Zupełnie nie wiem, od czego zacząć. Od kilku dni nie jestem w stanie skupić myśli na niczym innym. Nie mogę normalnie pisać, jeść, spać. Jeszcze w czwartek byłam przekonana, że będę na ten temat milczeć, bo mój blog nigdy nie był polityczną tubą. Zresztą polityka w ogromnym stopniu mnie brzydzi, kolejni rządzący zawodzą i władzę od lat wybieram na zasadzie podli czy oszuści, a i tak na końcu okazuje się, że są jednym i drugim.
Mam jednak poczucie, że przyszedł moment, kiedy trzeba być zimnym albo gorącym, nie można pozostać letnim.
Jeszcze kilka tygodni temu autentycznie oburzało mnie, kiedy ktoś Polskę porównywał do Białorusi, czy jakiegokolwiek innego zniewolonego kraju.
„Przecież w porównaniu do Białorusi my tu mamy jak u pana boga za piecem! Trochę szacunku dla Białorusinów!” – perorowałam w dyskusjach.
Ale jeszcze kilka tygodni temu, mądre głowy mówiły: „Kaczyński nie podniesie ręki na kompromis aborcyjny, bo wie, że to rozsierdzi ludzi, spokojnie, są granice, są świętości”. Jak widać nie dla tego człowieka.
Kiedy nasz marionetkowy Trybunał Konstytucyjny ogłosił w czwartek wyrok, stałam jak otępiała, bo intuicja mówiła mi, co teraz się wydarzy. Tysiące ludzi wyjdą na ulice w szycie pandemii. Do tego doprowadził jeden mały człowiek, nienawidzący ludzi.
Siadłam na podłodze w kuchni i zaczęłam ryczeć z bezsilności. Napisała do mnie Mama. Moja Mama, troskliwa, łagodna, dobra kobieta, wierna od lat kościołowi katolickiemu, choć wstydząca się za jego hierarchów na każdym kroku. Napisała tak: „jak to możliwe, że Polacy dali sobie narzucić taką władzę, takich ohydnych moralnie ludzi?”
Odpisałam jej „mamo, jestem tak wściekła, że życzę im wszystkim śmierci i nic na to nie poradzę”, po czym popłakałam się jeszcze mocniej, bo nikt nigdy nie wydobył ze mnie tak niskich, podłych, złych emocji aż do tego dnia.
Rządzący tym krajem uświadomili mi, że w odpowiednich warunkach i ja stanę się potworem, tego nie mogę im wybaczyć.
Więc tak, od czwartku walczę ze sobą, żeby dostrzegać w rządzących jakichś ludzi, jakichś bliźnich, wyobrażam sobie, że wracają do domów i ktoś ich kocha, ktoś uważa za dobrych, dla kogoś są całym światem, nawet jeśli to tylko świat kota. Muszę tak robić, bo inaczej czuję, jak trawi mnie od wewnątrz nienawiść i wiem, wiem, że ta nienawiść jest zła i wiem, że nigdzie mnie nie zaprowadzi.
Ale myśl, że postanowiono zdeptać ten kruchuteńki kompromis aborcyjny, który w praktyce dotyczy rocznie 1000 osób, kiedy szaleje pandemia, ludzie tracą prace, nie mają dostępu do służby zdrowia, słowem, kiedy jest TYLE INNYCH PALĄCYCH PROBLEMÓW, po prostu nie mieści mi się w głowie.
Ludzie oburzają się na hasło „wypierdalać”, ale czy istnieją bardziej adekwatne słowa do podłości, jaką nam wyrządzono?! Ja uważam, że nie ma wystarczająco mocnych przekleństw w języku polskim, żeby to opisać. Kurestwo to mało, skurwysyństwo to mało.
A więc władza podniosła na nas rękę, kiedy jesteśmy najbardziej bezbronni, powinniśmy ze względu na bezpieczeństwo i zdrowie, siedzieć w domach. Tymczasem tysiące ludzi protestuje.
Za moment będzie gigantyczna liczba zachorowań. Panowie w garniturach, chorzy na władzę, ogłoszą stan nadzwyczajny, my nie będziemy mogli wyjść na ulicę, oni będą mogli nas spacyfikować w imię prawa.
I co nam po tym zdrowiu w zniewolonym kraju?!
Dlatego wyszłam i ja, pierwszy raz w życiu.
O strachu
Tyle wiemy o sobie, ile nas sprawdzono – ten cytat przelewa się ostatnio falą przez social media.
I cóż, ja też się o sobie czegoś w tych dniach o sobie dowiedziałam, a mianowicie, że więcej we mnie tchórza niż bohaterki, choć uparcie utożsamiałam się całe życie z pozytywnymi postaciami filmów i literatury, myśląc „wiadomo, że ja bym postąpiła heroicznie!”.
Tymczasem mój heroizm rozbił się w pył już w czwartek, kiedy postanowiłam milczeć. Oczywiście palce mnie świerzbiły, żaby napisać, co myślę, ale zaraz się zreflektowałam, że nie uniosę hejtu.
Doskonale wiedziałam, że odezwą się oburzone głosy, że jak ja mogę być za zabijaniem dzieci nienarodzonych i że nie dam rady stawić temu czoła.
Odwagi starczyło mi, tylko żeby w piątek rano wrzucić swoje biało czarne zdjęcie z komentarzem, że jestem smutna, nie sugerując nawet wprost dlaczego. I tak znaleźli się ludzie, którzy obrzucili mnie gównem i bolało mnie to do tego stopnia, że cały dzień łykałam kolejne łzy.
To wtedy na facebooku zobaczyłam ogłoszenie o Strajku Kobiet w Lublinie.
– Idź!! Musisz! – usłyszałam w głowie głos.
– Ja?! Przecież to nie moja bajka, ja jestem łagodnym człowiekiem dialogu – polemizowałam z wewnętrznym głosem.
Idź, okaż wsparcie, nie musisz robić nic wbrew sobie.
Poczułam, jak wzbiera we mnie nagły entuzjazm. Pójdę. Nie muszę krzyczeć i wygrażać pięściami. Po prostu pójdę, będę jeszcze jednym więcej człowiekiem w tym tłumie, tylko tyle.
Na godzinę przed wyjazdem dopadł mnie kompletny paraliż. A jeśli mnie pobiją, zatrzymają, jeśli będzie niebezpiecznie? Przecież jest pandemia i przykaz, żeby siedzieć w domach, co robić?!
– Oczywiście jechać – odparł głos.
Szukałam kolejnych powodów, żeby zostać w domu, kiedy przyszły dzieci i zapytały, gdzie jadę.
– Na protest – odpowiedziałam, czując, jak pieczętuję swój los.
– Jaki protest? Co się dzieje? – dopytywały.
Powoli im tłumaczyłam, że stało się coś złego, ludzie, w których ręce oddaliśmy władzę, nadużywają jej. Podporządkowali sobie sądy, Trybunał Konstytucyjny, łamią konstytucję, nie szanują obywateli i że jeśli ja teraz nie pójdę na protest, to Polska niedługo może już nie być wolnym krajem. Dzieci słuchały mnie z szeroko otwartymi oczyma i na koniec chórem wrzasnęły: „chcemy jechać z tobą!!”.
Nie zabrałam ich właśnie ze względu na pandemię, ale moja cała odwaga wróciła.
Wysiadłam z samochodu w centrum miasta. Ludzie podążali w jednym kierunku. Patrzyliśmy sobie w oczy znad masek, szukając porozumienia.
Czy to możliwe, że wszyscy idą protestować?
Kiedy dotarłam pod Bramę Krakowską, zatkało mnie. Setki ludzi, mrowie. Zwykłych ludzi, takich ja, trochę nieśmiałych, niepewnych, zagubionych, wykurzonych z domu przez rządzących.
A jednak przyszli.
Chyba do tej pory nie rozumiałam, czym jest wspólnota, siostrzeństwo i braterstwo.
O cudzym sumieniu
Wychowałam się w rodzinie bardzo silnie związanej z kościołem katolickim. Chodziliśmy na pielgrzymki piesze do Częstochowy, wieczorami wspólnie się modliliśmy, jeździliśmy na roraty, najważniejszym czasem w roku było dla nas triduum paschalne, w naszym domu bardzo często gościli księża (naprawdę fajni ludzie), z którymi prowadziliśmy nieraz do rana rozmowy o etyce, moralności, religii.
Byłam wtedy bardzo blisko katolickiego Boga. Czułam się w pewien sposób uświęcona.
Jednocześnie był to czas, teraz już widzę to wyraźnie, kiedy najbliżej mi było do cudzych sumień.
Na lekcjach religii zaciekle broniłam dzieci nienarodzonych, cytując Matkę Teresę, że nie ma większej wojny na świecie, niż kiedy matka zabija swoje nienarodzone dziecko.
W tamtym czasie moja koleżanka zaszła w ciążę. Miała kilkanaście lat i mama załatwiła jej aborcję.
Nie potrafiłam na nią już nigdy spojrzeć inaczej niż obrzydzeniem i pogardą. Nigdy nie odezwałam się do niej ponownie, nigdy nie odebrałam od niej telefonu. Nie chciałam mieć z nią nic wspólnego.
A potem poszłam na studia, wyjechałam do Londynu i ze zdumieniem obserwowałam, że jest na świecie jakieś inne życie. Niepokoiło mnie to. Wszelka inność wydawała mi się zboczeniem z właściwej drogi. Wierzący inaczej, kochający inaczej, żyjący inaczej, postępujący inaczej…
Tyle zła na świecie, Boże, widzisz i nie grzmisz? A przecież droga jest jedyna i słuszna.
I muszę Wam powiedzieć, i sobie również Moi Drodzy Czytelnicy, że byłam swego czasu człowiekiem bardzo nietolerancyjnym, o wąskich horyzontach.
Co się zmieniło? Ano życie. Życie stawiające na mojej ścieżce ludzi innych, ale dobrych. To życie, każące mi podejmować decyzje, za które wcześniej potępiałam innych, a przecież sama chciałam być rozgrzeszona…
Życie, które z upływem lat stawało coraz bardziej kolorowe, a coraz mniej biało czarne.
Pojęłam też, że tak się z tym moim Bogiem zbratałam, że chciałam go trochę odciążyć, przecież on ma tyle ludzkich sumień do osądzenia, ja mu pomogę!
Panie Boże, mam tu listę! Ten dopuścił się zdrady, ta dokonała aborcji, ten kłamie i kradnie, ta jest cudzołożnicą.
– A ty?
– A ja? No ja jestem krystaliczna, przecież trzymam cię za nogi, nie widzisz?!
– A nie odwróciłaś się przypadkiem od twojej koleżanki?
– Boże, ale ona zrobiła coś strasznego! Usunęła nienarodzone dziecko!
– A więc ty usunęłaś ją z zycia? – zapytał Bóg.
Z upływem lat i doświadczeń, dotarło do mnie, że w posiadaniu mam tylko jedno sumienie – swoje i wara mi od innych.
O niechcianej ciąży
Opowiem Wam o czymś bardzo intymnym, co raczej chciałam zataić przed światem.
Nie mogę mieć kolejnych dzieci. Mam rozerwany mięsień macicy. To oznacza, że jeśli zajdę w ciążę, w którymś momencie moja macica pęknie, zabijając mnie i dziecko, bo nie ma instrumentów, żeby ten proces monitorować.
Dowiedziałam się o tym dwa miesiące temu, podczas wizyty kontrolnej, kiedy zasugerowałam lekarzowi, że myślimy o czwartym dziecku.
Z gabinetu lekarskiego wyszłam, nie tylko nie myśląc o kolejnym dziecku, ale na zupełnie miękkich nogach, przerażona, że nie miałam pojęcia, jak poważny jest to problem.
Dosłownie nie byłam w stanie oddychać.
Wcale nie dlatego, że żyję w kraju, gdzie w praktyce obowiązuje całkowity zakaz aborcji, ale dlatego, że musiałabym stanąć przed takim wyborem, który sam w sobie jest potwornym dramatem.
Spróbuj, na ułamek sekundy sobie to wyobrazić. Bez moralizowania, że XXI wiek i każdy wie, jak się zabezpieczać (przepraszam, skąd?! Ze szkoły? Wiele dziewczyn nie wie jak używać podpasek, a co dopiero wiedza o antykoncepcji!), bez ironii, złośliwości, pogardy, wyższości, cynizmu. Uruchom tylko empatię.
Jesteś w ciąży, która zabije dwie osoby, co robisz?
Piszę o tym, bo nie mogę pojąć, jak podczas tych rozmów (a teraz już awantur), pomija się matkę i z góry zakłada, że ona ma jakieś mordercze instynkty.
„Nikt nie broni życia własnego dziecka bardziej niż matka” – powiedział sędzia TK Piotr Pszczółkowski, który nie zgodził się z czwartkowym wyrokiem.
Powiecie zaraz, ale przecież są kobiety, które mówią, że aborcja to ulga. Oczywiście, że są. Były i będą. To niczego nie zmienia, wara Wam od ich sumień.
Zostawcie te sumienia Bogu, w którego tak wierzycie.
Biada wam
„On odparł: „I wam, uczonym w Prawie, biada! Bo nakładacie na ludzi ciężary nie do uniesienia, a sami nawet jednym palcem ciężarów tych nie dotykacie” (Łk, 11, 45-54).
Nie daje mi spokoju myśl, że o wyborze, który powinien należeć do kobiety, zadecydowali panowie w garniturach, sutannach i togach, którzy z racji swojej płci NIGDY nie doświadczą dramatu niechcianej ciąży.
Przecież to jest właśnie ta sytuacja, kiedy z pozycji miękkiej sofy, oceniamy cudzą dramatyczną rzeczywistość.
Przez internet przelewają się historie osób, którym przyszło zmierzyć się z rodzicielstwem, kiedy dziecko jest bardzo chore.
Te wszystkie śliczne dzieci z trisomią 21, którymi wycieracie sobie twarze, te wszystkie niepełnosprawne osoby, które odnoszą sukcesy, ci wszyscy cierpiący i chorzy od urodzenia ludzie, którzy cieszą się swoim życiem, nie są szczęśliwi dlatego, że uchroniłeś ich od aborcji. Serio.
Wiesz, dlaczego są szczęśliwi? Bo wychowali się we wspierających, wspaniałych rodzinach. Bo opiekowali się nimi ludzie, którzy mieli siłę a często także, jakże to prozaiczne… pieniądze. To nie są ludzie z DPS. Wiesz, co to DPS? Wpisz sobie w google Obrońco Życia. A potem idź i odwiedź najbliższy Twojego miejsca zamieszkania DPS dla dzieci. I posłuchaj osieroconych, ciężko niepełnosprawnych osób. Posłuchaj płaczu nastolatka, który od 5 lat nie widział matki, ale tęskni za nią każdego dnia. Poobserwuj dziesięcioletnią dziewczynkę o urodzie Pocahontas, która pełza po ziemi i nie rozumie ani słowa. Cieszy się, gdy ktoś ja przytuli. Ale mało kto ją przytula, bojąc się jej ostrych ząbków. Pogadaj z niepełnosprawną w lekkim stopniu dziewczyną o tym, jak była wielokrotnie gwałcona w domu… opieki. Idź o szóstej rano na oddział, kiedy dzieci budzą się po nocy i popatrz na szesnastolatka, który leży w swoich odchodach, umazany od stóp do głów. Wiesz dlaczego? Bo nasze Państwo, broniące Życia, przydziela dzieciakowi z DPS dwie pieluchy na dobę. Czaisz? Wyobrażasz sobie, że Twoje dziecko, ten śliczny, zdrowy bobas, którego tak kochasz, ma dwie pieluchy na dobę? – pisze Joanna Ławicka w felietonie dla Wysokich Obcasów.
Bo jak ktoś pięknie powiedział, w tym kraju życie się chroni od momentu poczęcia, do chwili, gdy okazuje się gejem.
– A więc lepiej te dzieci było zabić, tak? – zaraz ktoś napisze. Nie, ale jeśli jako rządzący wymagasz od innych heroizmu, to zapewnij mu warunki do godnego życia. Tymczasem, co robią nasi rządzący, kiedy w sejmie prostują rodzice dzieci z niepełnosprawnościami? Oddzielają się od nich kotarą, żeby ich widok nie ranił oczu.
Czy nie jest to oburzające i nikczemne?!
Miałam napisać kilka słów, wyszedł z tego wielki elaborat. Staram się wedrzeć do umysłu tego małego smutnego człowieka, który postanowił wzniecić w naszym kraju tę potworną burzę. Wiem, że będzie zachwycony, kiedy skoczymy sobie do gardeł. Nie róbmy tego.
W gruncie rzeczy nie walczymy o prawo do aborcji, ale o naszą wolność.
PS Ten tekst pisałam przed dzisiejszym przemówieniem Kaczyńskiego, nie mogę uwierzyć, że nawołuje do wojny domowe. Jestem przerażona.
40 komentarzy
Sara! Dziękuję Ci, że napisałaś, tak bardzo czekałam na to. Serce pęka, ja też się boję. Dzisiaj bylam,, na spacerze”, doszło do bójek. Boję sie, że ludzie dosłownie będą skakać sobie do gardeł, a nawoływania słońca narodu, dały na to przyzwolenie.
Dziękuję Ci za ten głos. Bardzo podobnie uważam. Do tego wszystkiego jestem w 10 tygodniu ciąży i jestem przerażona, a jako lekarz mam świadomość tak wielu możliwych komplikacji, że trudno o tym pisać. Mimo wszystko staram się myśleć pozytywnie, zajmować starszą córeczka, nie pozwolić na to, żeby to wszystko mnie sparaliżowało. I mam ogromną, ogromną nadzieję na zmianę.
Pozdrawiam serdecznie z Lublina 🙂
Saro, śledzę Twoje wpisy od dawna i nietrudno było odgadnąć Twoją orientację polityczną. Zanim przeczytasz dalszą część mojego komentarza wiedz, że nie zgadzam się z Tobą. Przykro mi z powodu diagnozy, którą otrzymałaś, zgadzam się, że to okropne, że ciąża zagraża Twojemu życiu i życiu dziecka. Nie zgadzam się jednak na aborcję na żądanie i dymisję rządu, który demokratycznie wybrała większość Polaków (to są oficjalne postulaty protestujących kobiet). Osoby o lewicowych poglądach jeszcze niedawno krzyczały „konstytucja”, podczas, gdy teraz domagają się jej zmiany. Nie zgadzam się na totalny relatywizm i zmianę poglądów zależną od tego, co akurat teraz wydaje się dla nas korzystne. Rodzicielstwo zawsze jest obarczone ryzykiem – wszyscy wiemy, że zdarzają się sytuacje, gdy dzieci rodzą się zdrowe, pojawia się choroba lub wypadek i mamy do czynienia z niepełnosprawnością. Niektóre kobiety rodzą psychopatów, którzy pozbawiają rodziców życia. Powiesz że to marginalne przypadki – tak jak i te, o których wspominasz we wpisie. Wiem, że wiele osób popierających protest myśli o tym nieznacznym odsetku aborcji, kiedy to naprawdę nie wiadomo jak postąpić, nie da się uratować obojga (matki i dziecka). Obserwując jednak hasła na transparentach, np. „aborcja na żądanie” i śledząc wypowiedzi protestujących kobiet odnoszę wrażenie (graniczące z pewnością) że nie o to chodzi – chodzi o prawo do całkowitej władzy nad życiem dziecka, prawa do aborcji na zasadzie „widzimisię”, braku odpowiedzialności za własne decyzje. Bardzo duży odsetek na marszach to młode kobiety: studentki lub licealistki, nie mające pojęcia o macierzyństwie. A same protesty,w obecnej bardzo wulgarnej formie, z aktami wandalizmu, w dobie pandemii to akt terroru – feministki zaniosą wirusa swoim matkom i siostrom ( bo i owszem, żeby głośno krzyczeć maseczki na brodzie). Saro, szanuję Cię i cenię, zachęcam do próby spojrzenia na problem z każdej strony, inaczej tracimy racjonalny ogląd i obiektywizm. Pozdrawiam, wszystkiego dobrego
„prawa do aborcji na zasadzie „widzimisię”? Nie obrazaj kobiet, Estero.
Aborcja na zadanie to wolnosc wyboru. WOLNOSC WYBORU.
Dzień dobry, muszę się wypowiedzieć w imieniu „lewicowych kobiet”, które wykrzykiwały hasło Konstytucja. Wyrok, który został wydany, przez Trybunał którego sędziowie są nieprawidłowo powołani juz sam w sobie jest nieważny. Kolejną kwestią jest to, że Konstytucja zapewnia prawo do ochrony zdrowia,w tym pojeciu oczywiście mieści się pojęcie zdrowia psychicznego kobiety. A same przepisy nie powinny być interpretowane pojedynczo tylko w odniesieniu do całości aktu prawnego. Pominę juz fakt, bezstronności np. Pani Krystyny Pawłowicz. Sama Konstytucja nie określa momentu rozpoczęcia zycia, o którym ciężko mówić w przypadku płodów pozbawionych mózgu.
W tym wszystkim nie chodzi o władze nad życiem dziecka ale nad własnym ciałem, możliwość życia w zgodzie z własnym sumieniem. Aktem terroryzmu było wydanie takiego wyroku, skazanie kobiet w obliczu tragedii jaka jest choroba dziecka,do przymusowego heroizmu. A wydanie takiego wyroku w okresie pandemii i kryzysu jest zwyczajną podłością ze strony pana Kaczyńskiego, bo nikt chyba nie udaje że on nie miał wpływu na orzeczenie.
Przykro mi ze rządzący zamiast dbać o zdrowie kobiet zmusili nas do wyjścia na ulice.
Ale mi się oberwało: wulgarna, awanturujaca się nieodpowiedzialna, żądna totalnej władzy nad dzieckiem bezdzietna studentka relatywistka 🙂 no i bezmyślna jeszcze, aborcjonistka na żądanie. No i terrorystka feministka. Łagodnie jak na głos pełen szacunku , nie?
Dziękuję za to co napisałaś. Jestem przerażona. Kompletnie…
Masz prawo nie zgadzać się z Sarą, tak jak i ja mam prawo nie zgadzać się z Tobą. Ale Ty nie masz prawa narzucać nam swojego światopoglądu. Żyj sobie w zgodzie ze swoim sumieniem i zostaw cudze ich właścicielom. Masz obowiązek akceptować fakt, że są ludzie, którzy popierają nawet prawo do aborcji na żądanie. I tacy, którzy nie wybrali obecnego rzadu, choć oba te postulaty nie muszą się w żaden sposób łączyć ze sobą. Twoja prawda nie jest prawdziwsza przez sam fakt, że jest najtwojsza. A Twój Bóg oceni Twoje i każde inne sumienie indywidualnie. I znakomicie poradzi sobie bez Twojej pomocy.
PS. Mój komentarz dotyczy wypowiedzi Estery, przepraszam za zamieszanie. Kas
Owszem, nie mam prawa narzucać swojego światopoglądu – proszę wskaż zatem w którym miejscu to robię? Wyraziłam opinię, poparłam przykładami, gdzie tu narzucanie zdania? Nie mówię że moja prawda jest lepsza, sugeruję by spojrzeć na problem z innej perspektywy. I nie, nie jest prawdą że muszę akceptować fakt, że są ludzie którzy popierają aborcję na żądanie – moim obowiązkiem jest ich szanować, ale nie muszę akceptować tego że chcą wprowadzić prawo do zabijania nienarodzonych dzieci. To tak ja ja bym Ci napisała że masz obowiązek akceptować demokratycznie wybrany rząd i jego decyzje – bzdura, nie musisz. Cały problem polega na tym, że osoby głośno krzyczące o wolności odmawiają tej wolności innym – twoja wypowiedź jest podszyta agresją…”Twój Bóg…oceni…poradzi sobie bez Twojej pomocy”…jak ja śmiałam wyrazić opinię inną niż Twoja i Sary. I w tym właśnie jest problem – krzyk, agresja, emocje na wierzchu, choć trudno odmówić pewnej racji. Jeżeli w przypadku tak trudnego moralnie zagadnienia jak kwestia ludzkiego życia ktoś nie ma żadnych wątpliwości jak powinno być to jest to dziwne i tego właśnie nie rozumiem. Ludzka wolność nie jest pozbawiona granic – chcesz czy nie jej granica zaczyna się tam, gdzie prawa i wolność innych osób. Dla jasności – nie jestem zwolenniczką decyzji TK – nie mam pojęcia jak powinno być, lecz nie ma we mnie zgody na postawę protestujących kobiet i tak jak Ty, mogę to wyrazić pisząc komentarz. Pozdrawiam
Co za interpretacja. Uderz w stół, a nożyce się odezwą… Nie dałam w swoim komentarzu upustu agresji – jeśli już coś narzucam, to – odrobinę pokory, która jest wszak podwaliną Twojej religii. Twojej, a nie mojej. Tylko tyle, i aż tyle. Pokory, bo czy Ty nie osądzasz innych i nie odsądzasz ich od (nomen omen) czci i wiary? Czy nie Ty narzucasz jedynie słuszny język dyskusji? Językowy obraz świata każdego człowieka, wybór słów: „płód”, „zarodek”, „dziecko”, „aborcja”, „zabijanie nienarodzonych”, „terminacja ciąży” odzwierciedlają jego światopogląd. Tyle i aż tyle. A dyskursów jest wiele.
Napisałam, że każdy ma sumienie i nie Twoją rolą jest je analizować i ferować wyroki w cudzych sprawach. Akceptacja literalnie oznacza miedzy innymi pogodzenie się z czymś, czego nie można zmienić. W tym zakresie jest to szacunek dla tego, kto głosi inne przekonania, lub uznaje coś, na co sami się wewnętrznie nie zgadzamy. A więc jeśli można coś zmienić… to właśnie zmieniamy. „To tak ja ja bym Ci napisała że masz obowiązek akceptować demokratycznie wybrany rząd i jego decyzje – bzdura, nie musisz” – to przykład bardzo przewrotnej logiki, bo właśnie w demokracji chodzi akceptację wyników wyborów. Ale naród ma prawo zmienić zdanie:)*
Wspomniany przez Ciebie relatywizm w kontekście światopoglądu nie ma wyłącznie pejoratywnego zabarwienia. Relatywizm to też zależność prawdy od poznającego ją podmiotu. I w tym sensie moja prawda jest moja, a Twoja Twoja. Dlatego argumentem erystycznym jest sugerowanie, że adwersarz nie przemyślał swojego stanowiska, nawet nie próbował rozważyć innych możliwości, obstając przy jednej z możliwych opcji bezrefleksyjnie i egoistycznie, a do tego irracjonalnie. Nie, to nie brak wątpliwości stoi za moim przekonaniem o prawie człowieka do wyboru – to raczej ich zbyt wielka liczba. Ale ja nie czuję się na siłach osądzać sumienia drugiego człowieka. Człowieka, który ma wolną wolę. I ja w nią nie ingeruję i nie oceniam. Wystarczy odrobina empatii i zgody na samostanowienie o sobie drugiego człowieka. Jeśli nie chcesz aborcji, to jej sobie nie rób, tak jak mówią feministki i feminiści. Parafrazując wspaniałomyślną łaskawość riposty: i trudno im odmówić pewnej racji 🙂
Ale niech każdy mierzy innych swoja miarą.
Przypomina mi się cytat: „Nie sądźcie, a nie będziecie sądzeni; nie potępiajcie, a nie będziecie potępieni; odpuszczajcie, a będzie wam odpuszczone. Dawajcie, a będzie wam dane; miarę dobrą, natłoczoną, utrzęsioną i opływającą wsypią w zanadrza wasze. Odmierzą wam bowiem taką miarą, jaką wy mierzycie”. Łk 6, 37-38.
I tak przy okazji: zamiast kruszyć kopie o życie nienarodzonych, może warto pomyśleć o ich przyszłym losie? Świetnie się do tego nadaje wiersz Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej. Długi, ale pozwolę sobie wkleić go w całości, bo tylko w całości jest głosem w toczącej się od lat dyskusji. Niech moc będzie z nami 🙂
Genialnemu przyjacielowi kobiet i dzieci
Boyowi-Żeleńskiemu – ofiarowuję.
Maria Pawlikowska-Jasnorzewska
Posłuchajcie nas i was, nieurodzonych
Dotąd cichych, dotąd bez obrony –
Chcemy bowiem przemówić nareszcie!
Nasze prawo – być dzieckiem miłości,
Powitanym jak najmilszy z gości.
Bez zapału ku nam się nie spieszcie!
Nasze prawo – to biała kołyska,
Pierś łabędzie poznana w uściskach,
Pod firanek zniesionym batystem.
Nasze prawo – krew pełna ekstazy
Pięknych dziewcząt i mężczyzn bez skazy,
I kość cienka, i źrenice czyste!
Nasze prawo – to godność człowieka!
Niech nam czoło potem nie ocieka,
Niech was w kabłąk nie zgina robota.
Nasze prawo – to radość istnienia,
A nie martwa cierpliwość kamienia,
A nie wieczna za śmiercią tęsknota!
– Ktoś nas budzi niespokojną nocą-
Z chmur wyciąga, wolno wiedzieć po co?-
Macie dla nas coś nad sen lepszego?
Nasze prawo – pozostać w przestrzeni
W odległości od świateł i cieni.
Mamy cierpieć? dla kogo? dla czego?
Nie wciągajcie nas, smutni, za sobą
W wasze życie osnute żałobą,
W przeraźliwą kronikę dzienników.
My nie chcemy ponurych suteren,
Przekleństwa ojca, wzniesionej siekiery.
Kołysanki z rzężenia i krzyku!
My nie chcemy pragnienia i głodu,
Chcemy pięknych, kwitnących ogrodów,
W pełnym słońcu chcemy przeżyć młodość.
Niech nas matki z bezmyślnego tłumu,
W imię Ducha Świętego rozumu,
Na stracenie bezmyślnie nie wiodą!
Więc nie straszcie nas życia rarogiem,
Bykiem strachu, godzącym nas rogiem,
Kwaśną nędzą o krótkim oddechu.
Cień latarni, posąg na przecznicy
Prostytutki ubiór bladolicy
Niech nas w ciężkim nie urodzi grzechu!
Najpierw dary zgromadźcie bogate,
Piękność, zdrowie, rozum i dostatek,
Potem słońcem ogrzejcie sypialnię.
Potem progi zamiećcie na czysto,
Zanim bytu wielką rzeczywistość
Zaprosicie – już nieodwołalnie.
Kiedy życie poczujemy bliskiem,
Drżąc, czekamy, więzieni łożyskiem,
Czy nam piekło, czy niebo się ziści?
Monstrualne pochyliwszy czoło,
Wzdęte myślą ciężką, niewesołą,
Jak ślimaki zwijamy się cisi.
Patrząc na bok oczami bez powiek,
Przeczuwamy, co świat nam opowie,
Gdy z czułego wyjdziemy ukrycia?
Chcemy prawa dla nieurodzonych!
Od suteren po zamki i trony
Niech nas broni przeciw grozie życia!
Chcemy prawa, chcemy adwokatów!
I postrachu dla tych dwojga katów,
Którzy w koło chcą nas zapleść krwawe.
Toż i tym, co się srebrzą od trądu,
Wolno rodzić nas, rodzić bez sądu,
Na pociechę, na straszną zabawę!
* Mowa o tym w pierwszym rozdziale Konstytucji – konkretnie w artykule czwartym 🙂 W preambule jest też zapis o uniwersalnych wartościach wywodzących się z różnych źródeł, nie tylko religijnych. Ale też i różne religie różnie sytuują początek ludzkiego życia, niekoniecznie wskazując na moment poczęcia. A to już niekoniecznie oczywista oczywistość 🙂
Podpisuję się pod wypowiedzią Estery.
Cenię bloga Sary, ale zrzucanie win całego świata na Kaczyńskiego jest niepoważne.
Postulaty antyaborcyjne wychodzą od części społeczeństwa, która w swoim sumieniu odczuwa silną potrzebę ochrony bezbronnych nienarodzonych dzieci.
W stanie Nowy Jork aborcja jest dopuszczalna do momentu narodzin dziecka. Nie daje nam to do myślenia?
Do takiego ideału wolności dążycie Pań
stwo na protestach?
Kobieta i mężczyzna zawsze mają wybór, to dziecko, nazywane „płodem”, żadnego wyboru nie ma.
Czy o swoim dziecku we wczesnej ciąży myślałyśmy-„mój płód”?
Wyrok Trybunału nie wprowadza zakazu aborcji w przypadku zagrożenia życia matki lub ciąży w wyniku gwałtu i kazirodztwa.
Nie siejmy dezinformacji.
Dla mnie Kaczyński jest w tym momencie największym zagrożeniem dla kraju. NIe zrzucam na niego win całego świata, ale winię za stan w jakim jest obecnie Polska. Mam nadzieję, że dożyję dnia kiedy stanie przed Trybunałem Stanu za podżeganie do wojny domowej i zostanie za to ukaranay.
Dziękuje. Dziękuje za to co napisałaś. Dziękuje za to, że poszłaś. Dziękuje za Twoją odwagę. Właśnie dzięki takim kobietą, dziewczyną które się odważą i pójdą ja mam mniejsze wyrzuty sumienia że iść nie mogę. Mogę Was tylko wspierać leżąc z niemowlęciem przy piersi.
Jakoś smutno mi się zrobiło czytając o Twoim podejściu do koleżanki która zrobiła aborcję. Pamiętam jak mój najlepszy kolega w liceum wyznał mi że jest gejem, jak potem opowiadał bardzo się tym stresował, chodził to szkolnego psychologa- dla mnie jego orientacja nie miała znaczenia, chyba nigdy nie wierzyłam ani w Boga ani w KK, oboje potem wypisaliśmy się z religii, przyjaźnimy się do dziś. Teraz myślę o tym co Ty- w swoich świętych czasach byś mu powiedziała i mam nadzieję że takich katolickich, ,,świętych” rodzin będzie coraz mniej. Jakich moralnych fikołków byśmy nie wyczyniali stanowisko Kościoła Katolickiego w sprawie aborcji, eutanazji, osób homoseksualnych zawsze było jasne. Poza tym, jaki ma sens indoktrynowanie własnej rodziny i dzieci by były posłuszne jednej, potężnej organizacji?
Jednej potężnej pedofilskiej mafii – lubię dosłownie ☺️! Zgadzam się z Twoim komentarzem. Dla mnie rodzice, którzy pchają dzieci do KK, tak naprawdę poniekąd wręczają je księżom pedofilom w ich tłuste łapy. I gdzieś mam uwagi, że generalizuję. To wynika z obserwacji. Każdy widzi to, co widzi. Kościół to dla mnie SAMO ZŁO i nigdy w życiu nie wyślę tam syna. Nie mam bierzmowania, ślubu kościelnego, moje dziecko nie jest ochrzczone, nie pojdzie do komunii, nie bedziemy nabijać kabzy kościołowi. I żyjemy, jesteśmy dobrymi ludźmi. Pracujemy uczciwie w tym powalonym kraju już 20 lat, spłacamy kredyty na całe życie, pomagamy ludziom, zwierzętom, dbamy o naszą planetę i lubimy świat. Tak zwyczajnie, nie w Bentleyach, bez pałacu i złotych sygnetów z drogocennymi kamieniami. Polski kościół to dla mnie moralne dno, nie zamierzam na tym dnie z nim siedzieć.
Dziękuję za ten głos w ciemności, która zaczyna nas oblepiać.
Nie mogłabym tego, co czuję, trafniej i dosadniej wyrazić. Czytając, połykałam łzy.
Tak bliskie jest mi to co napisałaś… Też byłam taką nastolatką. A po 20 latach widzę więcej odcieni świata. Moja koleżanka z pracy jest w ciężkim stanie w szpitalu z powodu COVID, a my musimy protestować. Chore to i straszne.
Saro dziękuję Ci za ten wpis <3
Jakbym czytała o sobie. Od dziecięcych pielgrzymek i rekolekcji przez otwarcie oczu na świat, po …rozerwaną po 3 cc macicę (już usuniętą dla własnego bezpieczeństwa)… Doskonale podsumowałaś obecną sytuaję. Ja też od kilku dni nie mogę się pozbierać. Smucę się i wściekam na zmianę na rządzących, takie coś w środku pandemii? Dzisiaj wieczorem mój wkurw osiągnął apogeum. Jestem przerażona ?
Nie piszę komentarz najczęściej. Tym razem chcę dołożyć swój głos do tej szali, która jest z Tobą, która czuje/myśli podobnie. I też jestem przerażona.
To co TK nam zgotowali to jest chore… Jestem katoliczką, ale nie rozumiem jak można kazać innym rodzić dzieci, jeśli ich nie chcą… Nie zgadzam się z tą decyzją, niech każdy decyduje o sobie…
Saro piekne slowa choc o tak smutnych historiach…
Łzy cisną się do oczu na to co się dzieje obecnie w kraju, ale zaciskają się też pięści polskich kobiet. Moje radykalne poglądy na kwestię aborcji też złagodniały jak trochę pożyłam i otworzyłam oczy na zakłamaną kościółkową narrację
Dla hejterów każda okazja do ataku jest dobra, bo jak im się coś w chorych mózgach ubzdura, to przyczepią się do najbardziej niewinnej czy wyważonej wypowiedzi. Zatem – nie mając nic do stracenia, warto po prostu robić i pisać swoje.
Dziękuję Ci za szczerość i odwagę. Myślę, że Twoje dzieci mają szczęście, że jesteś ich mamą.
Trzymajmy się razem i działajmy, każda i każdy na tyle, ile może.
<3
Kobieto, piszesz TAK, że serce się ściska, a łzy lecą strumieniami.Pozdrawiam serdecznie
Myślę sobie, że żeby móc spojrzeć na to z tej strony o której piszesz, to trzeba przekroczyć rubikon. A to jest – jak sama wiesz (i ja też bo mam baaardzo podobne zaplecze, z czego moja mama nie piszę do mnie tak; ona mnie oskarża o to że ustożsamiam się z nazistami, kobieta z wyższym wykształceniem, pracująca w instytucji kulturanej, jeżdząca z tą instytucją przez lata w tournee po Europie oraz swiecie) – jest trudne, wymagające i bolesne bo trzeba zburzyć te piedestały i zrozumieć, że zostały zbudowane na strachu a nie szacunku.
I wielu ludzi nigdy tego nie zrobi. Bo to oznacza wzięcie swojego życia w swoje ręce i poczucia ile ono waży i że trzeba teraz samemu robić to co było do tej pory podane na tacy – na ironię.
Podpisuję się pod każdym Twoim słowem. Dziękuję za ten tekst.
♥
Piszę dla uściślenia. W Polsce nie ma całkowitego zakazu aborcji. W takim przypadku jak twój, kiedy ciąża zagraża życiu matki, aborcja jest nadal dozwolona. Ostatnia zmiana dotyczy tylko aborcji eugenicznej. Być może to wiesz, ale z twojego tekstu wynika coś przeciwnego.
Tak, też to chciałam napisać.
Jeszcze chcialam dodać, że wiara w Boga i obecność w Kościele Katolickim nie musi oznaczać nietolerancji wobec ludzi o innych poglądach/sumieniach/orientacji seksualnej. Bardzo smuci mnie obecna sytuacja w kraju i atak na Kościół, są w nim zarówno dobrzy jak i źli, pogubieni ludzie. Wierzę, że więcej dobrych…
Będę szczera: jestem przeciwna aborcji, bo istotę rozwijającą się w łonie matki traktuję jako pełnoprawnego człowieka. Jednocześnie rozumiem dramatyczność wyborów, które się z nią wiążą. Nie znam najlepszego rozwiązania.
A to, że władza jest jaka jest… A, i nie wszyscy katolicy kochają PiS. To też tak dla uściślenia.
Bardzo Ci dziękuję Sara za ten tekst! Ja tez jestem katoliczką i myślę podobnie jak Ty. Tez byłam na proteście, nawet razem z córką, ale mieszkam teraz za granicą, więc to nie była żadna odwaga. Po prostu przyszedł moment, ze nie można dłużej milczeć.
Sara, Ty i Kasia Nosowska tak ładnie potraficie ująć w słowa, to czego doświadczamy i do tego z miłością. <3
Wstyd i przerażenie. Wstyd – że niby działając w imię wartości katolickich, zachowują się jak barbarzyńcy, że podburzają, skłócają, uczą nienawiści i agresji. Że w czasach tak niepewnych, tak ciężkich prowokują ludzi. Że sami – będący osobami bez rodzin, bez doświadczenia albo w wieku postprokreacyjnym, chcą decydować o sumieniach innych. Że nie zapewniają pomocy, opieki, wsparcia rodzinom doświadczającym takiej sytuacji, a chcą ich uczyć heroizmu. Temat poruszony tuż po wyborach, więc do następnych przycichnie, a jak przejdą dalej to co – zabiorą się za zakaz antykoncepcji i prezerwatywy będą sprzedawane spod lady?
Najbardziej boli to, że został w tę rozgrywkę wciągnięty kościół – nawet mimo woli. Że najbardziej na tym ucierpi, ale chyba taka jest cena za bratanie się z władzą.
I wstyd mi za naszą uczelnię – że straszy skreśleniami z list studentów tych, którzy protestują, żę odcina się od ks. Wierzbickiego, wstyd za ministra edukacji.
Wstyd i rozczarowanie.
Wstyd i przerażenie. Wstyd – że niby działając w imię wartości katolickich, zachowują się jak barbarzyńcy, że podburzają, skłócają, uczą nienawiści i agresji. Że w czasach tak niepewnych, tak ciężkich prowokują ludzi. Że sami – będący osobami bez rodzin, bez doświadczenia albo w wieku postprokreacyjnym, chcą decydować o sumieniach innych. Że nie zapewniają pomocy, opieki, wsparcia rodzinom doświadczającym takiej sytuacji, a chcą ich uczyć heroizmu. Temat poruszony tuż po wyborach, więc do następnych przycichnie, a jak przejdą dalej to co – zabiorą się za zakaz antykoncepcji i prezerwatywy będą sprzedawane spod lady?
Najbardziej boli to, że został w tę rozgrywkę wciągnięty kościół – nawet mimo woli. Że najbardziej na tym ucierpi, ale chyba taka jest cena za bratanie się z władzą.
I wstyd mi za naszą uczelnię – że straszy skreśleniami z list studentów tych, którzy protestują, żę odcina się od ks. Wierzbickiego, wstyd za ministra edukacji.
Wstyd i rozczarowanie.
Świetnie to napisałaś.. nie tylko czuję podobnie, ale mamy podobne doświadczenia..
Bardzo mnie porusza to, co się dzieje teraz. Boję się, że zdarzy się coś złego. Jestem rozrywana z jednej strony przez swoje liberalne myślenie, które daje miejsce ludziom na ocenę sytuacji, gdyż tylko oni wiedzą, jak to jest w niej być, a konserwatywne środowisko, które przypomina mi o wartościach, które osobiście wyznaję. Ale wyznaję je teraz, gdy siedzę sobie w ciepłym domu, z dala od tego problemu, a czy wyjdę z takiej sytuacji z tymi samymi przekonaniami o wszystkim co dobre i święte dla mnie dowiem się (a mam nadzieję, że nie), gdy ja zostanę sprawdzona.
Dziekuje za ten post. Kazdy glos jest wazny.
Dziękuję….
… zaś się poryczałam… ale… dziękuję Ci za ten tekst!!!