole i myśli o tym, którego dziś nie ma. Chce być dzielna, ale gula w gardle pęcznieje.
Próbuje go sobie wyobrazić. Co robi w tym momencie? Jest smutny czy wesoły? Radzi sobie z tęsknotą? Przywołuje w myślach brzmienie jego głosu. Jego twarz, kiedy się uśmiecha i kiedy intensywnie nad czymś myśli. Te oczy łagodne i stanowcze w oprawie gęstych brwi, subtelną zmarszczkę biegnącą wzdłuż czoła. I dłonie, czułe i szorstkie w dotyku, pokiereszowane ciężką pracą.
Z ciemni umysłu, jak fotografie, wywołuje wspólne chwile. Tamto letnie popołudnie w Kazimierzu Dolnym. Dzień, w którym córka zrobiła pierwszy krok i kiedy przymierzyła jej szpilki, pękali ze śmiechu.
Gdzie teraz jest? Czy ktoś zaprosił go do siebie na wigilię? Nie zniosłaby myśli, że jest całkiem sam.
Rok temu po raz pierwszy zorganizowaliśmy święta w naszym domu. W salonie wreszcie zawitał wielki stół, przy którym swobodnie może usiąść szesnaście osób. Nie mogłam się doczekać, aż go ustroję, tak żeby zaimponować Mamie, która robi to najpiękniej.
Na biało niebieskiej francuskiej zastawie ułożyłam gałązki barwinku, który rozsiał się samoistnie w brzozowym zagajniku za domem. Te same gałązki ozdobiły świeczniki, całość dopełniały wiązanki białych goździków.
W powietrzu unosił się zapach żurku, a niecierpliwe dzieci podskubywały mazurki.
Mamy z Mamą niepisaną umowę, że dajemy sobie znać, kiedy wyjeżdżamy z domu. To znaczy, że do przyjazdu gości zostaje dokładnie piętnaście minut. To czas, żeby zetrzeć z blatu ostatni paproch, ustawić buty równo obok siebie, pozamiatać podłogę, sprawdzić, czy ręcznik w łazience jest czysty, powiedzieć dzieciom „możecie patrzeć przez okno, zaraz będą dziadkowie” i czekać aż na horyzoncie zamajaczy znajomy samochód, wprawiając dzieci w radosny obłęd.
Ten staranny porządek na przyjazd gości nie wytrzymuje minuty. Buty tłoczą się w przedpokoju każdy w swoją stronę, blat ugina się pod ciężarem półmisków, ktoś popisowo wygniótł ręcznik w łazience i zostawił na nim karmelowy odcisk z mazurka, z gośćmi wbiegają do domu paprochy.
Ale to już nie ma znaczenia. Mama jest zachwycona stołem, Tata marzy o żurku, dzieci chwalą się mazurkami, siadamy do świątecznego śniadania. Jesteśmy razem.
Gadamy, śmiejemy się, plotkujemy, nabijamy z siebie nawzajem, ktoś nawet na chwilę wychodzi obrażony. Wspominamy. Stare czasy, inne święta.
– Jak dawno temu, kiedy jeszcze wasza mama była małą dziewczynką, mniejszą niż wy – powie babcia – dziadek spędzał święta sam w lesie, bo wyjechał za granicę, żeby zarobić na dom, w którym teraz mieszkają. Nie miał ozdób świątecznych, więc na choince ustawił zdjęcia.
Dzieci zasypią ją pytaniami, dlaczego nie mogła jechać z dziadkiem, albo do niego zadzwonić, albo pogadać na Skypie. Więc babcia zacznie opowieść o tych dziwnych czasach, kiedy za granicę nie można było, ot tak wyjechać, rozmowy telefoniczne się zamawiało, a o internecie nikt nawet nie marzył.
W te Święta wielu z nas nie zobaczy ukochanych osób. Ale możemy zrobić im prezent, który wyjątkowo teraz ucieszy. Fotoksiążkę od serca dla najbliższych. Można zamknąć w niej zdjęcia i myśli, wpisać dedykację, wyznanie miłości, napisać to, co czasem trudno powiedzieć w oczy.
Gotową fotoksiążkę możecie wysłać na adres odbiorcy. Nie martwcie się, jak przystało na prezent w paczce nie będzie paragonu, zamiast tego PIXBOOK prześle go Wam na mejla.
Co więcej, jeśli złożycie zamówienie do poniedziałku 6 kwietnia do godziny 23:59, firma PIXBOOK dostarczy Wam przesyłkę do świąt.
Bardzo często pytacie mnie o jakość fotoksiążek. Zapewniam Was, że będziecie usatysfakcjonowani. Jeśli wgrywacie zdjęcia dobrej jakości, to będą wyglądały świetnie.
Jeżeli nie macie pewności, czy Wasze zdjęcia są wystarczająco dobre, to nie martwcie się – system tworzenia fotoksiażek online jest bardzo intuicyjny, od razu wyłapie takie zdjęcie i wyświetli się Wam komunikat, że może wyglądać źle w druku.
Szczegółową instrukcję, jak zrobić fotoksiążkę, znajdziecie na moim story w zapisanych relacjach jako „fotoksiażka”.
Oczywiście mam dla Was kod rabatowy. Kod to FERREIRA i obniży cenę fotoksiążki A4 pion 44 strony do 39 zł/szt. (z 51 zł) + macie darmową dostawę kurierem bądź do Paczkomatu (do 7 kwietnia)! Kod jest wielokrotnego użytku i ważny do 20 kwietnia 2020 r.
Czasy są bardzo szczególne, w miarę możliwości kupujmy w lokalnych sklepach i wspierajmy polskie biznesy, żeby miały szansę przejść przez kryzys, jak najmniej poturbowane.
Być może nie wiecie, że PIXBOOK jest polską marką z Podkarpacia.
Tym razem zamówienie fotoksiążki to coś więcej niż tylko zakupy 🙂
Gdyby to były święta jak każde inne, internet pękałby w szwach od żartów, jak ciężko wytrzymać kilka wspólnych dni z rodziną. A teraz, kiedy każdy z nas poczuje, jak to jest tęsknić w święta, jakoś żal tych chwil.
Chciałbym, żeby stały się już wspomnieniem. Żebyśmy już mogli opowiadać, jak kiedyś zamknęli granicę, nie można było ot tak wyjechać, ani nawet wyjść z domu i całe szczęście, że zostały nam telefony, internet i fotoksiażki, bo inaczej byśmy zwariowali.
Czego Wam życzyć w te Święta? Normalności. Kiedyś była niewidzialna, dziś tak strasznie za nią tęsknimy.
I dużo dużo siły oraz czułych ludzi wokół.
*Wpis powstał we współpracy z marką PIXBOOK
12 komentarzy
Oczy same wypełniły się łzami podczas czytania.. Piękne słowa. To będzie pierwsza Wielkanoc mojego Synka i pierwsza w moim wykonaniu. Taka nowa nienormalna normalność.
Przesyłam całusy! Cudowne zdjęcia.
Aż mnie ciarki przeszły od początku wpisu. Niesamowicie piszesz. Jeśli chodzi o styl pisania to jesteś moim top 1 internetu <3 Dużo siły!
Płaczę…
Dzięki:- ) dzięki, dzięki, dzięki. Już wiem, co będę robiła dzisiaj wieczorem. Bardzo rzadko zdarza mi się kupić coś tylko dlatego, że ktoś to zarekomendował/zareklamował – jeśli nie myślę o zakupie nowych spodni, to nie skuszę się na zakup nawet najfajniejszych z reklamy tylko dlatego, że ją zobaczyłam.
Bardzo przyjemnie czytało się Twój wpis; wszystkie Twoje wpisy czyta się bardzo przyjemnie i Twój blog jest wyjątkowy: )
Pozdrawiam ciepło z Gliwic.
Sara, Ty jesteś Geniuszem:) Zrobię takie coś dla Mamy i Teściowej – na pewno taka niespodzianka chociaż minimalnie osłodzi im Święta, które muszą spędzić bez swoich dzieci.
Buziaki przesyłam!
PS Jak się ma sprawa z Twoją książką, kiedy w końcu będę mogła ją zakupić:)
Ja też uważam, że to będzie wyjątkowy prezent w tej sytuacji!
Książki jeszcze nie ma 😀 Jak bedzie, dam znać, obiecuję!
Z własnej głupoty, z której nie będę się tłumaczyć, ostatnich świąt Bożego Narodzenia nie spędziłam z rodzicami. Wmawiałam sobie, że odbiję to w Wielkanoc. A teraz granice zamknięte i chociaż bym nie wiem, jak chciała – nie dobiję sobie niczego. I tutaj solenni obiecuję – nie będzie już głupich wymówek, następne święta będą razem!
O tak, doskonale rozumiem.
W czasie kwarantanny namiętnie tworzę kolejne albumy na PIXBOOK’u. W sumie to dzięki Tobie, Saro :D!!! Dziękuję za inspirację. Mam nadzieję, że wkrótce będziemy mogli pojechać do rodziny i wspólnie pooglądać fotoksiążki :D!!!
Pozdrawiam serdecznie Ciebie i całą Twoją cudowną rodzinę :D!!!
Super to czytać, ja na myśl o spotkaniu z bliskimi po tym wszystkim aż mam ciary!
Witam.
Skusilam sie na fotoksiazke i zajmuje sie reyuszowaniem zdjec 🙂 Chcialam zapytac sie ktory format ksiazki jest fajniejszy – pion A4 czy pozioma? Mi sie wydaje. ze pion jest wygodniejszy, ale zdjecia wakacyjne, chyba lepiej sie preentuja w poziomie? Jakie sama wolisz i czy zauwzlas jakas wieksza roznice?
Kolejne pytanie, moze bardziej techniczne, ale ile to mniej wiecej zdjec, jesli wybiore ksiazke na 40 stron? Jak na razie zaczynam od wyjazdu wakacyjnego do Chorwacji (a bylo takich roznych wyjazdow kilka) i przywiozlam milion zdjec, to nie wiem czy „wcisnac kilka wyjazdow”, czy moze skupic sie na jednym wyjzdzie. Zmudna to praca wybor tych zdjec, szczegolnie kiedy tak ciezko mi sie zdecydowac, wiec mam nadzije, ze mozesz udzielic kilka wskazowek?
Pozdrawiam serdecznie!
Ja wolę książki w pionie, nie wiem czemu, wydają mi się po prostu fajniejsze i właściwie głównie takie zamawiam.
Zdjęcia możesz w książce układać w dowolny sposób, na stronie zmieścisz nawet 6. Ja polecam na jedenj stronie umieszczać 2, zazwyczaj tak robię, więc masz w albumie 80 zdjęć.
Ja bym zrobiła kilka książek mówiąc szczerze, zamiast upychać w jedną milion zdjęć.
Najłatwiej będzie Ci jeśli pogrupujesz zdjecia w foldery na komputerze, wtedy sama fotoksiazka nie pochłonie dużo czasu.
Wiem, że nie pomogłam Ci jakoś szczególnie, najlepiej robić te książki świeżo po wyjazdach, po prostu zrobić sobie takie postanowienie, inaczej te zdjecia się mnożą i trudno się połapać.
Ściskam, mam nadzieję, że dasz radę :))