Hej Mamu,
Poranny Orszak Jęcząco Zawodzący właśnie zatrzasnął za sobą drzwi i ruszył na spotkanie kolejnego dnia.
Jak zwykle wyprawiłam ich w świat, namaszczając pocałunkiem i zapewnieniem o miłości.
Ale uwierz mi Mamu, są dni, kiedy nogi mnie świerzbią, żeby przyśpieszyć poranek zamaszystym kopniakiem i energicznym zaryglowaniem drzwi.
Czasem myślę, że jesteśmy jakąś wadliwą rodziną – o brzasku poranka wszyscy mamy dramatyczne niedobory uśmiechu, cierpliwości i ładu.
Ten poranny tryb slow motion, kiedy dzieci godzinami nurkują w misce z płatkami…
A potem całą wieczność powlekają się ubraniem…
Te powolne rozmyślania o egzystencji, rozwieszone między jednym a drugim butem…
Właśnie wtedy zaczynam odczuwać mrowienie w nogach.
Ale wiem, że do świętego spokoju zostało zaledwie jedno trzaśnięcie drzwi.
Jest!
Przez moment cisza w uszach świszczy. Potrzebuję chwili, żeby zrozumieć, że nie ogłuchłam.
Jesteśmy sami.
Tylko ja i cała reszta.
A więc jakaś instalacja z ubrań na sofie – doprawdy, autor wykazał się finezją.
Buty, które przywędrowały zdecydowanie za daleko.
Osierocone zabawki.
Nonszalancka para wczorajszych skarpet, czuląca się na podłodze.
Kuchenna Liga Niedojedzonych Kanapek.
Wiecznie zatłoczony zlew.
Zaczynam więc pacyfikować ten sajgon, od czasu do czasu spluwając bluzgiem i w głowę zachodząc, jak ogarnęłaś całą naszą piątkę Mamu?
Pierwszego wyraźnego. Jestem tam malutka, nie mam czterech lat. Jesteśmy wtedy tylko we trójkę – Ty, ja i tata – reszta smoków w niedalekiej przyszłości.
#Trochę strasznie, trochę śmiesznie
Wiesz Mamu, teraz kiedy samej przyszło mi matkować, rozumiem tak wiele.
Na przykład doskonale wiem już, że macierzyństwo to nieustanna chęć wyskoczenia przez okno.
Tak bardzo się cieszę, że nie uległaś pokusie.
A miałaś wiele, wiele powodów pomnożonych przez pięć dziarskich smoków.
Na przykład nigdy nie zapomnę tego śniadania. Pięknie zastawiony stół – zawsze się tak starałaś i nagle przez ten stół pędzi jajko na twardo. Pędzi chyżo wprost do kawy taty. Chlup!
Gawiedź zachwycona, śmiechom i chrumkaniom nie ma końca.
Albo jak chorowaliśmy.
Coś z pogranicza opery, domu wariatów i szpitala na peryferiach.
Gardłowy chorał na pięć głosów.
Jak mieliśmy ospę i staliśmy w kolejce do fioletowania. Ty kolorowałaś nas z miłością, a my zjeżdżaliśmy z tej fioletującej taśmy produkcyjnej, wyglądając jak egzotyczne zwierzęta.
Pamiętam też okłady z Twojej chłodnej dłoni na nasze rozpalone czoła. I jeszcze zapach rosołu, który wstawiałaś po jednej kaszlowej nutce. I jak ten parujący „rosołek” przynosiłaś do łóżka.
Boże, aż chciało się chorować!
A wiesz Mamu, czego nie pamiętam? Żeby Cię to nasze chorowanie męczyło. A przecież musiało.
Przecież musiałaś być skrajnie wycieńczona, kiedy zaginął roczny Jędrek i przez godzinę szukaliście go z tatą, przeczuwając najgorsze – tymczasem niesłusznie, wszak cały ten czas był całkiem bezpieczny w ramionach taty. Jak bardzo musiałaś być zmęczona Kochana Mamu, że go nie zauważyłaś?
Pamiętam też te gorsze numery – jak zakropliłam Kubie nos spirytusem, bo miał katar. Darł się, jakby go obdarli ze skóry – i nie wątpię, że to musi być podobne uczucie.
Najwyraźniej tego dnia uodpornił się nie tylko na katar, ale również na prąd – jak inaczej wytłumaczyć, że przeżył, dłubiąc w gniazdku tymi samymi drutami, na których robiłaś dla nas ciepłe czapki?
Jak Kuba rzucił Mery wyzwanie, że nie skoczy z dwóch metrów na beton, a ona bez mrugnięcia okiem rzuciła się w ramiona tej szalonej przygodzie.
I jak prawie miałaś zawał, kiedy z okazji prima aprilis pogryzły mnie psy, a ja na śmierć wykrwawiłam się keczupową krwią. Wiem, to było słabe. Dlatego rok później tylko ucięłam sobie palca na krajalnicy – od tego się nie umiera.
Jak cierpliwie odpowiadałaś na nasze wszystkie pytania, że wbrew pozorom Święty Józef to nie ciało niebieskie.
A pamiętasz, jak składaliśmy Ci te wszystkie niedorzeczne obietnice – że kupimy Ci wyspę, że będziesz miała służbę, że w końcu odpoczniesz?
No i cóż Mamu, co prawda spóźnione o dobre dwadzieścia lata, ale najszczersze przeprosiny za nasze zachowanie podczas jazdy samochodem.
Całkowicie dziś rozgrzeszam Waszą rękę strachu, którą nam na oślep groziliście.
Jeśli podobnie, jak ja teraz – marzyliście o szybie dźwiękoszczelnej, w pełni to rozumiem.
Na przykład doskonale wiem już, że macierzyństwo to nieustanna chęć wyskoczenia przez okno.
Tak bardzo się cieszę, że nie uległaś pokusie.
#Kiedy to zleciało
Często zaglądam do jednego wspomnienia z dzieciństwa.
Pierwszego wyraźnego. Jestem tam malutka, nie mam czterech lat. Jesteśmy wtedy tylko we trójkę – Ty, ja i tata – reszta smoków w niedalekiej przyszłości.
Obskurna stancja, utkana z kartonów. Z ekskluzywnych sprzętów – pracowita pralka Frania, materac i adapter, a na winylu Simon&Gurfunkel.
To wspomnienie ma trzydzieści lat.
Jest też kolejne, nieco młodsze, kiedy mam już rodzeństwo. Bardzo się spieszymy, bo zaraz „mama, wraca z pracy”. Obowiązki są podzielone równo, według wzrostu – najmłodszy układa buty w przedpokoju, trochę starszy zamiata, środkowy sprząta salon, najstarsza dwójka w kuchni.
Co moment ktoś z nas wygląda przez okno, czy już wróciłaś. Wtem okrzyk zwiadowcy: „mama już jest!” Naprędce poprawiamy wycieraczkę, czekamy aż otworzysz drzwi. Napięcie. Wchodzisz do domu i od progu chwalisz ten niezdarny porządek i te ziemniaki obdarte ze skóry do nieforemnego kwadratu: „To moje dzieci tak wspaniale posprzątały? I ugotowały obiad?”
Taaak! Teraz możesz odpocząć mamo!
Wiesz czemu to dziś wspominam, Mamu?
Bo ostatnio zaspałam. Kiedy weszłam do kuchni, prężnie działały tam jakieś krasnale.
Ktoś kiereszował naczynia pod kranem. Ktoś kroił łupy sera na śniadanie. Ktoś gotował w pięciolitrowym garnku dwie parówki. Ktoś włożył do koszyczka czerstwy chleb.
„Mamo! Możesz odpocząć, zrobiliśmy śniadanie!” – krzyknęły krasnale na mój widok.
Zasiadłam więc do uczty, przy tym koślawo zastawionym stole, myśląc – boże, kiedy to zleciało? Nagle ja jestem mamą, która może odpocząć?
Kiedy więc Poranny Orszak Zawodząco Jęczący, idzie na spotkanie kolejnego dnia, gdzieś między ulgą, a złością, słyszę, jak mówisz: „jeszcze za tym zatęsknisz”.
Wiem Mamu, że pojutrze tak będzie.
#Dziekuję
Teraz Mamu już wiem, że ten macierzyński żywot, utkany jest z rzeczy niewidzialnych.
Chciałam Ci podziękować.
Za to wszystko.
Za te starannie wyprasowane kołnierzyki.
Za pozwijane w kulki skarpetki.
Za wspólne posiłki.
Za pięknie nakryty stół.
Za czujny sen.
Za stroiki świąteczne dziergane po nocach.
Za kanapki do szkoły, zwłaszcza za te niezjedzone i zostawione na dnie plecaka.
Za prezenty w czasach, kiedy nie było niczego.
Za wsparcie.
Za ciepło.
Za otwarte drzwi do sypialni, gdybyśmy mieli zły sen.
Za zrobione na drutach swetry.
Za uszyty strój na bal przebierańców.
Za buziaki – na dobranoc, na dzień dobry, na do widzenia.
Za czułość.
Za gościnność.
Za motywację do bycia dobrym człowiekiem, dobrą mamą.
#Chodź Mamo, teraz ja Cię rozpieszczę
Wiem, że wiesz, dziś powiem to otwarcie – myszkowałam w Twoich rzeczach do upadłego.
Łudziłam się, że może kiedyś będę jak Ty.
Po prostu sprawdzałam czy pasują mi te same kolory, ten sam uśmiech, to niedorzeczne poczucie humoru.
Niestety zioła zawsze będę już hodować od razu suszone, kiepsko mi idzie z tymi kołnierzykami i nie potrafię przyszyć guzika.
Zaszczepiłaś za to we mnie prawdziwą pasję do bycia kobietą. Silną kobietą. Za to dziękuję Ci najbardziej.
Ciągle nie mogę kupić Ci wyspy, ani wynająć Ci służby.
Ale mogę Cię odrobinkę rozpieścić, chodź!
Chciałam Ci podziękować.
Zasiadłam więc do uczty, przy tym koślawo zastawionym stole, myśląc – boże, kiedy to zleciało? Nagle ja jestem mamą, która może odpocząć?

*Wpis powstał we współpracy z marką PANDORA.
52 komentarze
Pięknie napisane, Saro
Dziękuję!
Saro Twoje wpisy doprowadzają mnie do łez 😉 cudownie wyglądacie razem <3
Dziękujemy!
Piękne… Pozdrowienia dla Mamy! I dla całego Orszaku!!! Uśmiałam się, bo mój domowy orszak składa się z jednego Jęczącego Syna Ukochanego, a też czasem mam podobne pragnienia ?
Się nawzruszałam… <3
Lepiej bym tego nie ujęła. ..
Po prostu się poryczałam!
Masz na sobie ta samą sukienkę co mama na zdjęciu? Jesteście takie podobne,piękne kobiety?wzruszajacy wpis.
Taaak! To ta sama sukienka :))
Łzy mi lecą same, weź…
<3
Gdyby nie było tworzone przy współpracy Pandory, byłoby fajne. Mocno komercyjne to ukazanie miłości.
Hehe, niestety nie jestem w stanie pozwolić sobie na pracę pro bono, jak zresztą większość znanych mi ludzi.
Życzyłabym sobie, żeby ta niedorzeczna dyskusja, czy bloger ma prawo zarabiać na blogu, stała się wreszcie reliktem przeszłości.
Szkoda ze nie mogę kliknąć „lubię to” 🙂 a wpis bardzo mnie wzruszyl!
Ale Stefana nie napisała, że to kiepskie że zarabiasz tylko że kiepsko wybrzmiewa wyznanie miłości do mamy w postaci wpisu sponsorowanego. Zresztą nawet nie dałaś kontekstu dla tej współpracy – po prostu nagle na stole ląduje biżuteria i nawet nie wspominasz czy to prezent dla mamy czy dla ciebie czy właściwie dla kogo, tylko podpisujesz to korpo językiem. Nie hejtuję, ale mnie też ugryzło, że wzbijamy się na wyżyny a potem nagle bez zapowiedzi jest hajs.
Poza tym dziwnych znasz ludzi, skoro twierdzić że większość może pracować pro bono.
Więc dyskusja nie jest niedorzeczna, bo nie jest o prawie do zarabiania – tego nikt Ci nie odmawia.
Przede wszystkim w tym wpisie nie ma wyznania miłości i zupełnie nie o tym jest ten tekst. Specjalnie unikałam wyznawania mamie miłości – raz, że to zbyt intymne żeby robić to publicznie, dwa, że jak sama zauważyłaś – w kontekście wpisu sponsorowanego, wyglądałoby to słabo.
Tekst jest o trudzie macierzyńskim i przemijaniu czasu, jest też podziękowaniem dla mamy.
Stefania napisała, że byłoby fajnie gdyby nie współpraca z Pandorą, Ty natomiast piszesz, że „wzbiłam się na wyżyny”, a nagle hajs, czyli wg Was jest fajnie, ale smutno Wam, że na tym wpisie zarobiłam.
Więc dyskusja faktycznie jest niedorzeczna.
„Nawet nie dałaś kontekstu dla tej współpracy” – dla mnie ten wpis jest tak klarowny, że naprawdę nie widzę potrzeby robienia przypisów do oczywistości.
„Poza tym dziwnych znasz ludzi, skoro twierdzić że większość może pracować pro bono” – prawdopodobnie doskonale wiesz, że miałam na myśli „że podobnie jak inni nie mogę pracować za darmo”.
OBIE przepiękne i mądre 🙂 i OBIE gorąco pozdrawiam 🙂
Dziękujemy! <3
Mnie też to jakoś odebrało połowę radości z lektury.. Nie dlatego, że na tym zarobiłaś tylko dlatego, że NAGLE się okazuje, że to tekst dla zarobku. PS. Nie wiedziałam, że blog to Twoja praca. Myślałam, że piszesz dla przyjemności. Serio 🙂
Piszę dla przyjemności, nic w życiu nie sprawia mi większej frajdy, serio 🙂
Sara,a napisalabys kiedys o tym, w jakich jezykach rozmawiacie w domu? czy dzieci znaja portugalski? czy twoj maz nauczyl sie polskiego? w jakim jezyku teraz rozmawiacie miedzy soba? przy dzieciach? jak uczyliscie dzieci? to nie wscibstwo, pytam z ciekawosci, bo moj maz tez jest z innego kraju, wkrotce przeprowadzamy sie do Polski, a z racji, ze czytam cie od zawsze, to jestem po prostu ciekawa:)
Nie wiem, czy jest sens robić o tym cały wpis, ale już mówię jak to u nas wygląda.
Ja z mężem rozmawiamy po angielsku, on do dzieci mówi tylko po portugalsku, a ja oczywiście po polsku. Poza tym mąż bardzo szybko nauczył się polskiego – już po roku mówił nieźle, a obecnie mówi i pisze płynnie, ale wiem że ot nie norma i dla wielu obcokrajowców polski jest koszmarnie trudny. Mój mąż zdecydowanie ma talent do języków, bardzo szybko łapie każdy nowy język.
Co do dzieci – odpowiadają mężowi po polsku, ale kiedy jesteśmy w Brazylii po tygodniu przechodzą na płynny portugalski – to niesamowite.
Pewnie z czasem będziemy myśleć o tym, żeby nauczyły się czytać i pisać po portugalsku.
Mam nadzieję, że pomogłam, jakby co to pytaj śmiało!
dzieki Sara <3
A mnie ciekawi czy w takim razie dzieci mowia/rozumieja angielski (skoro mowicie miedzy soba po angielsku jestem ciekawa, na jakim pozomie go opanowaly).
Dzieci rozumieją angielski, ale nie mówią po angielsku 🙂
Piękny tekst, bo…prawdziwy. Chciałabym, żeby kiedyś moje dziecko mogło tak o mnie napisać. Wcale mi nie przeszkadza, że powstał we współpracy z marką Pandora. Nie wszystkie blogerki potrafią być takie szczere chociaż Pandora pojawia się w ich wpisach. I mam nadzieję, że dzięki tej współpracy mogła Pani podarować mamie coś pięknego i osobistego!
Miód na moje serce, kiedy czytam taki komentarz.
Czytelnicy są duszą tego bloga, bardzo Was szanuję, dostaję dużo komentarzy żebym pisała więcej. Żeby tak się stało muszę zarabiać – to tak oczywiste. Ale właśnie z szacunku do czytelnika, treści sponsorowane pojawiają się tak rzadko i staram się, żeby były podane jeszcze lepiej niż zazwyczaj.
Nie rozumiem skąd ten odwieczny zarzut, że jak bloger zarabia to się sprzedaje, idąc tym tokiem każdy kto zarabia, ten się sprzedaje. Za każdym blogiem, każdą książką, każdym tomikiem poezji, za sztuką – jest człowiek, który musi zapłacić rachunki.
Więc bardzo Ci dziękuję.
Moja Mama bardzo się ucieszyła z tego wpisu.
No i ryczę jak głupia. Ten tekst to najpiękniejszy prezent, jaki mogłaś dać mamie.
Och! Co za tekst! <3 Cudowny- przepiękny i szczery. Oczy się zaszkliły….( wcześniej zdarzyło mi się to min. na tekście o Lolku)
Mama z pewnością jest z Ciebie dumna.
Wpis, że Pandora nie przeszkadza mi wcale. Raz że jest na końcu, dwa że to co jest napisane wyżej z pewnością jest szczere i prawdziwe, nie wymyślone na potrzeby "reklamy" jako " tani chwyt marketingowy". A jeżeli się komuś nie podoba taka forma- przecież nie musi czytać blogów i denerwować że "wpis powstał we współpracy z…" 🙂
Ja z niecierpliwością czekam na każdy Twój nowy wpis!
pozdrawia grejpfrut. lbn. 🙂
Płaczę… No buczę normalnie…
Moje cudne kobiety. Tylko ja tak mogę napisać. Cholernie miło.
Sara, dla ludzi blogowanie to ciągle nie jest praca. Wyobrażają sobie, że cały internet jest za darmo. Kiedyś to się zmieni, mam nadzieję. Rób swoje i zarabiaj dobrze! Serdeczne i ciepłe pozdrowienia dla Ciebie i Mamy!
Świetny i wzruszający tekst 🙂 pozdrowienia dla Mamy.
Bo przecież zarabiać można tylko poza domem, między 8 a 16 ;). Bardzo fajny post, zazdroszczę takich relacji rodzinnych i wspomnień.
Pozdrawiam Was obie piękne i mądre kobiety.
opis poranka – jak u mnie! chociaż córka tylko jedna na razie (ale już niedługo) to mam ochotę codziennie udusić za to poranne spowolnienie….
PS. Twojej mamy sukienka po latach!!! o nie wierzę! 🙂 bomba!
Piekny wpis !!! Oczywiscie tez mi nie przeszkadza ze sponsowowany, bo…uwielbiam pandore 🙂 Do kazdego prezentu ( z wyjatkiem swetra zrobionego na drutach i wlasnarecznego ciasta) mozna sie przyczepic, ze sponsorowany….Dziewczyny…serio az tak Wam to kilka zdan z pandory przeszkadza??? Usciski dla 3 pokolen 🙂
Dziękuję Ci Aniu – mam taką zasadę, że nie reklamuję niczego, czego nie mogłabym zarekomendować przyjaciółce 🙂
Uściski!
Sara wzruszyłm się bardzo. Czy mogłabym wykorzystać fragmenty do nagrania filmiku z podziękowaniami dla rodziców który będzie wyświetlany na moim ślubie?
Pozdrawiam
O rety, no jasne, będę zaszczycona <3
Super, dzięki!!
😉 jeszcze coś dla taty ułoże i będa piękne podziękowania
O Mamu!! Ale się poryczalam! Podziwiam Ciebie i Twoja mamę. Ja dopiero nam jednego brzdąca a już nie wyrabiam 🙁 pozdrowienia serdeczne dla Was!
<3
Im więcej brzdąców, tym lepiej idzie :)
powtorze się… kocham Cie! mogłabym czytac dniami nocami! ps.bylam pewna,ze przefarbowalas wlosy i jakiś filt wrzucilas na fotke, a to Twoja mama <3
Dziękuję! <3
Ojejku! Wstyd się przyznać, bo w Internetach istniejesz od dawna, ale dopiero teraz trafiłam na Twojego bloga. I nie żałuję. Przy takim wpisie jak ten od razu robi się cieplej na serduchu <3 A Twoja mama musi być szalenie dumna z takiej córki!
O rety, dziękuję! Witam z radością nową czytelniczkę <3
Jesters bardzo podobna do many ?
[…] i zamknę jeszcze na klucz. Często teksty piszę jak listy. Mam w głowie adresata. Tak pisałam tekst o mojej Mamie z okazji Dnia Matki. Pisanie do adresata, nie tylko pobudza twórczo, ale wyzwala emocje. Nie […]
No siedzę i płaczę:) Tak mi jakoś umknął ten tekst i odnalazł mnie akurat w maju, akurat wtedy kiedy wszystkie trzy dzieciaki pojechały do babci na majówkę i mogę sobie chwilę posiedzieć w samotności i tak mi dziwnie w tej ciszy. Nie moge się nadziwić, że macierzyństwo to najgorsze i zarazem najlepsze co nas w życiu może spotkać:)
Ryczę. I dziękuję Ci za to :*